To się stało w Teksasie. Jako zespół Behemoth dopiero raczkowaliśmy w USA. Nie zarabialiśmy żadnej kasy. Większość nocy spędzaliśmy więc w vanie. Na hotel było nas stać dwa, trzy razy w miesiącu. No i właśnie wypadł jeden z tych dni. Do motelu dotarliśmy przed świtem. Położyłem się do łóżka. Byłem potwornie zmęczony. Nagle poczułem, jakby ktoś siedział obok mnie i wciskał mi materac między nogi. Zerwałem się jak oparzony. Jestem sceptykiem. Nie wiem, czy istnieje coś poza materialną rzeczywistością. Nie obchodzi mnie to. Duch czy halucynacja? Bez znaczenia. Zobaczyłem, że nikogo w pokoju nie ma, i położyłem się ponownie. Obudziło mnie pukanie do drzwi. Policjant powiedział, że ostrzelano nasze auto. Wyszedłem na dwór. Nasz bus miał ślady po kulach na wysokości siedzeń... W aucie było kilka płyt, które kupiłem na trasie, większość z nich została podziurawiona. Trzymam je jak relikwie.