Kora, podobnie jak wielu innych wychowanków, w ośrodku w Jordanowie prowadzonym przez siostry zakonne, doświadczyła przemocy. Autorka jej najnowszej biografii w rozmowie z WP ujawniła szczegóły jej pobytu w tym - jak dziś wiemy - koszmarnym miejscu.

Kora mieszkała w ośrodku w Jordanowie. Traumę miała do końca życia

Wyzywanie, zamykanie w klatkach, bicie - to, co przeżyli niepełnosprawni podopieczni Domu Pomocy Społecznej w Jordanowie zszokowało, oburzyło i przeraziło całą Polskę. Kora, która jako dziecko przebywała w placówce również przeszła tam piekło. I choć było to 60 lat temu, nic się od tego czasu nie zmieniło.

Jestem szalenie zdumiona, że to ciągle trwa i daje się na to przyzwolenie. Kora była w tym ośrodku 60 lat temu i głośno mówiła o tym, co ją tam spotkało. Przerażające jest to, że zakonnice już dawno się tam zmieniły, a sposób wychowywania dzieci i opiekowania się nimi, pozostał - mówi w rozmowie z WP Beata Biały, autorka biografii Kory "Słońca bez końca".

Kora trafiła do Jordanowa z powodu choroby mamy, która nie miała sił zajmować się nią i jej siostrą. Niestety, choć dziewczynki były w podobnym wieku, zostały rozdzielone.

Kora trafiła do Domu Pomocy Społecznej w Jordanowie, kiedy jej mama zachorowała na gruźlicę. Miała wtedy cztery latka. I tak, jak sama napisała w swojej autobiografii, przeżyła tam pięć, naprawdę strasznych lat. Była tam wówczas z siostrą, Hanną, z którą nie mogła się nawet widywać. Działał tam bowiem taki system, że rodzeństwo nie ma prawa się do siebie zbliżać. Gdy raz udało im się siebie zobaczyć, na jakimś korytarzu, zostały za to ukarane - ujawnia Beata Biały.

Kora była traktowana jak więzień - zamiast imienia, miała numer.

Była numerem osiem, jak w obozie koncentracyjnym. Nikt nie zwracał się do niej po imieniu. Takie dziecko traci tożsamość, wiarę we własne możliwości i przekonanie, że świat jest dobry - relacjonuje jej biografka.

PIEKŁO DZIECI Z DPS-U W JORDANOWIE:

Kora w Jordanowie. Co tam przeżyła?

Beata Biały podkreśla w rozmowie z WP, że Kora wielokrotnie opowiadała o tym, czego doświadczyła w Jordanowie.

Zakonnice były dla nas w patologiczny sposób okrutne. Biły, wykręcały uszy, kazały - jak w bajce - klęczeć na grochu, znęcały się psychicznie. Miałam tak powykręcane, naderwane uszy, że dosłownie zwisały mi z głowy.

Ten fragment pochodzący z książki "Kora, Kora. A planety szaleją" świadczy jednoznacznie o przemocy wobec dzieci, która codziennością była zarówno w latach 60., jak i jeszcze kilka tygodni temu.

Zobacz także:

Kiedy któreś z dzieci zmoczyło się w nocy, co Korze jako małemu dziecku również się zdarzało, było jeszcze gorzej. Takie dziecko musiało uprać prześcieradło i suszyć je, trzymając ręce w górze, aż wyschnie. Zdarzało się, że dzieci było też wielokrotnie bite różańcem - ujawnia biografka artystki. 

Trauma, jaką pozostawił po sobie pobyt w Domu Pomocy Społecznej w Jordanowie nie opuściła Kory do końca życia.

CZYTAJ TAKŻE: