Zaprosiliście mnie do swojego domu. Chętnie przyjmujecie gości? 

Michał: Od zawsze prowadziłem dom otwarty. Nie mam natury włóczęgi, dlatego lubię zapraszać ludzi do siebie. To oswojona przestrzeń, w której czuję się dobrze. Z kolei Dominika zamknęłaby nasz dom na cztery spusty. (śmiech)

Dominika: Uważam, że to miejsce dla najbliższych. Poza tym, w przeciwieństwie do Michała, lubię odwiedzać innych.  

Wydawało mi się, że jesteście ludźmi, którzy nie stronią od imprez, spotkań z przyjaciółmi.

M: Rzeczywiście, kiedyś tak było. Nie wyobrażałem sobie, że mógłbym spędzić piątkowy wieczór w domu. Ale… chyba się starzeję. Najlepiej czuję się tutaj, w swoim pokoju, za sterami symulatora lotów – to mnie odpręża i pozwala zapomnieć o problemach codzienności. 

D: A ja czasem chciałabym wyjść do klubu i pobawić się ze znajomymi. Będąc jednak „żoną Michała Wiśniewskiego”, trzeba uważać na to, co się robi. (śmiech) Pamiętam pierwsze wspólne wakacje. Byłam przerażona, gdy na portalach plotkarskich pojawiła się obszerna relacja
z naszego pobytu na plaży. Do dziś mam traumę i rzadko daję się fotografować…

W 2003 roku Michał sprzedał swoją prywatność, wpuszczając do domu ekipę programu „Jestem jaki jestem”.  

Zobacz także:

M: To był naprawdę dobry interes – za trzy miesiące pracy zarobiłem milion dolarów! (śmiech) Razem z moją ówczesną żoną Martą udowodniliśmy, że Polacy mogą mieć do siebie dystans. 

Byliście trochę jak polscy Kardashianowie. 

M: E tam, raczej zwykłe słoiki, które szpanują popularnością i kasą. (śmiech) Zresztą to bez znaczenia. Za wszystko – prędzej czy później – trzeba zapłacić. Nie unikam odpowiedzialności za swoje czyny i szukam winy przede wszystkim w sobie. 

D: Michał zrobił się ostatnio refleksyjny! (śmiech)

M: Lubię analizować rzeczywistość, szukać drugiego dna. Taką mam naturę.

Sprzyjają temu święta Bożego Narodzenia, które już za kilka dni… Jesteście do nich przygotowani?

M: Co roku obiecuję sobie, że kupię wszystkie prezenty w listopadzie. W końcu i tak 23 grudnia wieczorem jeżdżę po mieście, szukając podarunków dla najbliższych. (śmiech) Jeśli więc pytasz nas, czy mamy już kupioną choinkę, ulepione pierogi i zapakowane prezenty, to nie – nie mamy! 

D: Michał lubi zostawiać wszystko na ostatnią chwilę, ja staram się być obowiązkowa. Ale święta to atmosfera, a nie prezenty. W rodzinie patchworkowej, którą tworzymy, trzeba mieć przede wszystkim na względzie dobro dzieci, które muszą ten czas spędzać zarówno z mamą, jak
i tatą. Dlatego nasze święta zaczynają się już 23 grudnia. Tego dnia spotykamy się ze wszystkimi dziećmi przy wigilijnej kolacji. Jest tradycyjne dzielenie się opłatkiem, kolacja złożona z dwunastu potraw, śpiewanie kolęd i wręczanie prezentów. 

Rozumiem, że prezenty dla dzieci też są podwójne? (śmiech)

M: Nie, kupuję dla nich prezenty razem
z byłymi żonami. To nie żadna rozgrywka, ale ludzka mądrość – nie chcemy rozpieszczać dzieci przedmiotami. Chociaż kiedy teraz o tym opowiadam, zastanawiam się, czy to nie jest tylko teoria. Bo kilka dni temu na moje pytanie „Co chcielibyście dostać od Mikołaja?” Xavier
i Fabienne odpowiedzieli: „Nie wiemy, bo już wszystko mamy!”. (śmiech)

 

Wyobrażasz sobie, że moglibyście spędzić święta z poprzednimi rodzinami, wszyscy razem przy jednym stole?

