– Podejście do życia i pracy według zasady „mówię, co myślę” to komfort bycia wolnym, może nie w ferrari, ale wolnym. Lubię i cenię swoją niezależność. Może nie jestem na okładkach, bo magazyny kobiece mnie nienawidzą i nawet z oficjalnych TVN-owskich imprez nie znajdzie pani mojego zdjęcia w kronikach towarzyskich. Nie dlatego, że mnie nie było, ale dlatego, że mnie tam nie znoszą. I robią wszystko, aby o mnie nie napisać. Ale mam luz. Byłabym zaniepokojona, gdyby pisać zaczęły! Pomyślałabym, że coś przegapiłam. Ich zbytnia uwaga skupiona na mnie byłaby dla mnie obciachem. Nie zależy mi na tanim lansie ani na sympatii naczelnych pism, których nie cenię i uważam za głupie, wtórne. Powiem wprost: nienawiść tych mediów do mnie daje mi powód do dumy – mówi Karolina.

Zawsze krytycznie podchodziła do rzeczywistości. – W domu mówiono mi, żebym nie była jak inni, żebym myślała samodzielnie, bo ludzie inteligentni nie boją się myśleć, pytać i szukać, a przy okazji się uczyć. Nie bałam się więc mówić prawdy, zadawać pytań: „dlaczego?”. Wiem z doświadczenia, że to pewna odwaga. Powtarzano mi, że nie mogę być tchórzem, ponieważ gdy się ma przodków z Virtuti Militari, to zwyczajnie nie wypada się bać. W szkole, na studiach spotykała się z różnymi reakcjami. Gwiazdą klasy nigdy nie była, ale bywała rzecznikiem prasowym. – Na studiach moja bezkompromisowość i cięty język bardzo pomagały, bo studia, przynajmniej moje, uczyły samodzielnego myślenia.

W polskim show-biznesie irytują ją głupota, brak wyobraźni i chamstwo: – Polscy celebryci są w swej masie niezbyt mądrzy, pozbawieni kultury, niewykształceni, są cwani, sprytni, część wie, jak zarabiać pieniądze, ale to przecież nie wszystko. Podoba mi się młode pokolenie, takie nazwiska, jak: Kościukiewicz, Ogrodnik, Gierszał, Pawlicki, Koteluk, Frycz, Berus, Kulig – dają nadzieję, że w polskim show-biznesie idzie nowe. Oni patrzyli na koszmarne błędy popełniane przez starszych kolegów, wiedzą, czego nie chcą, a nie chcą na pewno taniego lansu i zarabiania za wszelką cenę. Nie udzielają kretyńskich wywiadów, nie robią ekshibicjonistycznych sesji, nie bredzą na Facebooku czy Instagramie. Oni pracują, budują szacunek odbiorcy na lata, nie na sezon.

Do bezpardonowego punktowania osób publicznych skłania ją – jak sama określa – „alergia na te rzeczy”. – Nie ma we mnie zgody na promowanie głupoty podniesionej do rangi wzorca. A, niestety, tak jest w dzisiejszych czasach: głupota i chamstwo wyważają każde drzwi. Wyrzucone drzwiami, wejdą oknem. Nie zgadzam się na to! Trzeba przed tym się bronić. Mam platformę do wyrażania poglądów i sądząc po wynikach oglądalności, ludzie właśnie tego ode mnie oczekują: niezależnego zdania i bezkompromisowości. Liczą na to, że w powodzi politycznej poprawności znajdą w moim programie szczerą opinię. To dla mnie bezcenne. I pewne: mnie nie można kupić!

Uważa, że wytknąć można każdy błąd, bo znana osoba może być rozliczana ze wszystkiego, co udostępnia publicznie. – Polscy celebryci pokazują za dużo i za chętnie, a potem się dziwią, że ktoś na to zwraca uwagę. Granice dobrego smaku i kultury każdy ma w sobie. Albo go tego w domu nauczono, albo nie. Nigdy nie żałowała tego, co powiedziała, ale o swoich antagonistach nie opowiada. – Nie będę robiła reklamy hejterom. Z zasady – śmieje się. – Wiem, że liczą na to. Dwa razy byłam o krok od podania dwóch osób do sądu. Kilka razy próbowano na nią wpłynąć. – Od strony agenta gwiazdy miałam jednoznaczne propozycje: kasa za miłe słowo. Wolę o tym zapomnieć. Nie weszłam w to, bo ten kij ma jeden koniec – zły. Wiem, że są dziennikarze, których można kupić, ja do nich nie należę. Może to ten luksus, o którym mówiłam na początku. Nie muszę mieć ferrari. Lubię być wolna.

Krytyka Karoliny niektórym wyszła na dobre. – Paru osobom pomogłam PR-owo, ale nigdy nie upublicznię ich nazwisk i one też mają kategoryczny zakaz mówienia o tym – dodaje Korwin Piotrowska. Ma wśród artystów świetnych kumpli. Nie wymieni nazwisk, bo to sfera jej życia prywatnego, a o tym z zasady milczy. – Nie zrobię okładki i wywiadu z przyjacielem, żeby udowodnić, że go mam. Dla mnie to żenada w czystej postaci. Nie musiałam ich krytykować, ale zdarzyło mi się zwrócić uwagę: nie rób tego. Podziałało. Zasada jest prosta: jeśli stajesz się osobą publiczną i wyrażasz własne zdanie, zwłaszcza w Polsce, musisz liczyć się z tym, że wyleje się na ciebie szambo. „Można wtedy zrobić tylko dwie rzeczy: obśmiać albo nie zauważyć” – wyznała niedawno. – Cóż, kilka reakcji było chamskich. Ale to świadczy o wyrażających je osobach. Chamskie zachowania opisałam w książce. Pojawiło się kilka nowych – zbieram je, mam na nie osobny folder w komputerze. A to, co słyszę czy czytam pod własnym adresem, właśnie obśmiewam albo nie zauważam. W medialnym szambie się taplam, taka praca. Płakać nie będę. Może gdybym wkuwała chemię, byłabym weterynarzem. Ale nie wkuwałam.

Czy szczerość i klasa w show-biznesie to utopia? – Trochę tak, ale show-biznes zbudowany jest na kreacji. Pytanie: jaka ona jest – mówi Karolina. – Wiadomo nie od dziś, że najlepiej sprzedaje się szczerość, bez nachalnej kreacji, więc prawda leży gdzieś pośrodku. Ludzie doskonale wiedzą, kiedy celebryta kłamie, jest wymyślony, zależy mu tylko na lansie, kasie i zdjęciach ze ścianki na imprezach. To da się wyczuć, ale celebryci, niestety, często nie wierzą w inteligencję odbiorcy i w razie klęski winią za nią np. media. A trzeba popatrzeć na siebie. Bardzo często wina leży po stronie samych zainteresowanych: brak inteligencji wyklucza również wyobraźnię, a polskie gwiazdy mają problem i z jednym, i z drugim. Choć są wśród nich świetni gracze, ale ci zwykle zajmują się pracą, nie lansem. O Więckiewiczu nie przeczytamy w tabloidach, ponieważ on akurat jest w Wenecji i promuje nowy film. To aktor, a nie tani celebryta.

Zobacz także: