Nienawidzę szpilek! Zrzucam je natychmiast, gdy tylko to możliwe. Czasem robię to tuż za drzwiami teatru czy restauracji – wolę dojść do auta na parkingu boso, niż choć sekundę dłużej katować się niewygodą. Po domu najchętniej chodzę w ciepłych skarpetach z antypoślizgami. A gdy niczego nie muszę, marzę głównie o tym, żeby się wyspać. Zwykle jednak to mi się nie udaje, budzę się o świcie. Powoli wypijam wtedy dwie szklanki ciepłej wody z sokiem z dwóch cytryn, a potem wkładam dres i idę z psami na długi spacer po lesie. Właściwie jest to marsz dość intensywny, zwłaszcza dla moich psów. Jeden jest mały, a drugi stary. Oba w drodze powrotnej ledwie dyszą.

Ja tak dyszę na siłowni, ale bardzo to lubię. Jeśli tylko mam wolną chwilę, dręczę się ćwiczeniami. Dobrze mi robią – na ciało i umysł. Znika stres, pojawia się stan relaksu. Mam przyjaciółkę, którą odpręża sprzątanie, ja wolę przyjść na gotowe i zapalić w salonie pachnące świece. Wieczory najchętniej spędzam w łóżku z książką. Najpierw czytam synkowi. Borys ma 4 lata i jest na etapie fascynacji przygodami Mikołajka. Mnie zajmują ostatnio pytania egzystencjalne typu: po co jesteśmy na tej ziemi? Szukam odpowiedzi w tekstach filozofów, sięgam też do Biblii. Zanim zasnę, lubię pomarzyć. Przed oczami pojawia się taki obrazek: szumi morze, ciepłe i turkusowe, a przy plaży stoi mój dom. Pełnia szczęścia.