Wojciechowska, Podsiadło, Więdłocha i inni apelują

Martyna Wojciechowska, Magdalena Zawadzka, Danuta Stenka, Agnieszka Więdłocha, Magdalena Różczka, biskup Rafał Markowski, Tomasz Kot, Dawid Podsiadło, Antoni Pawlicki, Grzegorz Markowski, Janusz Gajos, Jan Holoubek, czyli ludzie kultury i Kościoła zebrali się, żeby razem zaapelować w ważnej sprawie. Ten apel powinien trafić do każdego bez względu na przekonania i poglądy polityczne, ponieważ cel jest znacznie ważniejszy.

Pierwszy raz zebraliśmy się razem w takim składzie! Ludzie kultury i Kościoła, ludzie o różnych profesjach i poglądach.
Jesteśmy razem, żeby zaapelować o POMOC.

Słowa wypowiedziane w nagraniu mają potężną moc i zaczynają się i kończą tymi samymi słowami: "Nikt nie zasługuje na śmierć w lesie".

Nikt nie zasługuje na śmierć w lesie. Człowieczeństwo nie ma nic wspólnego z barwami politycznymi. Kiedy pod naszym domem umiera człowiek z zimna i głodu, po prostu musimy mu pomóc.

Tego byliśmy uczeni od dziecka: w domu, szkole, kościele. Dlatego w czasie Wigilii przy stole jest jedno wolne miejsce. Z tego zawsze byliśmy dumni, niezależnie od przekonań.

Na polskiej granicy trwa kryzys humanitarny. Białoruski reżim zwabił tysiące ludzi w pułapkę. W tych warunkach skazani są na umieranie. Jesteśmy za utrzymaniem szczelności granic. Ale apelujemy o wpuszczenie na stałe do strefy stanu wyjątkowego, służb medycznych i pomocy humanitarnej.

Nikt nie zasługuje na śmierć w lesie.

Tak w całości brzmi apel wypowiedziany przez ludzi kultury i Kościoła. Jest on udostępniany w mediach społecznościowych i rozprzestrzenia się z prędkością światła. Wy też możecie go udostępnić.

Apel wspierają: Grupa Granica w składzie Nomada Stowarzyszenie, Stowarzyszenie Interwencji Prawnej, Homo Faber, Polskie Forum Migracyjne, Helsińska Fundacja Praw Człowieka, Salam Lab, Anna Alboth, Dom Otwarty, Centrum Pomocy Prawnej im. Haliny Nieć, CHLEBEM I SOLĄ, uchodźcy.info, RATS Agency, Kuchnia Konfliktu, Strefa WolnoSłowa, Przystanek "Świetlica" dla dzieci uchodźców, niezależne aktywistki i aktywiści, wiele mieszkanek i mieszkańców Pogranicza.

Maja Ostaszewska relacjonuje pobyt na granicy

Maja Ostaszewska kilka dni temu wróciła z tygodniowego pobytu na Podlasiu. Aktorka udała się tam, żeby zawieźć rzeczy z zainicjowanej przez nią zbiórki w Nowym Teatrze. Razem z Magdaleną Różczką, Anitą Sokołowską, Dominiką Sawio, Agatą Buzek i Jackiem Braciakiem zadbali o to, żeby zebrane rzeczy trafiły do potrzebujących. Maja Ostaszewska w swoich mediach społecznościowych relacjonuje, że w tym czasie miała okazję spotkać się z mieszkańcami i aktywistami.

Wszędzie spotykałyśmy wspaniałych ludzi, dla których niesienie pomocy uwięzionym w lasach ofiarom politycznej gry białoruskiego reżimu, jest oczywistością. Pracują bez wytchnienia poświęcając swój czas, zdrowie, narażając się na hejt. Nie interesuje ich polityka, widzą cierpiących ludzi w lesie. Kobiety, dzieci, mężczyzn. Wysłuchałyśmy ich historii, pytałyśmy czego potrzebują. Chciałyśmy, żeby wiedzieli, że nie są sami, że im dziękujemy i wspieramy z oddali, że będziemy przyjeżdżać. Pomaganie jest legalne. Podanie ciepłego posiłku, czystej wody, lekarstw i ciepłego koca ludziom na granicy życia jest naszym człowieczym obowiązkiem.

Aktorka dziękuje tym wszystkim, którzy "rozumieją powagę kryzysu humanitarnego na naszej wschodniej granicy. To, że uwięzieni w pasie przygranicznym ludzie są ofiarami politycznych gier. Potrzebują naszej pomocy. To mogliśmy być my."

W swoim ostatnim wpisie Maja Ostaszewska opisała dokładnie, jak wygląda sytuacja migrantów. Aktorka na własne oczy widziała strach, ból, cierpienie dzieci, matek, rodzin.

Zobacz także:

Byłam tam, w tamtym lesie. Tak blisko niewyobrażalnego cierpienia oszukanych, bezbronnych ludzi uwięzionych wbrew swojej woli. W chłodzie, strachu, doświadczających przemocy. Całych rodzin. Malutkich dzieci nierozumiejących dlaczego mama i tata nie zabierają ich do ciepłego domu. Przerażonych, zrozpaczonych rodziców, którzy nie mogą dać im poczucia bezpieczeństwa, a nawet gwarancji że nie umrą w tym lesie. Nastoletnich chłopców (w wieku mojego syna) przemarzniętych i wycieńczonych tak, że nie potrafili sami się przebrać. Proszących żeby pobyć z nimi, bo nie chcą zostać sami. Pobitego małżeństwa, któremu zabrano wszystko co mieli. Ludzi, którzy płaczą z wdzięczności za łyk czystej wody. W obliczu nadchodzących mrozów wszyscy oni mogą umrzeć.

Widok tego co zobaczyła, tak łatwo nie odejdzie. "O tym myślę, tym się zamartwiam. I myślę jeszcze o pięknych ludziach, którzy niosą tam pomoc. Mieszkańcach Podlasia i aktywistach. Ratujecie tych w lesie i ratujecie nasze człowieczeństwo. Jestem z Wami. Czytający to, proszę zobaczcie w uciekających przed wojnami, biedą, terrorem drugiego człowieka. Zobaczcie siebie po prostu. W tych przerażonych, błagających o pomoc oczach. Nie możemy być na to obojętni. Apelujmy o natychmiastowe dopuszczenie pomocy humanitarnej i medycznej. NIKT NIE ZASŁUGUE NA TO BY UMIERAĆ W LESIE."

W lesie przy granicy zmarło roczne dziecko

O śmierci rocznego dziecka przy granicy polsko-białoruskiej poinformowali ratownicy Polskiego Centrum Pomocy Międzynarodowej. Grupa w nocy udzielała pomocy trzem osobom. To od nich dowiedzieli się o śmierci dziecka.

Po godzinie 2:26 otrzymaliśmy zgłoszenie, że przynajmniej jedna osoba, która przebywa teraz w lesie, potrzebuje pomocy medycznej. Na miejscu okazało się, że poszkodowanych jest troje ludzi. W lesie byli od 1,5 miesiąca!" - napisali na Twitterze ratownicy PCPM.

Jak poinformowali ratownicy: "Młody mężczyzna miał silny ból podbrzusza. Był głodny i odwodniony. Oprócz niego pomocy potrzebowało syryjskie małżeństwo. Mężczyzna miał szarpaną ranę ręki, a kobieta ranę kłutą podudzia. "Ich roczne dziecko zmarło w lesie" - czytamy we wpisie PCPM na Twitterze.