Dziś Bradley Cooper ma 38 lat i nie jest ulubionym bohaterem plotkarskich gazet. W połowie Włoch, uwielbia gotować, nie pali i nie pije, mówi po francusku, więc trudno o jakiś barwny skandal z nim w roli głównej. Ekscesy możemy oglądać raczej na ekranie (wiosną premiera trzeciej części „Kac Vegas”!). Ale Bradley pokazał światu inną twarz, Pata Solitano w „Poradniku pozytywnego myślenia” (nominacja do Oscara), a w maju znów zobaczymy go w ambitnym filmie – „Drugie oblicze”, w którym gra z Ryanem Goslingiem.

Masz opinie jednego z najmilszych aktorów w Hollywood...

BRADLEY COOPER: Słowo „miły” w ogóle nie występuje w słowniku Hollywood (śmiech). To jest przemysł, który upokarza ludzi każdego dnia. Wystarczy zajrzeć do internetu choćby na dwie sekundy, by natychmiast poczuć się jak śmieć. Przemysł filmowy nie tworzy fantastycznego świata, ale prowokuje wiele negatywnych opinii. Dla dobra własnego zdrowia psychicznego staram się nie dopuszczać ich do siebie. Starasz się myśleć pozytywnie? Jesteś optymista? Staram się szukać pozytywnych stron w każdej sytuacji, która mi się przytrafia. Bo te złe, negatywne widać od razu (śmiech). Powiedziałbym, że jestem realistą z przewagą pozytywnego myślenia. Zalety popularności w codziennym życiu? Popularność rejestruję najwyżej przy okazji premiery mojego filmu, gdy udzielam kilku wywiadów. Na co dzień wiodę całkiem normalne życie i zbyt dużo pracuję, by z tego korzystać (śmiech).

Nawet tytuł najseksowniejszego mężczyzny na świecie przyznanego przez magazyn „People” nie ma wpływu na twoje życie?

BRADLEY COOPER: wtedy, gdy udzielam wywiadów (śmiech). Nie jest tak, że idąc ulicą, ludzie zauważają mnie i mówią: „Hej, najseksowniejszy mężczyzno świata”. Oczywiście jestem rozpoznawany, ale nie na tyle, że jest to uciążliwe. Gdy jestem w Nowym Jorku, podróżuję metrem i nie atakują mnie hordy rozwrzeszczanych nastolatek.

Jesteś pożądany nie tylko przez kobiety, ale tez przez Hollywood. Nie jesteś trochę zmęczony?

BRADLEY COOPER: Chyba nawet nie zdaję sobie z tego sprawy, że nie potrafię odmawiać. Czuję się winny, jeśli mam powiedzieć komuś „nie”. Podejrzewam, że jest to związane z tym, że zostałem wychowany na przykładnego katolika. Oczywiście mam wrażenie, jakbym pracował bez dnia przerwy od dwóch lat. Zagrałem w czterech filmach z rzędu i w dwóch, które moi przyjaciele próbowali nakręcić i zdobyć dla nich dystrybutora, a ja byłem szczęśliwy, że mogę im pomóc. Nie planowałem wcale, że będę przeskakiwał z jednego planu filmowego na drugi, ale jak mógłbym odmówić takiemu reżyserowi jak David O. Russell?

Zobacz także:

Jakie wrażenie zrobił na tobie Pat Solitano, gdy pierwszy raz przeczytałeś scenariusz do „Poradnika pozytywnego myślenia”?

BRADLEY COOPER: Byłem roztrzęsiony po przeczytaniu scenariusza, ponieważ od razu wiedziałem, że jest doskonały. Początkowo nawet nie myślałem, że ta rola jest dla mnie odpowiednia. A gdy zgłosiłem się na casting, po pierwszym przesłuchaniu nie zostałem w niej obsadzony. Ale z pomocą pospieszył mi przypadek, bo aktor Mark Wahlberg, który miał grać Pata, zrezygnował i David zadzwonił do mnie z pytaniem, czy jednak chciałbym zagrać w jego filmie. Zgodziłem się natychmiast, mimo wcześniejszego rozczarowania (śmiech). Ogromnie ujęło mnie to, że David we mnie uwierzył. Powiedziałem mu nawet wprost: „Jeśli naprawdę myślisz, że powinienem zagrać tę rolę, to nie mam wyjścia – muszę spróbować”. Ale gdzieś głęboko i tak nie byłem przekonany co do tej decyzji. Teraz widzę, że była to jedna z ciekawszych i łatwiejszych ról, jakie mi się trafiły w życiu. Nie jest to prosta postać, ale dość gładko wkroczyłem do świata, w którym Pat funkcjonuje.

Jak przygotowywałeś się do tej roli?

BRADLEY COOPER: Dokładnie tak samo jak zawsze – przeprowadzam szczegółowy research. Po prostu chwytam się wszystkiego, co może sprawić, że ta postać stanie się dla mnie samego prawdziwa, realistyczna, że będę mógł się do niej całkowicie odnieść. David, którego syn Matthew cierpi na chorobę dwubiegunową, wysłał mi mnóstwo książek i filmów na ten temat, co bardzo mi pomogło.

Oprócz grania głównej roli w filmie „Poradnik pozytywnego myślenia” byłeś także jego producentem. Czy to pozwoliło ci mieć większą kontrole nad filmem?

