Paulino, zaczynałaś w chórze kościelnym w Puławach, a doszłaś do tego, że prowadzisz „Must Be The Music”. Jak Ty to zrobiłaś? Jak to się stało, że ta rozśpiewana dziewczyna spod ołtarza zawędrowała do czołowych programów Polsatu?

To proste. Nigdy nie planowałam tak zwanej „kariery”. Robiłam to, co kocham.

Czyli receptą na zrobienie kariery jest nie chcieć zrobić kariery?!

Kariera, sukces, nie powinny być celem. To wszystko przychodzi z czasem, kiedy jesteśmy świetni w tym, co robimy, kiedy praca sprawia nam frajdę. Zawsze robiłam wszystko w zgodzie ze sobą. Intuicja, pasja i na pewno talent doprowadziły mnie do punktu, w którym jestem teraz. Tak jak nie ma przepisu na miłość, tak nie ma recepty na sukces. (śmiech)

Zanim zostałaś dziennikarką i prezenterką, przez lata wygrywałaś konkursy poezji śpiewanej. Kto w Tobie obudził tę pasję?

Talent muzyczny odkryła we mnie mama. Ona pierwsza zauważyła, że potrafię śpiewać. Jest mądra i kochana. Dała mi i moim braciom miłości za dwoje rodziców i poświęcała nam dużo uwagi i czasu. Nauczyła nas , co w życiu jest najważniejsze. Gdy Łukasz i Sebastian mięli po trzy i siedem lat, a ja pięć, zmarł mój tata. Mama była wtedy przy nim. Nie pożegnał się, bo nie przypuszczał, że tak się to skończy. Powiedział tylko, jakby przeczuwał: „przecież każdy kiedyś umrze”. Był wspaniałym, młodym człowiekiem, pełnym energii, pasji, kochającym życie i ludzi. Cieszę się, że jestem do niego podobna. Cały czas mi go brakuje, ale czuję jego nieustającą opiekę. Mama czasem mówi, że jestem „pod jego specjalnym nadzorem”.

Czujesz obecność ojca?

Zobacz także:

Cały czas. Wiadomo, że nie jest w stanie ustrzec mnie przed niebezpieczeństwami życia, ale czuję, że mnie wspiera.

Dostajesz od niego znaki?

Tak. To piękne, ale i smutne zarazem, bo wolałabym, żeby był ze mną naprawdę…

Jaki znak dał ci ostatnio?

Trudno o tym mówić… To jednak zbyt intymne. Zawsze miałam ogromne wsparcie od rodziców. Od taty dostawałam siłę „z góry”, a moja mama kochała nas ponad wszystko. Byliśmy biedni, ale miłości mieliśmy bardzo dużo! Mama miała też ogromną intuicję, która pozwalała jej wychwycić nasze talenty. Z trójką małych dzieci nie było jej łatwo. Praca, przedszkole, szkoła, lekcje, codzienne obowiązki. Nie miała nikogo, kto by jej pomagał. Zawsze mówiła, że po śmierci taty to dla nas musiała starać się jakoś żyć, ale wiem, że wcale nie miała na to siły. Biegała ze mną na zajęcia, na chór kościelny. Później zapisała mnie do zespołu pieśni i tańca ludowego „Powiśle”, gdzie śpiewałam solo. Następnie był zespół Michała Matrasa w puławskim ośrodku kultury, potem już sama zakładałam swoje zespoły. Po prostu chciałam śpiewać. To było moje największe marzenie. Do tego dobrze się uczyłam i nie sprawiałam mamie kłopotów.

Idealna córeczka.

Nie miałam czasu na „łobuzowanie”. Miałam pasję, a moja mama dbała o to, bym ją rozwijała. Pamiętam,   że Elżbieta Zapendowska była dla mnie wtedy kimś nieosiągalnym, bóstwem i wielkim autorytetem. Dziś nadal nim jest, ale stała się też moją kumpelą z programu „Must Be The Music”. Okazuje się, że życie ma dla nas różne niespodzianki.

Mimo, iż twierdzisz, że to wszystko wydarzyło się przypadkiem, twoje życie wygląda jak starannie zaprojektowana droga do kariery.

To nie plan, ale też nie przypadek. Nigdy nie kierowała mną chęć zrobienia kariery i nie było we mnie kalkulacji. Nie miałam ciśnienia tylko talent i pasję. Nigdy nie czekałam, aż coś spadnie mi z nieba! Jeździłam na warsztaty, konkursy, brałam udział w wielu programach telewizyjnych dla wokalistów, do tego byłam na studiach dziennych. Cały czas działałam, rozwijałam się.

 

Karierę zrobiłaś „przy okazji”?

