I znaleźli istny raj: przyjemny górski klimat bez męczących upałów, niesamowitą przyrodę, obfite opady w porze deszczowej, wiele rzek z malowniczymi wodospadami i bardzo żyzne gleby. W Lubago powstał czwarty z Luzofońskich Chrystusów Królów, ogromna wieża-pomnik Jezusa rozkładającego ramiona na wzniesieniu ponad miastem. Jak wcześniej w Rio de Janeiro, Lizbonie i na Goa w Indiach.
Z daleka widzimy tańczących ludzi z pasterskiego plemienia Cubali. Tutejsze kobiety nie noszą europejskich strojów (ani brazylijskich, bo w większych miastach taka właśnie panuje moda). Przepasują się jedynie kolorowymi kawałkami materiałów, a piersi obwiązują powrozami zrobionymi z wnętrzności krów. Na nogach noszą ozdoby z żółtej miedzi - im ich więcej, tym kobieta bogatsza. We włosy wcierają kwaśne mleko, zdobią je czerwoną gliną i dużą ilością paciorków. Mężczyźni są znacznie mniej efektowni, chociaż ich upiłowane górne jedynki robią wrażenie. Z początku nie wiemy, czy nie zakłócimy jakieś ważnej uroczystości plemiennej, ale uczestnicy tańców zapraszają nas przyjaznymi gestami. Podchodzimy więc i wsłuchujemy się w pierwotny rytm, w takt których wszyscy dokoła podskakują. Czujemy, jak drży ziemia - od bębnów i od podskoków. Okazuje się, że trafiliśmy na ceremonię obrzezania 10-letnich chłopców. Wystrojeni w pióropusze z czarnych piór nie wyglądają na najszczęśliwszych. Na ich twarzach rysuje się ból… Tubylcy częstują nas winem palmowym, pozwalają zrobić kilka zdjęć.
Tak Anna Kuderewska, która mieszka w Angoli od 2001 r. pracując dla organizacji międzynarodowych, zachęca nas do wizyty w tym pięknym kraju, który Polakom zazwyczaj kojarzy się z wojną domową i skrajną nędzą.