BRADLEY COOPER: Bardzo się cieszę, że reżyser David O. Russell pozwolił mi być częścią kreatywnego procesu, jakim jest produkowanie filmu. Nie miałem tylko odgrywać mojej roli, ale mogłem też zajrzeć do filmowej kuchni. Jestem Davidowi niezmiernie wdzięczny, że nie traktował mnie tylko jak aktora odgrywającego rolę, ale również sprawił, że czułem się częścią całego zespołu tworzącego film. Miałem okazję pracować wcześniej z innymi reżyserami, którzy także pozwalali mi zaglądać sobie przez ramię, ale po raz pierwszy tak naprawdę czułem się jak prawdziwy współpracownik. I nie miało to nic wspólnego z tym, że byłem także producentem filmu. A z Davidem pracowało nam się tak dobrze, że zamierzamy nakręcić w tym roku kolejny wspólny film, w którym nie zabraknie także miejsca dla Jennifer Lawrence.

Masz okazję podglądać przy pracy wielu mistrzów reżyserii. Czy chciałbyś wyreżyserować własny film?

BRADLEY COOPER: Oczywiście, że chciałbym któregoś dnia stanąć za kamerą. Nie wiem jeszcze, co to będzie, ale na pewno coś wyjątkowego, co będzie krzyczało do mnie, że powinienem to wyreżyserować (śmiech).

Czy masz takie wrażenie, że nieważne, w jak wielu filmach zagrasz, to i tak będziesz kojarzony przede wszystkim z komedią „Kac Vegas”?

BRADLEY COOPER: Jeśli tak ma być, nie będę narzekać. Jestem niezwykle dumny ze wszystkich moich filmów.

A nie czujesz, że w związku z tym musisz ciągle wykazywać się, i dlatego wybierasz poważniejsze produkcje?

BRADLEY COOPER: Chcę się rozwijać jako aktor, ale w sposób naturalny i właściwy. Nie czuję, że muszę przyspieszać swoją karierę czy komuś coś udowadniać, np. samemu sobie. Dla mnie jest to bardzo prosta zależność – ja po prostu chcę pracować z utalentowanymi twórcami i stawać się coraz lepszym aktorem. I to podejście sprawiło, że mam okazję pracować z reżyserami, którzy są moimi przyjaciółmi, i z takimi osobami, które podziwiam od lat, jak David O. Russell, Susanne Bier, Todd Phillips. Mam nadzieję, że ten proces nagle się nie zatrzyma i nie przestaną mnie zatrudniać w swoich filmach.

Dlaczego zostałeś aktorem?

BRADLEY COOPER: Przepraszam za banalną odpowiedź. Od dziecka kochałem filmy do szaleństwa. Wychowałem się w kinie i na telewizji kablowej. Tata wykupił pakiet filmowy i oglądałem wszystko, niezależnie od cenzury wiekowej.

Jakie są twoje najmocniejsze aktorskie strony?

BRADLEY COOPER: Nie mam pojęcia. Po prostu staram się wnieść do każdej roli jak najwięcej autentyczności, ile tylko mogę.

Jak pracowało ci się z Jennifer Lawrence przy tym filmie?

BRADLEY COOPER: Ona jest wściekle inteligentna i wściekle utalentowana, aktorstwo wychodzi jej bez najmniejszego wysiłku. Łatwo się odnalazła w metodzie pracy Davida. Wszyscy na planie wiedzieli dokładnie, jakie szczęście mieliśmy, że została wybrana do roli Tiffany. Nakręciliśmy razem drugi film zaraz po „Poradniku” – „Serenę” Susanne Bier, i będziemy znowu razem pracować przy następnym filmie Davida O. Russella.

„Poradnik pozytywnego myślenia” to drugi film, w którym zagrałeś razem z Robertem De Niro. Czy dowiedziałeś się o nim czegoś, czego nikt inny nie wie?

BRADLEY COOPER: Mimo że zagrałem z nim w dwóch filmach, nie czuję wcale, jakbym wiedział o nim więcej niż inni. I wydaje mi się, że nikt nie wie o nim zbyt dużo, i jest to wspaniałe. Udało mu się zachować względną prywatność przez tyle lat kariery filmowej, więc widzowie mogą dostrzec przede wszystkim postacie, które gra. Nawet jeśli jako Robert De Niro jest rozpoznawaną i silną osobowością, to potrafi się doskonale wtopić w swoją postać. Spokojnie mogłem uwierzyć, że jest moim ojcem.

Czego się od niego nauczyłeś?

BRADLEY COOPER: Mnóstwa rzeczy, ale najważniejsze, co mi powiedział, to to, żebym słuchał, żebym zboczył z utartej ścieżki w życiu i po prostu słuchał, i obserwował, co dzieje się dookoła mnie. Przyglądałem mu się dokładnie – nie jest aktorem dydaktycznym, ale gra instynktownie i sam chciałbym umieć to robić jako aktor. Pracowaliśmy wcześniej przy filmie „Jestem Bogiem” i zaprzyjaźniliśmy się. On był jednym z głównych powodów, dla którego przyjąłem tę rolę – czułem się bezpieczniej w jego towarzystwie. Był dla mnie najważniejszym punktem odniesienia. Zupełnie jak ojciec (śmiech).