Tak. Przy okazji realizowania swojej pasji. Widzisz, nawet się rymuje (śmiech). Jeżeli robimy coś, co kochamy, dzięki czemu jesteśmy szczęśliwi i w ten sposób możemy też zarabiać na życie, to już wielki sukces!  

Ty jednak nie poszłaś za swoją wielką pasją. Nie śpiewasz.

Ależ ja cały czas śpiewam! Scena jest moim miejscem pracy. Jestem dziennikarką i prezenterką, która w wolnych chwilach śpiewa w zespole. W moim życiu wszystko kręci się wokół muzyki. Moja mama powiedziała kiedyś, że modliła się o to, bym była na scenie. No i jestem (śmiech).

Ale nie stało się to tak szybko. Po zgarnięciu wielu nagród na festiwalach poezji śpiewanej wystąpiłaś w „Idolu”. To był przełom.

Michał Matras, mój instruktor od śpiewu z domu kultury w Puławach, stworzył na poczekaniu melodię do „Eroska”, ja dośpiewałam na próbie i z tym utworem pojechałam do Warszawy. Nie wygrałam, ale właśnie wtedy wciągnęła mnie telewizja.

W czasach twojego dzieciństwa, który utwór był twoim numerem popisowym?

„Jezus przez życie mnie wiedzie”. To była pierwsza piosenka, którą zaśpiewałam solo w chórze kościelnym. Kolejną śpiewałam już w „Powiślu”. Ostatnio oglądałam zdjęcie z tamtych czasów: mała dziewczynka w wianku i stroju ludowym na środku wielkiej sceny śpiewa: „Gdybym to ja miała skrzydełka jak gąska, poleciałabym ja za Jaśkiem do Śląska”. Ale oczywiście kluczowe były te, które wykonałam w „Idolu”. One otwierały mi kolejne drzwi...

Mówisz, że sukces przychodzi sam, gdy się ma pasję, jednak, żeby utrzymać się w show-biznesie, nie można być naiwnym, trzeba czasami być bezwzględnym, zawalczyć o siebie.

Nie jestem naiwna. Po prostu wierzę, że nie wszyscy są źli. Wyobraź sobie, że na co dzień można być w porządku względem siebie i innych. Reaguję, kiedy ktoś narusza moją przestrzeń i walczę o sprawiedliwość. Nie mylę cwaniactwa z inteligencją. Nie udaję i mam ogromną intuicję. Na swojej drodze spotykam różnych ludzi. Każdy ma prawo być, jaki chce i postępować jak chce.  

Ale pisze się też o tobie: „Wygryzła Cichopek i Popielewicz”. Albo: „Robi karierę tylko dlatego, że jest ulubienicą Niny Terentiew”…

To nie takie proste. Żeby być zauważonym, przeciętność nie wystarczy. Na to trzeba sobie solidnie zapracować. Będąc dziewczyną znikąd, robiłam niszowy program z muzyką alternatywną w TV4. Potem prezentując pogodę, przeszłam do wielkiego świata telewizji. Wiadomo, gdy wchodzi się w nowe środowisko, nie jest łatwo. Dzisiaj ludzie, którzy na początku podchodzili do mnie sceptycznie, chcą i lubią ze mną pracować. Uważam to za swój sukces.

A jak radzisz sobie z krytyką, z obgadywaniem, plotkowaniem?

Na to nie mamy wpływu. Jeżeli ktoś chce mówić o nas źle, to i tak powie. Odcinam się od tego. Mam swój azyl, wspaniałego męża, dom, rodzinę, oni są dla mnie najważniejsi. Czytam książki, uprawiam sport, który jest dla mnie jak medytacja – pomaga zdystansować się i oczyścić umysł. We wszystkim trzeba zachować proporcje. Bo życie umyka zbyt szybko.

Komu, poza mamą, najwięcej zawdzięczasz? Kto jest twoim mistrzem w życiu zawodowym?

Nigdy nikt mnie niczego nie uczył. Sama dochodziłam do wszystkiego. Uważam, że samemu należy nauczyć się warsztatu i odnaleźć swój styl. W telewizji tak naprawdę każdy jest sam.

Jeśli rodzina jest taka ważna, to powinnaś już myśleć o…

Nic nie powinnam! 

 

Chcesz mieć dużą rodzinę?

Prowadząc program „Bezpieczne wakacje”, rozmawiałam z pewną góralką. To była dziewczyna w moim wieku. Stała tak przede mną w góralskim stroju, z pięknymi haftami i zapytałam ją: „A ty, ile masz dzieci?” Na co ona: „Chciałam ośmioro, jak prawie wszyscy tu we wsi. Ale mam jedno. Bóg nie dał”. Na pewne rzeczy nie mamy wpływu. Uważam, że jest to temat bardzo delikatny, intymny.

Ale to pytanie wisi nad tobą...

Jest to temat, który mnie irytuje. Po prostu nie uważam, że kobieta po trzydziestce powinna się ciągle spowiadać z tego, kiedy chce mieć dziecko i dlaczego jeszcze go nie ma. Nie muszę zaspokajać ciekawości innych.

A jesteś gotowa zrezygnować z kariery?

Lubię to, co robię i jestem bardzo dobrze zorganizowana. Nie widzę przeszkód, żeby będąc w ciąży, pracować.

I będziesz prowadziła sylwestra z brzuszkiem?

Moja koleżanka jest właśnie w szóstym miesiącu i denerwuje się, gdy słyszy pytania, czy odchodzi z pracy. Jeśli kobieta świetnie się czuje, nie jest chora, to chyba może pracować?

Ale dziecko angażuje mocno kobietę. Nie boisz się, że wypadniesz z obiegu?

Stereotypowe myślenie. Czyż nie powinniśmy skupiać się w życiu na rzeczach najważniejszych? Wszyscy dookoła czegoś się boją. Jestem inna. Nie boję się. Życie z dnia na dzień potrafi przynieść nam niesamowite rzeczy.

Czyli nie boisz się macierzyństwa, tego, że będziesz musiała wybierać między karierą a dzieckiem?

Nie. Poza tym, co ja mam tu do powiedzenia?! To są bardzo silne instynkty. Myślę, że bylibyśmy z Piotrem świetnymi rodzicami. Dziecko jest wielkim szczęściem dla rodziców.

Piotra poznałaś kiedy miałaś 17 lat.

Może nawet wcześniej, tylko nie byliśmy od razu parą.

Piotr jest starszy od ciebie o 10 lat, tak jak ty pochodzi z Puław…

Mój ojciec też był starszy od mamy o 10 lat. Poznaliśmy się z Piotrem przypadkiem, na ulicy. Przedstawił nas sobie wspólny kolega. Piotrek bardzo mi się spodobał, ale byłam zbyt młoda i nie myślałam wtedy o związku. Pamiętam, że po naszym pierwszym spotkaniu, zwierzyłam się koleżance: „Spotkałam fajnego chłopaka. Był taki uśmiechnięty, wyglądał, jakby przyjechał z zagranicy”. Dziś, po latach bycia razem, kiedy przychodzę do domu zmęczona, czasem zdenerwowana czy smutna, jego uśmiech wystarczy mi, żeby oczyścić się z negatywnych emocji. Jest najbardziej radosnym i zdystansowanym człowiekiem, jakiego znam.

W sumie jesteście razem jakieś 16 lat. 

Nie odliczamy czasu, nie zastanawiamy się nad tym. Ciągle jesteśmy dla siebie najważniejsi. Piotr to moja bratnia dusza. Nie myślałam, że z upływem lat można kochać jeszcze mocniej. Mam wielkie szczęście.

 

Jaka jest recepta na tak udany związek?

Nie mam recepty. Wiadomo, że w związkach są wzloty i upadki. U nas też nie zawsze było idealnie, ale wychodziliśmy razem z każdej opresji. Zawsze możemy na siebie liczyć. Często pary rozpadają się na etapie rozkręcania się czyjejś kariery. Wtedy uczucia „idą w odstawkę” i następuje tzw. „wymiana na wygodniejszy model”. Piotr cały czas był przy mnie, wspierał w rozwijaniu talentu, pomagał w wielu sytuacjach. Dał mi dużo zrozumienia. Cieszy się z moich sukcesów i jest ze mnie dumny.

A co Ty mu dajesz?

Cała jestem jego. On to wie.

Późno wzięliście ślub. Po trzynastu latach bycia razem...

Bo dopiero wtedy dojrzeliśmy do ślubu. Wiele par bierze go pochopnie, myśląc, że jakoś to będzie, a jakby co, można się rozwieść. Nie tak ma być. To trzeba czuć i nawet przez chwilę nie można mieć wątpliwości. Ślub był jednym z najpiękniejszych momentów w moim życiu. Tylko na solidnych fundamentach można zbudować dom.

Nie macie cichych dni?

Nie mamy i rzadko się kłócimy, a już na pewno nie gniewamy się na siebie. Bywam niecierpliwa, Piotr mówi wtedy: „spokojnie”, i się uśmiecha. Dzięki niemu nauczyłam się patrzeć na siebie z boku. Spotykam na swojej drodze ludzi, którzy prowadzą ważne programy w tv, w radiu, myślą, że są królami życia. Nic bardziej mylnego.

Piotr jest biznesmenem. Daje ci bezpieczeństwo finansowe.

