Najpierw zrobiłeś duże zamieszanie w mediach, a potem zniknąłeś na trzy lata. Co się z tobą działo?

Nadrabiałem wszystkie zaległości związane ze studiami. Kiedy kilka lat temu wybrałem psychologię, nie sądziłem, że będzie to tak wymagający kierunek. Odpuściłem sobie naukę i pożałowałem tej decyzji. Dlatego uznałem, że zrobię krótką przerwę od występów i zajmę się życiem studenckim, którego tak bardzo mi wcześniej brakowało. 

Rzuciłeś muzykę dla psychologii?

Nigdy nie porzuciłem muzyki. Chodziłem na lekcje śpiewu. Sporo też komponowałem, z lepszym lub gorszym skutkiem. Podróżowałem po świecie – byłem w Monako, Rosji i Holandii, szukając nowych inspiracji. Mam wrażenie, że dojrzałem i inaczej patrzę na życie. 

Nie bałeś się powrotu?

Cholernie się bałem – przez trzy lata wiele zmieniło się w branży, ludzie mogli o mnie zapomnieć. Ale kiedy zobaczyłem, że mój nowy singiel „Real Hero” zanotował ponad milion czterysta wyświetleń na YouTubie, pomyślałem, że mam do kogo wracać.

Internauci pisali, że się skończyłeś, bo nie masz już pomysłu na siebie. 

Zobacz także:

Nauczyłem się robić swoje i nie przejmować opiniami innych. Muzyka to moja prawdziwa pasja i chętnie uprawiam różne jej gatunki – od electro do ciężkiego rocka. Mam tysiące pomysłów na nowe kawałki, nie mogę się doczekać, kiedy je zrealizuję. 

Wstajesz o świcie i siadasz do pracy?

Wolny zawód ma tę wspaniałą zaletę, że mogę spać do 11.00. (śmiech) Potem idę na lekcję angielskiego, a następnie mam zazwyczaj kilka spotkań na mieście. Kiedy wszystko już ogarnę, mogę spokojnie pojeździć na rowerze albo pobiegać w Łazienkach Królewskich. Od niedawna dzielę życie między dwa miasta – Warszawę i Poznań, gdzie kilka razy w tygodniu od rana do wieczora siedzę w studiu i nagrywam kolejne kawałki. 

Na tegorocznym festiwalu w Opolu zdobyłeś nagrodę w kategorii SuperPremiery. Dodało Ci to pewności siebie?

I to jest ten paradoks – z jednej strony słyszę, że się skończyłem; z drugiej – głosami publiczności zdobywam nagrodę na najważniejszym festiwalu muzycznym w Polsce. Po „X-Factorze” miałem mnóstwo świetnych propozycji, ale potem – z miesiąca na miesiąc – było ich coraz mniej. 

Liczyłeś na wielomilionowe kontrakty? 

Raczej na normalne życie. Ale artysta, żeby nie stracić wiarygodności, nie może sprzedawać w Tesco, a śpiewanie to mój jedyny zawód. Na szczęście mam do tego zdrowe podejście. Uważam, że w życiu wszystko dzieje się po coś. Nie jestem rozpieszczonym jedynakiem, któremu rodzice opłacili wydanie płyty. Znam wartość pieniądza i wiem, jak ciężko pracuje się na każdą złotówkę.

Podobno niełatwo się z Tobą współpracuje. Ludzie z branży mówią, że zadzierasz nosa...

Często słyszę, że zachowuję się tak, jakby woda sodowa uderzyła mi do głowy, bo jestem nieuprzejmy i zamknięty w sobie. A ja po prostu mam taki charakter – otwieram się tylko przy bliskich, a w oczach nieznajomych uchodzę za aspołecznego dziwaka. 

 

W jednym z wywiadów powiedziałeś, że chcesz zerwać z tym wizerunkiem. 

Ostatnio doświadczyłem kilku poważnych wstrząsów, które wpłynęły na tę przemianę. Śmierć mamy w marcu tego roku. Jednego dnia rozpadło się wszystko, co miałem. Mama była największą miłością mojego życia. Myślę o niej jak o superbohaterce: silna psychicznie, empatyczna, ciepła, cudowna. Zawsze otoczona ludźmi. W młodości marzyła o tym, by zostać aktorką. Mówiła, że scena to jej żywioł, to ona zaszczepiła we mnie miłość do muzyki.

Co poczułeś, kiedy dowiedziałeś się, że mama nie żyje?

Pustkę, strach…? Trudno mi o tym mówić – wciąż nie mogę pogodzić się z jej śmiercią. Czasem zamykam się w domu i przez kilka godzin walczę z myślami. Wspominam nasze wakacje w Krępnej, małej miejscowości w Bieszczadach. Jeździliśmy do zaprzyjaźnionego ośrodka położonego nad jeziorem. Pływaliśmy kajakami, śpiewaliśmy przy ognisku i tańczyliśmy do rana… Kiedy miałem dziesięć lat, mama zmieniła pracę i przeniosła się do Włoch. Przed wyjazdem płakałem, prosiłem, żeby nas nie opuszczała. Pamiętam, że schowałem się nawet w jej walizce i powiedziałem, że nigdzie beze mnie nie pojedzie.

A ojciec? 

Ojciec w młodości miał ksywkę Anioł. I tak go właśnie traktuję, jak swojego osobistego Anioła Stróża. Dzwonimy do siebie kilka razy w tygodniu, mamy świetny kontakt. Wiem, że gdy go o coś poproszę, nigdy nie odmówi. Niedawno założył sobie WhatsAppa i przesyła mi zabawne obrazki. Kocham go, chociaż straszny z niego uparciuch.

