Zaplanowałaś już wakacje?

No pewnie! W tym roku wybieramy się  całą rodziną na Korfu. Paweł, mój mąż,  żartuje, że może jeździć ze mną i z naszą córką Tosią tylko na jakąś wyspę.

Dlaczego?

Bo w ten sposób jest w stanie zapanować nad naszymi żywiołowymi temperamentami! Obie jesteśmy bardzo energiczne, wszędzie nas pełno i nie umiemy usiedzieć w jednym miejscu. Pamiętam, jak mój i Pawła pierwszy wspólny wyjazd – 20 lat temu, z plecakami na południe Francji – skończył się u wybrzeży Maroka. Kiedy byliśmy na Riwierze, uznałam, że przecież niedaleko mamy Barcelonę, Giblartar, a stamtąd – Maroko (śmiech). Skończyło się tak, że na powrót do domu został nam jeden dolar w kieszeni i trzy tysiące kilometrów do pokonania. Wtedy właśnie Paweł uznał, że musi mnie ograniczać wodą!

Mąż podziela Twoją podróżniczą pasję?

W tym miesiącu obchodziliśmy 17. rocznicę ślubu. Poznaliśmy się na pierwszym roku PWST i mogę śmiało powiedzieć, że razem z Pawłem odkrywałam świat. Podróże to nasze ulubione zajęcie. Swoje pierwsze honoraria za filmy przeliczałam na bilety lotnicze. Do dziś traktujemy wspólny wyjazd jak świętość. Dzięki podróżom możemy złapać dystans do codzienności, odpocząć i naładować baterie przed kolejnymi wyzwaniami zawodowymi.

Lubicie jeździć do tych samych miejsc?

Zobacz także:

Ja jestem światłoczuła i ciepłolubna, więc namawiam Pawła na podróże do ciepłych krajów. Z kolei on uwielbia zimę i narty. Nasz związek wymaga ciągłych kompromisów i udaje się je osiągać.

Tosia podróżuje z Wami?

Od piątego miesiąca życia! Lubi zarówno ciepłe kraje, jak i mroźne zimy. Świetnie znosi długie podróże oraz zwiedzanie. Razem byłyśmy na Dominikanie,  bo Paweł miał wtedy zdjęcia do programu „Galileo”, który prowadzi, i nie mógł z nami pojechać. To już nasze drugie wakacje na tej wyspie i – mam nadzieję – nie ostatnie. Zachwyciłyśmy się jej przyrodą: jaskiniami, wodospadami. Pływałyśmy z delfinami. Trafiłyśmy też na wspaniałą plażę surferską i uznałyśmy, że nauczymy się pływać na deskach. Tosia za tydzień wyjeżdża na obóz sportowy, by zrealizować to marzenie!

Ludzie postrzegają Cię jako delikatną i wycofaną, a kiedy rozmawiamy, wydajesz się pełna energii, bezpośrednia. Jaka jesteś naprawdę?

To kwestia ról, w których byłam obsadzana, zazwyczaj po warunkach fizycznych. Nie jestem ani ofiarą, ani słodką blondynką. Możesz o to zapytać mojego męża (śmiech). Niewielu reżyserów dało mi szansę pokazania innego oblicza. Grałam w serialu „Licencja na wychowanie” zwariowaną mamę, która ma tyle energii, że rozstawia po kątach wszystkich domowników!

Dobrze czułaś się w tej roli?

Bardzo. (śmiech) Gdybym grała częściej takie bohaterki jak np. prostytutka Anna w „Zwerbowanej miłości”, pewnie byłabym inaczej postrzegana.

Imię Joanna rodzice dali Ci na cześć Joanny d’Arc. Macie jakieś wspólne cechy?

Może silne poczucie niezależności i niechęć do konwenansów? W dzieciństwie wolałam słuchać opowieści o odważnej dziewczynie, która w stroju chłopaka stanęła na czele wojska, niż o księciu na białym koniu. Dorastałam w domu silnych kobiet. Ukształtowały mnie życiowe postawy oraz charaktery mamy i babci.

 

Z jakiego domu pochodzisz?

Urodziłam się na Śląsku w inteligenckiej rodzinie, która wymykała się stereotypom. Ojciec zamiast zjeżdżać w kopalni pod ziemię, jako archeolog poszukiwał śladów przeszłości. Mama była inżynierem budownictwa. Marzyła, żebym zdawała na medycynę. Kiedy powiedziałam jej o szkole teatralnej, nie była zachwycona, ale zaakceptowała mój wybór.

