Patrzyłam na ludzi. Jak się śmieją, rozmawiają, jak zasypiają zmęczeni upałem. Rano jadłam gorący ryż na śniadanie, wsiadałam do autobusu i jechałam dalej.

W koszuli lepiącej się do pleców, z włosami rozwianymi przez wiatr, pogryziona przez wytrwale nadlatujące komary, wędrowałam przez małe miasta i wioski, przemieszczając się tak jak ich mieszkańcy: rzężącymi autobusami zapchanymi aż po dach, najtańszą klasą pociągu, rikszą, minibusem albo motocyklem.

W kurzu i spalinach dźwigałam swój ciężki plecak, spałam z karaluchami i myszami, pilnie uczyłam się języka indonezyjskiego, żeby móc witać się, dziękować i prosić o to, czego potrzebuję.

Aż pewnego dnia pomyślałam, że to są chyba najbardziej tolerancyjni ludzie na świecie. Na Jawie mieszkają muzułmanie, na sąsiedniej wyspie Bali hinduiści, na pozostałych wyspach Indonezji są też chrześcijanie, buddyści i wyznawcy innych religii. Różnice między nimi są ogromne. Na Jawie nie ma psów, uważanych przez muzułmanów za nieczyste. Tuż obok – na Bali – jest mnóstwo psów, a na kolację podaje się faszerowane prosię – co jest nie do pomyślenia na Jawie, gdzie islam zabrania jedzenia wieprzowiny. Wolno za to jeść steki wołowe, które z kolei są tabu dla mieszkańców Bali.

Wystarczy jednak pojechać na następną wyspę, gdzie w jadłospisie chrześcijan znajduje się i krowa, i świnia, i bez problemu można kupić alkohol, którego oczywiście brak w muzułmańskiej części Indonezji. Państwo rozłożone na prawie 20 tysiącach wysp, gdzie mieszka 240 milionów ludzi mówiących trzy- stoma różnymi językami i wyznających kilka różnych religii – jak to możliwe, że nie trwa tam wieczna wojna, w której każda z mniejszości usiłuje udowodnić, że jest jedynie słuszna i inne powinny niezwłocznie podążyć jej śladem?

Pewnego popołudnia usiadłam zmęczona w hotelu i usłyszałam głos muezina. Muzułmański kapłan śpiewał w uduchowionym natchnieniu, wzywając ludzi do modlitwy. Robił to w tak porywający sposób, że miałam ochotę paść na kolana i dziękować Bogu za to, że świat jest taki piękny. Dziękować za spokój płynący z tej pieśni i za poczucie bezpieczeństwa, jakie ze sobą niesie, i dobro, jakie w człowieku wywołuje.

I wtedy zrozumiałam, skąd bierze się pokój na świecie. Muezin swoją łagodną i czułą pieśnią zdawał się mówić: bądź uczciwy, dbaj o siebie, miej dobre, współczujące serce, kochaj, bądź wdzięczny za to, co masz, nie żądaj ciągle więcej, nie oglądaj się na innych, bo każdy człowiek ma prawo do własnych wyborów, a ty jesteś tu po to, żeby podążać drogą dobra i uczciwości, niezależnie od tego, co robią lub myślą inni ludzie. Więc módl się, żebyś nie zabłądził i nie zgubił swojej ścieżki przez życie. Być może słowa były całkiem inne, ale pieśń muezina tak właśnie brzmiała dla mnie tamtego dnia. I pomyślałam, że przyjdzie dzień, kiedy to będzie modlitwą wszystkich ludzi na świecie, niezależnie od religii i wyznania. To będzie Wielki Dzień.

Zobacz także:

ANGIELSKI Z BEATĄ PAWLIKOWSKĄ!

Naucz się języka angielskiego nową metodą na iPhonie i iPadzie

Strona promocyjna aplikacji: www.iblondynka.pl
Facebook – www.facebook.pl/nauka.jezykow
Youtube: http://www.youtube.com/user/blondynkanajezykach