Od dziecka lubiłeś się wyróżniać – długie włosy, makijaż, buty na obcasach. Dla ojca to nie był problem? 

Rodzice dawali mi i mojemu rodzeństwu dużo wolności. Mówili, że sami decydujemy o swoim życiu i musimy brać za nie odpowiedzialność. Jeśli chodzi o mój wygląd, uważali, że na scenie mam prezentować siebie i nie wstydzić się wizerunku, który jest przecież odzwierciedleniem mojej wyobraźni. Ojcu nie podobało się tylko to, że maluję rzęsy i paznokcie. 

 

W Jaśle, miejscowości, z której pochodzisz, musiałeś być popularny.

Kiedy byłem nastolatkiem, trafiłem do zespołu rockowego – na nasze koncerty zawsze przychodziły tłumy! Graliśmy mocne kawałki, podróżowaliśmy po Polsce starymi samochodami i motocyklami. Nie mieliśmy menedżera, garderoby, malowaliśmy się pod stołami bilardowymi w szkolnych świetlicach. 

Jesteś skryty, nie lubisz poznawać nowych ludzi. Jak ktoś taki jak Ty może w ogóle występować na scenie?

Umieram ze strachu przed każdym koncertem. Kiedy rodzice prosili, żebym im coś zaśpiewał, chowałem się za fotel i krzyczałem, żeby wyszli z pokoju, bo się wstydzę. Nie spoufalam się z publicznością – podczas występu potrzebuję dużo przestrzeni osobistej. 

A mimo to odważyłeś się przyjechać do Warszawy na casting do programu telewizyjnego.

Sam nie wiem, jak do tego doszło… Może dlatego, że jestem spontaniczny? Kilka dni przed rozpoczęciem eliminacji do „X-Factora” zapytałem ojca, czy mogę jechać. Machnął ręką, bo chyba nie wierzył, że mówię serio. Dzień przed eliminacjami przyjechałem do motelu robotniczego, który wynająłem za 15 zł… Nie było tam ciepłej wody ani ogrzewania. Całą noc spędziłem w śpiworze.

Trudne początki drogi na szczyt?

Na początku wydawało mi się, że to nie ma sensu, ale przed snem pomyślałem, że za rok moje życie diametralnie się zmieni.

I zmieniło, byłeś w finale „X-Factora”. Ale z popularnością wiążą się nie tylko przywileje. Radzisz sobie z krytyką?

Lubię krytykę, jeśli jest ona konstruktywna i odnosi się do mojego śpiewu, a nie wyglądu. 

Ludzie zaczepiają Cię na ulicy?

Takie sytuacje się zdarzają, ale rzadko. Dwa lata temu byłem z przyjaciółmi w zoo. W pewnym momencie podszedł do mnie dwumetrowy dres i zaczął krzyczeć: „Co ty ze sobą zrobiłeś? Za****ć ci?”. Groził, że jeśli spotka mnie następnym razem, to zabije. Nie wchodziłem z nim w dyskusje, bo wiedziałem, że konfrontacja z dwumetrowym cyborgiem może się dla mnie źle skończyć. (śmiech) 

Nie sądzisz, że cena, jaką płacisz za swoją oryginalność, jest zbyt wygórowana?

Kiedyś próbowałem wyglądać jak wszyscy – włożyłem szary sweter, czarne spodnie. Czułem się fatalnie. Nie chodzi o to, że chcę za wszelką cenę wyróżniać się z tłumu. Nigdy nie robiłem tego, by komuś zaimponować. Po prostu mam inne poczucie estetyki niż większość Polaków. 

Umawiamy się na warszawskim placu Zbawiciela – miejscu, które stało się synonimem tolerancji
i wolności. Często tu bywasz?

Doskonale się tutaj czuję. Zresztą mieszkam niedaleko – kilka lat temu wynająłem mieszkanie, które należało kiedyś do Mieczysława Fogga.

Masz rodzeństwo. Śmierć mamy zbliżyła Was do siebie?

Bardzo się wspieramy, mimo że mieszkamy daleko od siebie – Marlena, starsza siostra, od lat we Włoszech, a brat Damian i najmłodsza siostra, Ewa, w Jaśle. 

 

Muzyka zajmuje ważne miejsce w Waszym życiu?

Ewa gra na gitarze, Marlena ma niezwykły słuch muzyczny, a Damian kiedyś rapował. Niedawno nagraliśmy wspólnie piosenkę, co zresztą świetnie wpłynęło na nasze relacje. Jesteśmy do siebie podobni fizycznie, ale charakterologicznie bardzo różni. Na przykład z Damianem kiedyś nie było nam po drodze, bo on nie do końca mnie akceptował, a dziś świetnie się dogadujemy. Podziwiam go za to, z jaką pasją i zaangażowaniem wykonuje swoją pracę. Jest ratownikiem medycznym. Codziennie z narażeniem życia ratuje innych ludzi.

Często się widujecie?

Kiedy tylko jest to możliwe. Mieszkamy od siebie daleko, ale jesteśmy w stałym kontakcie – dzwonimy do siebie, rozmawiamy na Skypie. Ostatnio odwiedziła mnie młodsza siostra Ewa. 

Właśnie wydajesz kolejną płytę. 

Kończę nagrywać ostatnie dźwięki, zapowiada się bardzo dojrzały album. „Byle być sobą” jest moją pierwszą studyjną płytą. Myślę, że moi fani będą ze mnie dumni. Materiał jest bardzo różnorodny, ciekawy i kolorowy – dokładnie taki jak ja.

Czujesz się spełniony?

Zrealizowałem czterdzieści procent swojego planu. Większość marzeń wciąż czeka na spełnienie.