Przed kamerami przebojowa bohaterka znanego serialu. W świetle fleszy emanuje urodą i niebywałym wdziękiem. W rozmowie przyznaje, że uwielbia spędzać czas w swoim domu. Jaka tak naprawdę jest Blake Lively, odtwórczyni roli Sereny van der Woodsen w popularnej „Plotkarze”? – Ludzie często pytają mnie o to, kim jestem. Wykrzykują: „Blake Lively! Jakie jest twoje prawdziwe imię?”. Jakby moje nazwisko było tylko pretensjonalną marką na potrzeby sceny. Żenujące jest odpowiadanie na takie pytania. Brat mojej babki nosił imię Blake. Siostra wpisała je na drzewie genealogicznym naszej rodziny, zanim się urodziłam. W domu wszyscy mówili: „Jeśli to będzie chłopiec, nazwiemy go Blake, jeśli dziewczynka, niech będzie Blakely”. Każdy był przekonany, że będę chłopcem, a tu niespodzianka. Ponieważ przez wiele miesięcy myśleli o mnie jako o Blake’u, tak już zostało – tłumaczy aktorka.

Blake Lively urodziła się w aktorskiej rodzinie. Jej ojciec, Ernie Lively, stawał także po drugiej stronie kamery (pierwsza rola Blake to postać Trixie w filmie „Sandman” z 1998 roku, który wyreżyserował), a mama, Elaine Lively, zajmowała się promowaniem młodych artystów. Blake ma czworo rodzeństwa: Erica, Jasona, Lori oraz Robyn, którzy także są aktorami. – Wszyscy jesteśmy w tym biznesie. Szalona rodzinka – dodaje po chwili ze śmiechem. U boku ojca zagrała w jednej z części zabawnych perypetii czterech przyjaciółek „Stowarzyszenie Wędrujących Dżinsów”. Wspólną pracę na planie wspomina jako coś niezwykłego: – Czułam się dziwnie, pracując obok taty. W jednej ze scen musiałam głośno na niego krzyknąć, zrobić mu awanturę, a ja nigdy tego nie robiłam. Zazwyczaj mocno go przytulałam...

Każdy dzieciak pcha się do piłki

Nigdy nie czuła pragnienia, by uciec z domu, wyszaleć się. Nie prowadziła bujnego życia towarzyskiego, nie miała chłopaka do czasu, gdy skończyła 17 lat. – Moja rodzina jest protestancka, ale to nie wyglądało tak, że rodzice byli bardzo surowi i tylko cały czas wyganiali nas do kościoła. Mama była grzeczną dziewczynką i mnie na taką też wychowywano. Nie chodzi o to, że spotykanie się z chłopakiem rodzice uważali za coś złego. Po prostu w szkole byłam bardzo nieśmiała, peszyłam się w towarzystwie chłopców. Bo poza tym byłam otwarta, angażowałam się w różne dodatkowe kółka po lekcjach, przewodniczyłam klasie, występowałam z grupą cheerleaderek, śpiewałam w chórze.

Uznana za najbardziej pożądaną kobietę świata 2011 roku przez brytyjski portal Askmen.com, dziś z dystansem patrzy na siebie z przeszłości. – Lubiłam grać w piłkę, choć nie wychodziło mi to najlepiej. Miałam przewagę, byłam wyższa niż większość dzieciaków, ale zawsze grałam w obronie. Nigdy nie pozwalali mi kopać piłki ani strzelać goli, ponieważ zazwyczaj traciłam podania i pudłowałam – śmieje się. – Byłam wysoka, chuda, niezdarna. Ale kiedy jesteś dzieckiem, pchasz się do piłki, nie chcesz tkwić w wyznaczonym miejscu. Znajomi zawsze mówili: „Upewnij się, czy stoisz na swojej pozycji!”. Gdy wszyscy już zebrali się przy piłce, krzyczeli: „Blake!!!”. Moim zadaniem było wbieganie w ten tłum, a wtedy dzieciaki uciekały przed wielkim potworem, który galopował prosto na nich. W ten sposób piłka była wolna, najlepszy zawodnik mógł ją przejąć i strzelić prosto do bramki.

