Urodziła się w 1937 r. jako najmłodsze z czworga dzieci niezamożnych rolników Wojciecha i Pelagii. Po drugiej wojnie światowej Piaseccy osiedlili się na Ziemiach Odzyskanych, w Zacharzycach pod Wrocławiem. To właśnie we Wrocławiu Barbara skończyła szkołę podstawową i średnią, a w 1959 r. rozpoczęła studia na tamtejszym uniwersytecie. Do opuszczenia domu rodzinnego skłoniła ją nie tylko wrodzona ambicja,  lecz także złe relacje z matką. Pelagia podczas napadów furii wypominała podobno córce, że była niechcianym dzieckiem. Zupełnie inna więź łączyła Basię z ojcem. Od najmłodszych lat była jego ukochaną córeczką. We Wrocławiu studiowała historię sztuki i filozofię. Została nawet przyjęta na studia doktoranckie,  ale ostatecznie z nich zrezygnowała i wyjechała do Włoch, a stamtąd – do USA; bez znajomości angielskiego, mając w kieszeni zaledwie 100 dolarów.

Kim była Barbara Piasecka-Johnson?

Do innej wersji wydarzeń dotarł Sławomir Koper, autor książek historycznych. Dzieje Piaseckiej-Johnson opisał w swojej najnowszej książce „Najbogatsze”.

Z dokumentów IPN, a dokładnie z zeznań jej brata Grzegorza, który nie współpracował wprawdzie ze służbami, ale jako osoba wyjeżdżająca za żelazną kurtynę był czasami proszony na odpowiednie konsultacje, wynika, że Barbara odziedziczyła spadek po wujku, który był księdzem w Brazylii - mówi Sławomir Koper.

 

Wynosił on 300 tysięcy dolarów, czyli według dzisiejszej wartości pieniądza ponad półtora miliona euro. Piasecka wyjechała więc do Włoch, a stamtąd do USA, by zarobić na podróż do Brazylii i prawników, którzy mieli jej pomóc w uzyskaniu spadku.

Zdaniem Kopra Barbara, która we Włoszech przebywała od września 1967 do sierpnia 1968 r., otrzymała tam stypendium z ONZ na naukę języka angielskiego. Podważa to popularny mit na temat polskiej milionerki, która miała pojawić się w USA, w ogóle nie znając języka. Trzeba jednak przyznać, że jej początki w Ameryce nie należały do najłatwiejszych. Po przybyciu do Nowego Jorku zatrzymała się w tanim i obskurnym hotelu Wolcott. Poprzez działacza polonijnego Hieronima Wyszyńskiego i jego żonę Danutę poznała Zofię Kowerdan pracującą w domu milionera Johna Sewarda Johnsona i jego drugiej żony Esther Underwood. To ona protegowała Barbarę u Johnsonów, dzięki czemu młoda Polka rozpoczęła u nich pracę jako kucharka, a potem, ponieważ nie potrafiła gotować, pokojówka.

Czy pan domu, 73-letni wówczas John Seward Johnson, współwłaściciel wielkiego koncernu farmaceutycznego, cieszący się opinią kobieciarza, już wtedy zwrócił na nią uwagę? Tego nie wiadomo. Kiedy jednak rok później Barbara po odłożeniu trzech tysięcy dolarów odeszła z pracy i przeniosła się do Nowego Jorku, gdzie rozpoczęła studia, zaproponował jej posadę kuratorki jego zbiorów sztuki. Piasecka się zgodziła. Niewykluczone, że już wtedy byli kochankami, a ona nie była wcale tak biedna, jak mogłoby się wydawać. „Barbara po odejściu z rezydencji w Oldwick nie przeniosła się od razu do Nowego Jorku, tylko najpierw uporządkowała swoje sprawy spadkowo-finansowe”, mówi Sławomir Koper.

Jej brat twierdził, że „pojechała do Brazylii, aby zrealizować spadek” i dopiero po powrocie do USA zapisała się na uniwersytet. Barbara nie zamierzała zadowolić się rolą kochanki Sewarda. Tym bardziej, że milioner zakochał się w niej jak nastolatek. Po 32 latach opuścił drugą żonę, a jego prawnicy rozpoczęli postępowanie rozwodowe. Wkrótce zajęli się przygotowaniem intercyzy dla Barbary. 34-letnia Polka, wychodząc w 1971 r. za 76-letniego milionera, dostała gwarancję 250 tysięcy dolarów w gotówce oraz dochody z konta powierniczego, na którym znajdowało się 10 milionów dolarów. Żadne z sześciorga dzieci Johnsona nie pojawiło się na uroczystości zaślubin. Jeśli obawiali się, że „ta sprytna Polka” jest zagrożeniem dla ich przyszłego spadku, niestety mieli rację.