Tak, ale dostaję od niego o wiele więcej niż bezpieczeństwo finansowe! Czuję się bezpieczna w pełni! Jest zaradny, pracowity, świetnie zorganizowany i kreatywny. Zawsze miałam poczucie, że myśli o nas, a nie tylko o sobie.

Ty też jesteś trochę rozważna i romantyczna zarazem.

Można tak powiedzieć. Jestem twarda, ale także bardzo wrażliwa. Czasem cierpię z tego powodu, ale najważniejsze, by zawsze być sobą.

Masz dwóch braci. Stąd ta „twardość”?

Z dzieciństwa pamiętam bójki (śmiech). Były zwichnięcia i stłuczenia… Po jednej takiej bójce poszłam obciąć włosy na krótko.

Byłaś chłopczycą?

Nie. Dzisiaj zdecydowanie wolę bandy męskie, bo z facetami lepiej mi się pracuje.

Od siedmiu lat prowadzisz prognozę pogody w Polsacie. Ale podobno nie lubisz, jak się o Tobie mówi „pogodynka”.

To zależy w jakiej sytuacji. Prezenterów pogody często się umniejsza, a zwykle są to ludzie dobrze wykształceni, z dużym doświadczeniem telewizyjnym i nie tylko. Szanuję i lubię tę pracę. Nadal udaje mi się robić to z odrobiną szaleństwa i własnej inwencji.

Od czterech lat spędzasz sylwestra w pracy…

Tak naprawdę chyba dwa razy w życiu nie pracowałam w sylwestra. Przez lata śpiewałam w zespole weselnym. Nawet studiując kulturoznawstwo   w Lublinie czy w Warszawie na dziennikarstwie, w weekendy śpiewałam na weselach i na balach sylwestrowych.

 

Masz w repertuarze „Białego misia”?

Akurat ten kawałek śpiewał mój kolega z zespołu. Ale oczywiście znam wszystkie weselne przyśpiewki, hity, przeboje. Śpiewałam przez dobrych dziesięć lat, więc napatrzyłam się już na różne, często nawet skrajne ludzkie zachowania. Bywało śmiesznie, ale i przerażająco. To było ciekawe socjologiczne doświadczenie. Widziałam małżeństwa, które się nie kochały. Panów młodych, którzy na weselu podrywali inne dziewczyny...

Z kolei Twój ślub Kuba Wojewódzki skomentował w ten sposób: „Paulina Sykut, prezenterka Polsatu, dziewczyna, która największą popularność zdobyła, wyprzedzając swój ślub, planuje kolejne wielkie przedsięwzięcie. Wystartuje w triatlonie. Konkurencje: sprzedaż ciąży, handel chrzcinami oraz barter z komunii”. Jak reagujesz na takie komentarze?

Nie dotyka mnie to... ale niech obserwuje mój „triatlon”, może na starość wreszcie czegoś się nauczy.

Może to był odwet za to, że kiedyś po „Idolu” powiedziałaś mu, jak cię zagadywał: „Już…” i... wyszłaś?

To bardzo zabawna sytuacja. Byłam tak podekscytowana pozytywnymi opiniami jurorów, że nie wysłuchałam Kuby i wybiegłam z sali. Spodobałam się mu wtedy i widzę, że nadal mi się przygląda.

Czy ktoś Cię zranił w życiu zawodowym?

Tak, ale nie był to Kuba Wojewódzki (śmiech). Było kilka takich osób. Przebolałam to. Kiedy zaczynałam swoją pracę w telewizji, wielu rzeczy nie byłam świadoma. Weszłam do show-biznesu trochę jak naiwna dziewczynka, ale nie dałam się i w odróżnieniu od wielu, gram fair.

„Must Be The Music” kiedyś się skończy. I co wtedy? Zupełnie nie planujesz przyszłości?

Jestem wykształconą dziennikarką   z doświadczeniem, poradzę sobie. Mam wiele nowych pomysłów związanych z telewizją. Jestem kreatywna.

Wiesz, że w mediach nie jest się wiecznym?

Wiem i wie to także Kuba Wojewódzki (śmiech). Cóż zrobić...

Masz plan B?

Mam ich wiele. Oto jeden z nich: kiedyś chciałabym mieć domek na wsi, gospodarstwo i hodować kozy (śmiech)

I wyobrażasz sobie, że wracasz do Puław?

Nie wiem, czy do Puław. Być może będzie to jakaś wieś na Podhalu. Zobaczymy, co przyniesie życie. Wielu rzeczy nie jesteśmy w stanie zaplanować.

Masz ogromny dystans do życia.

Mam do życia dużo szacunku i pokory i wiem, że w sekundę może się ono przewrócić do góry nogami.