Podmuch dobrego wiatru

Któregoś dnia jej starszy o sześć lat brat Eric zdecydował, że Blake powinna poznać Europę i jej zabytki, galerie. Zabrał ją na dwumiesięczną wycieczkę. – Niesamowita podróż! Odwiedziliśmy mnóstwo pięknych miejsc: Londyn, Cambridge, Florencję, Wenecję, Rzym, Kolonię, Brukselę, Paryż... Eric, najcudowniejszy brat pod słońcem, był dla mnie jak trzeci rodzic. Podczas naszej wyprawy usiadł obok mnie i zapytał, co chcę zrobić ze swoim życiem. Miałam wtedy 15 lat. Napisał mi na kartce wiele rzeczy, którymi mogłabym się zająć, ale żadna z nich mnie nie zainteresowała. Rok później powiedział: „Zostaniesz aktorką!”. I tak wszystko się zaczęło.

Zobacz także:

Eric zadzwonił do swoich agentów, by wysyłali Blake na przesłuchania. A ona, jako młodsza, zapatrzona w niego siostra, nie chciała go złościć, więc posłusznie chodziła na wszystkie castingi, żeby sprawić mu przyjemność. Po kilku miesiącach dziesiątków przesłuchań, dostała rolę w ekranizacji popularnej książki dla młodzieży Ann Brashares „Stowarzyszeniu Wędrujących Dżinsów”. Pokonała tysiące dziewczyn, nie posiadając nawet specjalnych referencji. Wystarczyło parę zdjęć, by zobaczyć, że jest stworzona do roli przebojowej Bridget.

Po sukcesie filmu wróciła do szkoły, aby ukończyć ostatni rok. – Z powodu zdjęć opuściłam tylko zakończenie roku. Całe lato pracowałam na planie i wróciłam trzy tygodnie przed rozpoczęciem zajęć. Tamte wakacje były dla mnie jak podmuch dobrego wiatru. Wiedziałam już, że aktorstwo jest tym, czego pragnę. Gdy obejrzała swój pierwszy film, była całkiem zadowolona, ale jednocześnie trzeźwo oceniła, że jeśli chodzi o umiejętności zawodowe, cała droga dopiero się rozpoczyna. – Aktorstwo nie polega tylko na staniu przed kamerą i wypowiadaniu swoich kwestii w odpowiednim momencie. Trzeba grać, wiarygodnie pokazać swoją postać, a do tego potrzebne są narzędzia, jak w każdym zawodzie. Nikt nigdy nie uczył mnie, jak to robić. Nie chodziła do szkoły aktorskiej, nie miała swojego nauczyciela, ale dorastała w aktorskiej rodzinie i to dziedzictwo bez wątpienia dało jej świetne zaplecze. – Wiem, że popełniałam sporo błędów. Cały proces mojej nauki każdy mógł obserwować na ekranie. To nie było fajne. Na szczęście z filmu na film byłam coraz lepsza.

Kocha to, co robi, a w dodatku jest w tym perfekcyjna. Teraz nie wyobraża sobie innego życia. Rola Bridget w dwóch częściach „Stowarzyszenia Wędrujących Dżinsów” przyniosła jej sympatię milionów widzów, ale to wcielenie się w rolę Sereny w „Plotkarze” odmieniło jej codzienność. – Serena dała mi wszystko. Dzięki niej z Burbank, małego miasteczka w Kalifornii, trafiłam do Hollywood. Przedtem głównym punktem programu dnia było chodzenie do szkoły, a jedyną rozrywką bywanie na organizowanych przez szkołę zbiórkach charytatywnych. Nastolatki do wyboru miały jeszcze mecze piłki nożnej, a dorośli sączenie martini w holu hotelu, który uchodził za eleganckie miejsce. Przeprowadziła się do Nowego Jorku, by tam układać sobie nowe życie. – Sława to nie tylko blask i uznanie. Ma też drugą stronę medalu. Ludzie próbują zanurzać się w twoje osobiste życie, tworzą plotki o tobie – jak serial, w odcinkach. Ustalają sprzeczki i kłótnie, które w ogóle nie miały miejsca, organizują randki i inne nieprawdopodobne przygody. No i uganiają się nieustająco za tobą z aparatem... Cóż, ta część popularności jest przykra.