Zobacz także:

W cieniu skandalu - proces o ogromny majątek

W 1981 r. u Johnsona zdiagnozowano nowotwór prostaty. Pomimo wysiłków lekarzy choroby nie udało się powstrzymać i w maju 1983 r. milioner zmarł. Jego testament wywołał skandal. Okazało się bowiem, że wydziedziczył pięcioro ze swoich dzieci, a niemal cały majątek zapisał Barbarze, zniszczywszy wcześniej podpisaną przez nią intercyzę. Potomkowie Sewarda nie zamierzali jednak dopuścić, by ta „zachłanna pokojówka” pozbawiła ich pieniędzy. Barbarę zaatakowała także amerykańska prasa. O wszystkim zdecydować miał trwający 17 tygodni proces, który z zapartym tchem śledziła cała Ameryka. Zeznania złożyło 75 świadków, a Barbara na zmianę była w nim oczerniana jako „bezwzględna karierowiczka” i gloryfikowana jako kochająca żona, która „do ostatnich chwil życia podcierała umierającego męża”. Rozprawa ostatecznie zakończyła się niespodziewaną ugodą obu stron. Na jej mocy Barbara otrzymała 340 milionów dolarów z szacowanego na 500 milionów dolarów majątku. Dzieci Johnsona miały się podzielić kwotą 42,5 miliona dolarów. Kiedy zakończył się proces spadkowy, Barbara miała 49 lat. Nigdy już nie wyszła za mąż. Czy to oznacza, że jej życie było pozbawione wyjątkowych dla niej mężczyzn? Tego nie wiadomo. Od śmierci Sewarda obsesyjnie wręcz strzegła swojej prywatności. Sławomir Koper mówi wprost: „Nie wierzę, żeby nikogo nie miała”, potwierdza jednak, że żadnych informacji na ten temat nie ma. Część widzów filmu Juliusza Machulskiego „Vinci” uznało, że postać występującej w nim milionerki polskiego pochodzenia Barbary Sykalskiej wzorowana była właśnie na Piaseckiej-Johnson. A trzeba przyznać, że nie była to bohaterka budząca sympatię. Bezwzględna wielbicielka sztuki, pragnąc zaspokoić swoją próżność, nie zawahała się kupić skradzionego z Muzeum Narodowego w Krakowie obrazu Leonarda da Vinci „Dama z łasiczką”.

W filmie jest także scena, kiedy w hotelu Sykalska rozmawia przez telefon, a w tle pojawia się jej niezwykle przystojny asystent, podobnie jak ona ubrany jedynie w hotelowy szlafrok. Pewne jest jedno: Barbara Piasecka-Johnson kochała sztukę i świetnie się na niej znała. Potrafiła także na swojej pasji zarabiać. Za obraz Rembrandta „Portret mężczyzny w pozycji akimbo” otrzymała ponad 33 miliony dolarów, natomiast za sprzedany na tej samej aukcji rysunek Rafaela – aż 47 milionów. Dzięki tego typu transakcjom ponaddziesięciokrotnie pomnożyła majątek zostawiony jej przez męża. W 2011 r. „Forbes” umieścił ją na 393. miejscu listy najbogatszych ludzi świata, z majątkiem szacowanym na blisko trzy miliardy dolarów.

Aniołek Lecha Wałęsy

Choć robiła interesy na całym świecie, nigdy nie zapomniała o Polsce. Miała bliskie kontakty z „Solidarnością”, a po upadku komunizmu chciała uratować Stocznię Gdańską, wykupując ją za 100 milionów dolarów. Do transakcji nigdy jednak nie doszło. Podobno związkowcy żądali pensji dla pracowników w dolarach, domagali się również utrzymania poziomu zatrudnienia. Takie warunki dla doradców polskiej milionerki były nie do przyjęcia. W ten sposób Barbara, nazywana przez amerykańską prasę „aniołkiem Wałęsy”, stała się osobą, o której były przywódca  „Solidarności” mówił, że jeśli pojawi się w stoczni, każe ją „wywieźć na taczkach”. Z dużą krytyką Piasecka spotkała się również, kiedy na Zamku Królewskim w Warszawie zorganizowała wystawę „Opus sacrum”, prezentując na niej dzieła, „o których do dziś marzą dyrektorzy największych polskich muzeów”. Zarzucano jej, że procedury bezpieczeństwa związane z wejściem do galerii uwłaczały zwiedzającym. Fiaskiem zakończyły się także rozmowy z władzami Poznania, gdzie milionerka chciała wybudować przedszkole dla dzieci z autyzmem. W odpowiedzi na jej prośbę o przekazanie działki pod tę inwestycję usłyszała, że przecież ją stać, więc jeśli potrzebuje, może sobie taką działkę kupić. Na szczęście nie wszystkie polskie działania Piaseckiej-Johnson zakończyły się niepowodzeniem. Przez lata fundacja jej imienia płaciła za edukacyjne pobyty polskich naukowców i studentów w Stanach Zjednoczonych. Sfinansowała także powstanie Domu Matki i Dziecka w Gnieźnie, wspomagała budowę kaplicy na Jasnej Górze, Ośrodka Diagnostyki Onkologicznej w Legnicy oraz gdańskiego Instytutu Wspomagania Rozwoju Dziecka, który zajmuje się pomocą dzieciom z autyzmem i ich rodzinom. Ostatnie lata życia Piasecka-Johnson spędziła w Sobótce pod Wrocławiem. Zmarła 1 kwietnia 2013 r. Została pochowana na cmentarzu św. Wawrzyńca we Wrocławiu. Szczegóły jej testamentu do dziś nie są znane, choć prawdopodobnie głównymi spadkobiercami są rodziny jej braci. Dziennikarze i pisarze zajmujący się życiorysem milionerki są zgodni, że ma on wiele białych plam. Niewykluczone, że za kilka lat światło dzienne ujrzą wspomnienia lub pamiętniki napisane przez jej znajomych, przyjaciół, byłych pracowników lub służących. To może być bardzo ciekawa lektura.