Następnie buty. Nie polecam koturnów czy zabudowanych szpilek, bo dużo ważą. Para Havaianas, lekkie sandały na obcasie i tenisówki powinny załatwić sprawę. Zawsze zabieram ze sobą dwie torebki. Plażową siatkę oraz klasyczną skórzaną, która wprowadza nutę elegancji nawet do gumowych klapek i bawełnianego T-shirtu.

W kwestii ubrań minimalizm i funkcjonalność. Dzianinowa, szara sukienka, biały T-shirt oversize, z którym możemy zrobić wszystko, męska dżinsowa, jasna koszula i jedwabna tunika z domieszka lureksu, dwie pary okularów przeciwsłonecznych (na wszelki wypadek) – oto mój wakacyjny must-have. Rzadko zdarza mi się kupić coś na miejscu, każda z moich rzeczy jest najpierw testowana, a dopiero później wykorzystywana w podróży.

Czego na pewno nie brać? Ciężkich rzeczy, np. cekinowej sukienki albo bluzki wysadzanej kamieniami. Nie zabierajmy ubrań, które gniotą się i bazują na mocnej konstrukcji, wiadomo, że w walizce czeka je katastrofa. Kilku par podobnych butów, które różni tylko kolor. Pięć par dżinsów? Zły pomysł. Ograniczyłabym również ilość kosmetyków do makijażu. Wakacyjny make-up powinien być lekki, zdecydowanie kolorowy, zatem konieczna będzie pomarańczowa szminka i niebieski eyeliner. Grunt, abyśmy wyglądały świeżo! Nigdy nie wiadomo, kogo spotkamy wieczorem na deptaku...