Pies ładniejszy od pani

Lubi poznawać nowojorskie ulice, odwiedzać Europę, Paryż, Disneyland, lecz sekret jej szczęścia leży zupełnie gdzie indziej. – Uwielbiam spędzać czas w domu, gotować, piec ciastka, oglądać filmy i przytulać się – opowiada. – Nie chodzę do klubów, nie imprezuję, nie tańczę na stołach. Jestem niezdarą. Przed każdym tańcem, kiedy schodziłam po schodach do chłopaka, z którym byłam umówiona, zawsze spadałam ze stopni. Którejś nocy zaczęłam stepować do piosenki 50 Centa. Robię to, co sprawia, że dobrze się bawię. Nie staram się dopasować do jakiejś kategorii. Nie piję, nie biorę narkotyków, ale śpię na okrągło – śmieje się, charakterystycznym ruchem odrzucając do tyłu głowę. – Staram się unikać ekscesów typowych dla show-biznesu. Zbyt wielu młodych aktorów popełnia błędy i to w dodatku pod okiem kamer – dodaje poważnie. Nie jest typem imprezowiczki ani tym bardziej kokietki łamiącej kolejne serca. – Ludzie łączą moje życie z historią bohaterki, którą grałam w serialu. Tym bardziej że prywatnie ubieram się podobnie. Kiedy ostatnio powiedziałam, że miałam tylko czterech partnerów, ludzie nie chcieli uwierzyć. A to prawda. Byłam z niewieloma mężczyznami, ale i bez wielkich dramatów godziłam się z końcem związku. Wolę spędzać czas sama, niż być z kimś, kto mnie nie inspiruje. W każdym związku uczysz się czegoś nowego, dorastasz i chcesz iść dalej. Czasami w pojedynkę.

Obecnie Blake jest związana z aktorem Ryanem Reynoldsem. Nie dzieli się z mediami opowieściami o narzeczonym. Ceni swoją prywatność, podkreślając, że chęć bycia aktorem i pragnienie popularności to dwie różne rzeczy. Choć trudno to sobie wyobrazić, Blake, okrzyknięta jedną z najbardziej wpływowych osób, jest nieśmiała. – Zawsze gdy podchodzi do mnie ktoś nieznajomy, czuję się trochę niepewnie. Odkąd mam ślicznego psa, zaczepia mnie dużo ludzi. Zaczynają: „O mój Boże, to ty jesteś...”, wtedy myślę, że zaraz dokończą: „... tą dziewczną z »Plotkary«?”, a tymczasem oni: „... z tym uroczym psem?”. Taaaaak... Pies Blake wabi się Penny i jest suczką rasy goldendoodle (skrzyżowanie pudla z golden retrieverem). – Je kości i opycha się wszystkim, co znajdzie. Wszędzie ją ze sobą zabieram, bo lubię czuć przy sobie bicie drugiego serca. Penny jest dla mnie namiastką domu.

Uzależniona od Chanel

Czarno-biała fotografia, panorama miasta i Blake w pięknej cekinowej sukni. Zdjęcia wykonane przez fotografów Merta Alasa i Marcusa Piggotta w lutym, w zapierającej dech w piersiach rezydencji Sheats Goldstein w Los Angeles są częścią kampanii nowego zapachu Gucci. Perfumy noszą nazwę Première – od kolekcji marki z 2010 roku inspirowanej szykiem canneńskiego festiwalu.

Dyrektor kreatywna marki, Frida Giannini, wyznała, że wybrała akurat Blake ze względu na urodę, zamiłowanie do mody i świetny styl. To prawda. Aktorka ma doskonałe wyczucie mody, nie zatrudnia stylistów, sama wybiera sukienki, torebki, buty. Najwyżej przed ważnym wyjściem wysyła zdjęcie skomponowanego stroju do Christiana Louboutina i pyta o buty, które pasowałyby do jej kreacji.

– Kocham ubrania. Chanel jest po prostu dla mnie. To szczyt mistrzostwa. Wiem, że to głupie, jak bardzo uszczęśliwia mnie Chanel. Menedżer i przyjaciele muszą przywoływać mnie do porządku, bym przestała bez przerwy zaglądać do ich butików. Blake wcześniej brała udział w reklamach kolekcji torebek właśnie Chanel. Karl Lagerfeld mówił o jej szyku, którego w Ameryce brakuje. – Lively pokazuje dekolt, nogi. I to jest seksowne, pozbawione wulgarności. Blake promowała także markę Stelli McCartney w USA, słynącą z ubrań i dodatków projektowanych wyłącznie z ekologicznych materiałów. Moda to jedna z jej kolejnych pasji, ale – jak sama twierdzi – prawdziwy styl jest wtedy, gdy bez kompleksów mówisz, że dziś jesteś sobą.