Przemoc w DPS-ie w Jordanowie: siostry zakonne znęcały się nad dziećmi z niepełnosprawnościami

Dyrektorką Domu Pomocy Społecznej w Jordanowie pod Krakowem jest siejąca postrach siostra Bronisława. W ośrodku pracują jeszcze siostry Alberta i Teresa i kilkoro świeckich pracowników. Kadra ma pod swoją opieką 47 osób. Są to wychowankowie niepełnosprawni umysłowo i ruchowo. „Pochodzą z patologicznych rodzin. Nie mają dokąd wracać, nikt się nimi nie interesuje, więc po osiągnięciu pełnoletności zostają w placówce” – relacjonują dziennikarze wp.pl, których śledztwo ujawniło koszmar w DPS-ie pod Krakowem.

Co działo się w DPS-ie w Jordanowie? "Trzeba ją zbić. Tylko tak, żeby nikt nie widział"

Siostry miały kilka przykazań - jedno z najważniejszymi były bezwzględne posłuszeństwo i spokój. Najbardziej denerwowało je zakłócanie mszy świętej i modlitwy. Za to groziły wymyślne kary i wyzwiska. "Po co przyprowadziłaś tego głupka? jak nie przestaniesz, to cię zbiję, do chuja wafla!, wstawaj, kurwa!, sraj pod siebie! – kiedy mówię w klatce, że chcę do toalety" - takie zdarzenia relacjonowała 19-letnia Nastka z zespołem Draveta (ciężka padaczka i zaburzenia osobowości). Nastolatka opowiedziała też jak pewnego razu zakonnice przyprowadziły wychowankę, która załatwiła się w pieluchę. "No dalej, wysmaruj ją" - zachęcały "opiekunki. Pewna dziewczynka została pobita, a także skopana na podłodze.

Pamiętam pewną scenę w świetlicy. Pacjentka miała czterdzieści, może pięćdziesiąt lat. Niepełnosprawność w stopniu znacznym. Krzyczała, wydawała różne odgłosy, kiwała się na krześle. Jedna z sióstr uderzyła ją w twarz otwartą ręką. Głowa kobiety odbiła się od ściany. Siostra mnie zobaczyła. Trochę się przestraszyła, że nowa może gdzieś donieść. - relacjonowała jedna z byłych pracownic DPS-u.

Wychowankowie byli zamykani w specjalnych klatkach na siłę i czasem na cały dzień za takie przewinienia jak bieganie, nie słuchanie się sióstr. Jak relacjonują świadkowie - nie można było im wyjść nawet do toalety. Musieli załatwiać się w pampersy.  Dzieci z głębokim upośledzeniem przywiązywano do szczebli łóżka, a nawet do krzesła na całą noc.

Raz usłyszałam od dyrektorki, że jak dziewczynka jest niegrzeczna, to trzeba ją zbić. Tylko tak, żeby nikt nie widział - opowiedziała była pracownica DPS.

Koszmar dzieci w DPS-ie w Jordanowie: "siostra przypominała Bunię z bajki o Gumisiach"

Dlaczego rodziny i opiekunowie nie zorientowali się, jaki koszmar przeżywają dzieci w DPS-ie w Jordanowie? Dlaczego kadra opiekunów w ośrodku pozostawała obojętna na koszmar, jaki przeżywały? 

Dziennikarze wp.pl rozmawiali z jedną z matek, której córka przebywała w ośrodku. Kobieta przyznała, że ciężką chorobę psychiczną córki okupiła depresją. Umieszczenie jej w instytucji prowadzonej przez siostry zakonne było jej ostatnią deską ratunku. Zwłaszcza, że dyrektorka w jej obecności sprawiała pozory kogoś zupełnie innego. 

Kilka razy jadą z córką do ośrodka w Jordanowie, by Nastka się zaaklimatyzowała. Siostra dyrektorka przypomina Bunię z bajki o Gumisiach: ciepła, dobra, słusznych rozmiarów. Cierpliwie oprowadza po ośrodku, pokazuje kościół, w którym dzieci modlą się z siostrami. Anastazja nie chce stamtąd wyjść. - opowiadała jak zakonnica uśpiła jej czujność. 

W całej tej historii dziwi też fakt obojętności i posłuszeństwa reszty opiekunów: sióstr zakonnych i świeckich wychowawców. Ich bierność pojawiała się nawet w opisach koszmarnych wydarzeń, w których brali udział.

W pierwszej grupie opiekunki wiążą osiemnastoletnią Emilię i dziewięcioletnią Zuzię. Mimo upośledzenia umysłowego, radziły sobie ze szczebelkami i wychodziły z łóżek. Na jedynce nie ma paska, więc wykorzystuje się np. szalik albo chustę. Szykujesz pętlę już za dnia. Wieczorem tylko zakładasz na dziecko i zaciskasz.

Dzieci są bite przez siostry zakonne, natomiast pracownicy świeccy stosują przemoc poprzez wykonywanie ich poleceń. Dotyczy to m.in. wsadzania do klatki czy wiązania. Najczęściej wiązała jednak Alberta. Myśmy z Olą odmawiały. Dzieciom zostają czerwone ślady, a raz opiekunka zacisnęła sznurek tak mocno, że nie mogłam Emilki rozwiązać. Zrobił się węzeł i musiałam pomagać sobie łyżką.

"W domu znajdują się osoby niepełnosprawne intelektualnie w różnym stopniu. Miejsce powinno być ich bezpieczną przystanią, ale tak nie jest. Jedna z sióstr dręczy podopiecznych fizycznie i psychicznie" - opowiadała jedna z byłych pracownic ośrodka, która przyznała że kadra była zastraszona, głównie utratą pracy. Ale czy to wydaje się być wystarczającym usprawiedliwieniem ich obojętności na krzywdę chorych i upośledzonych osób?

Zobacz także:

źródło: wp.pl