Żałujesz czasami swojej decyzji?

Czasami tak. Ta praca daje mi dużo satysfakcji, ale też często jest powodem frustracji. Oczekiwanie na kolejne propozycje bywa męczące. Kiedy zaczynałam, dużo ważniejsze od tego, czy bywasz na bankietach, było to, jak grasz. Wierzyłam, że ciężka praca jest gwarancją sukcesu. Dzisiaj to się zmieniło – im większy szum medialny wokół ciebie, tym lepiej. Nie odnajduję się w tym. Poza tym nie będę oryginalna, jeśli powiem, że aktorstwo jest zawodem łaskawszym dla mężczyzn niż kobiet.

Zdarza Ci się porównywać z innymi aktorkami?

Porównywanie się z innymi rodzi niepotrzebne frustracje. Skupiam się na swoim życiu i pracy. W podstawówce nauczyciel WF-u  powiedział, że mam predyspozycje do uprawiania lekkoatletyki. Namawiał moją mamę, by wysłała mnie do szkoły sportowej. Obiecywano nam stypendia i możliwość wyjazdów za granicę. Nie zdecydowałam się właśnie ze względu na życie pod ciągłą presją i nieustanną rywalizację. Nie lubię nikomu niczego udowadniać. Dlatego nie traktuję aktorstwa jak wyścigu po medal. Zresztą w tej branży pojęcie „najlepszy” jest względne.

Paweł też jest aktorem. Rywalizowaliście kiedyś między sobą?

Nie, nie mieliśmy nigdy potrzeby, by udowadniać sobie nawzajem, że któreś z nas jest lepsze czy ważniejsze. Gramy do tej samej bramki. Paweł jest dumny z moich sukcesów, a ja kibicuję mu w jego działaniach.

Znacie receptę na udany, długi związek?

Trzeba chyba dobrze wybrać, kochać się i szanować. Zawód aktora niesie ze sobą wiele pokus, z którymi walczę – częste wyjazdy, życie na planie. Można się pogubić, kiedy przez kilka miesięcy albo nawet lat gra się żonę przystojnego mężczyzny. Na szczęście zdajemy sobie z tego sprawę i wiemy, że związek to sztuka kompromisu.

To prawda, ale nie zawsze udaje się go osiągnąć.

Jestem stała w uczuciach. Poza tym trafiłam na fantastycznego człowieka, z którym umówiłam się, że idziemy razem przez życie, i tego się trzymamy. Teraz pilnuje nas Tosia, która każe nam zakończyć każdą kłótnię.

Ostatnio po raz kolejny obejrzałem „Zbliżenia” – film Magdaleny Piekorz, w którym wcielasz się w rolę bohaterki żyjącej w toksycznym układzie ze swoją matką. Jakie emocje towarzyszą Waszej relacji?

Mama zawsze dawała mi dużo wolności. Poza tym sama ma swoje pasje i świat,  w którym się doskonale czuje. I choć czynnie uczestniczy w naszym życiu i porzuciła Śląsk, by pomóc mi w wychowaniu Tosi, zachowujemy w naszej relacji zdrowy rozsądek. 

Chciałabyś, żeby Tosia poszła w Wasze ślady?

Nie mam na to wpływu. Mogę tylko wierzyć, że wybierze dobrze i będzie szczęśliwa. Na razie chce być piosenkarką. Uwielbia Adele i wschodzącą gwiazdę Arianę Grande. Ostatnio wymyśliła, że powinniśmy pojechać na wakacje do Los Angeles, gdzie mieszka jej idolka, wynająć tam duży kamper i zamieszkać pod jej domem. Ariana ma psa i wychodzi z nim na spacery. Tosia uznała, że to będzie doskonała okazja, by się z  nią zaprzyjaźnić. Więc jeśli zobaczysz Pawła i mnie w krzakach na wzgórzach Hollywood, wiedz, że właśnie pozwalamy córce realizować jej marzenia (śmiech). 

Dziękujemy za udostępnienie zdjęć biuru podróży ITAKA.

TYLKO U NAS obejrzycie także niepublikowane zdjęcia z sesji Mariny Łuczenko dla "Gali">>

Więcej do przeczytania w najnowszej "Gali", dostępnej od poniedziałku 20 czerwca.