Według statystyk Biura Prasowego Jasnej Góry, w 2019 roku w okresie od maja do końca sierpnia do Sanktuarium Matki Boskiej Częstochowskiej przybyło 134 tysiące pielgrzymów. Wierni organizują pielgrzymki rowerowe, biegowe, autokarowe, jednak najbardziej popularne pozostają nadal tradycyjne pielgrzymki pisze. Od 16 do 26 sierpnia 2019 roku na Jasną Górę dotarło 100 pielgrzymek pieszych. 

Uczestniczką jednej z takich pielgrzymek jest Marta, która wielokrotnie pokonywała pieszo ponad 550 kilometrów z Trójmiasta. 18 dni pieszej wędrówki do Częstochowy wspomina raczej pozytywnie.

"To bardzo piękny czas, w którym zapomina się zupełnie o troskach dnia codziennego. Wystarczy rano wstać, zejść śniadanie, przejść średnio 30 kilometrów, wykąpać się i iść znowu spać. Oczywiście towarzyszy temu zmęczenie, nieraz złość, na siebie, na ludzi dookoła. Świeci słońce – źle, bo asfalt się nagrzewa. Pada deszcz – źle, bo buty są mokre. Mimo wszystko, to pozytywne 3 tygodnie, podczas których można doświadczyć dużo ludzkiej dobroci. Po drodze spotyka się wiele cudownych ludzi, którzy przyjmują nas do swojego domu i goszczą jak rodzinę królewską. Pomimo setek kilometrów w nogach nigdy nie wróciłam z pielgrzymki szczuplejsza" - żartuje Marta.

Wspomnienia z pielgrzymki: "To pewnego rodzaju gra o przetrwanie"

Uczestnicząc w pielgrzymce wiele lat, Marta zaczęła obserwować relacje i zależności w pielgrzymkowej społeczności. Idąc 18 dni z tą samą setką osób nietrudno zaobserwować hierarchię, układy, przyjaźnie i antypatie. Jak w tej nietypowej rzeczywistości odnalazła się nasza rozmówczyni?

"Po latach zdałam sobie sprawę, że pielgrzymka to pewnego rodzaju gra o przetrwanie. Masz znajomych na pielgrzymce, wiesz do kogo się uśmiechnąć? Brawo, Twój plecak będzie jechał w samochodzie. Wiesz, kto jest ważny w pielgrzymkowej hierarchii? Brawo, na postoju dostaniesz zimną colę i batona za trzymanie z odpowiednimi osobami. Potrafisz wejść w pielgrzymkową grę i zaprzyjaźnić się z najlepiej ustawionymi osobami? Brawo, nie będziesz szła, będziesz jechała samochodem. Będziesz pierwsza na noclegu, żeby móc zmyć z siebie brud i zmęczenie całodniowego siedzenia w nieklimatyzowanym aucie. Będziesz jeździć na pizzę z klerykami, gdy reszta pielgrzymów będzie szła w 30 stopniowym upale na obiad w remizie. Osoby, które oczekują w społeczności pielgrzymów równości i sprawiedliwości, nie odnajdą się w tej rzeczywistości" - wyznaje Marta.

Zobaczyłam pary, które poznawały się na pielgrzymce, a potem po latach wracały z dziećmi. Widziałam kleryka, który ze względu na przykre, niekończące się komentarze kolegów z seminarium zrezygnował z posługi kapłańskiej. Doświadczyłam wiele wzruszających chwil, rozmawiając z gospodarzami, którzy przyjmowali nas na nocleg. Byłam świadkiem wielu układów i układzików, dzięki którym niektórzy żyli na pielgrzymce inaczej, dużo lepiej niż inni. Osoby, które tak zażarcie odmawiały Litanię Loretańską rano, potrafiły powiedzieć wiele przykrych, pełnych jadu słów wieczorem. Księża, którzy po południu pouczali na temat lenistwa i pychy, rano dojeżdżali do pielgrzymki po kilku godzinach od wyjścia, najedzeni, wyspani, wypoczęci. Klerycy, którzy zbierając pieniądze na Bóg wie co, próbowali wciskać stare płyty ze zdjęciami babkom, które wychodziły nas przywitać i ugościć we wsi. Obserwując to przez lata zbierała się we mnie złość i podirytowanie. Chcemy czuć się lepsi od innych, bo jesteśmy bliżej Boga. Tak naprawdę w niektórych przypadkach pielgrzymka niewiele miała z Bogiem wspólnego - wspomina Marta

Pielgrzymka otwiera oczy: "Zdałam sobie dzięki temu sprawę, że na świecie nic nie jest po prostu czarno-białe"

Jak to się stało, że pomimo wszystkich negatywnych obserwacji Marta przez kilka lat ochoczo wracała na pielgrzymkę?

"Zawsze to zirytowanie gdzieś uciekało w momencie wejścia na Jasną Górę. To naprawdę wzruszające chwile, kiedy niedowierzasz, że udało Ci się przejść niemal 600 kilometrów, pomimo wszelkich przeciwności. Wtedy zapomina się o wszystkich negatywnych uczuciach. To moment kiedy, niezależnie od sympatii czy antypatii, czuje się wspólnotę i jedność ze wszystkimi uczestnikami pielgrzymki" - wspomina Marta i dodaje:

Zobacz także:

"To właśnie chcę z pielgrzymek pamiętać. Dobrych ludzi spotkanych po drodze, którzy bezinteresownie przyjmowali nas pod swój dach, dzieląc się wszystkim co mają. Wspólne tańczenie belgijki z siostrami zakonnymi. Cieszenie się z widoku prysznica i wygodnego łóżka pod koniec dnia. Zachwycanie się wschodem słońca, kiedy wyruszasz w kolejny dzień drogi o 5 nad ranem. Radość ze znalezienia cienia na postoju, żeby móc zdjąć buty i zdrzemnąć się chociaż na 20 minut. Pielgrzymka zdecydowanie uczy doceniania najdrobniejszych rzeczy i ma naprawdę niepowtarzalny klimat. Nie mogę powiedzieć, że to było dla mnie zupełnie negatywne czy pozytywne doświadczenie. Po prostu otworzyło mi oczy na wiele rzeczy. Zdałam sobie dzięki temu sprawę, że na świecie nic nie jest po prostu czarno-białe. To była dla mnie ważna lekcja, z której wnioski wyciągnęłam dopiero po latach" - podsumowuje Marta dodając, że ostatni raz na pielgrzymce była 5 lat temu. Dziś nie chodzi do kościoła, nie utrzymuje kontaktu ze znajomymi z pielgrzymki. Myśli o apostazji.