M: To chyba nie najlepszy pomysł. Moje byłe żony ułożyły sobie życie. Mamy dobre relacje, ale nie chcemy burzyć wypracowanych przez lata ustaleń. Jesteśmy rodziną
patchworkową, nie uprawiamy jednak emocjonalnego swingu. (śmiech) 

Od Waszego ślubu minęło trzy lata, mimo to wciąż wyglądacie na totalnie sobą zauroczonych. Jak Wy to robicie?

M: Mam nawet wrażenie, że dogadujemy się coraz lepiej. Małżeństwo jest sztuką kompromisu, ale nie wolno w tym wszystkim zapomnieć o swoich potrzebach, marzeniach i planach. 

To chyba Twój najdłuższy związek. 

M: Rzeczywiście. I będę o niego walczył, tak jak Dominika walczyła kiedyś o mnie. Nasza relacja nie należała od początku do najłatwiejszych. Spotkaliśmy się – ja, mężczyzna z przeszłością, i Dominika, kobieta po przejściach – w trudnym momencie mojego życia. Załamała mi się kariera,
a nasilało uzależnienie od alkoholu. Potrzebowałem kogoś, kto wyciągnie mnie z dołka. Tą osobą okazała się Dominika, która przeżyła trzy lata z prawie codziennie pijanym facetem…

Czy to było najtrudniejsze do zaakceptowania w Michale?

D: Nigdy tego nie zaakceptuję. Najtrudniej było mi się chyba oswoić z otwartością Michała w kwestii mówienia o prywatności w mediach. Uważam, że nie wszystko, co dotyczy naszej rodziny,
powinno być wystawione na widok publiczny.

Jak sobie wyobrażałaś Michała, zanim go poznałaś?

D: Nie musiałam się specjalnie wysilać, bo wyskakiwał z każdej lodówki! (śmiech)

Ale kiedy dziesięć lat temu oglądałaś jego koncerty w telewizji, myślałaś, że to może być facet dla Ciebie?

D: Mogę się do czegoś przyznać? On nawet nie był w moim typie! Poza tym nigdy nie sądziłam, że chciałabym żyć u boku kogoś znanego. 

Jak się poznaliście?

M: Po raz pierwszy spotkaliśmy się podczas imprezy w ambasadzie, na której byłem ze swoją ówczesną żoną Anią. Poznał nas ze sobą Apoloniusz Tajner, ojciec Dominiki
i mój serdeczny przyjaciel. Zaprosiliśmy Dominikę na turniej pokera w Wiśle, a ona
w ramach rewanżu ugościła nas w swoim hotelu. Po kilku miesiącach Dominika zadzwoniła do mnie, szukając kontaktu do Ani. Powiedziałem, że się rozstaliśmy i że jeśli będzie przy okazji w Warszawie, to możemy umówić się na kawę.

Długo musiałeś czekać?

M: Nie, kilka tygodni później spotkaliśmy się razem z moim coachem, z którym chciałem wyswatać Dominikę. Ale pokazał się od nie najlepszej strony i dostał kosza. (śmiech)

Wtedy między Wami zaiskrzyło?

D: Poznaliśmy się w niesprzyjających okolicznościach – ja w ogóle nie byłam zainteresowana związkami, a Michał dopiero co rozstał się z żoną.

M: To nie był ani romans, ani miłość od pierwszego wejrzenia…

W takim razie, kiedy poczułeś, że to może być coś więcej?

M: Zaprzyjaźniliśmy się. Uznałem, że wspólny weekend razem z moimi dziećmi i synem Dominiki będzie dla nas wszystkich dobrym sprawdzianem. Jeśli go zdamy, będzie nadzieja na coś więcej. 

D: Wtedy spojrzałam na Michała od innej strony – zobaczyłam w nim odpowiedzialnego faceta, kochającego ojca. 

 

Weszłaś w związek z mężczyzną, który miał za sobą rozwody. Musiałaś pogodzić się z tym, że zawsze gdzieś w tle będą jego dzieci i byłe żony, a także Twój syn…

D: Rodzina patchworkowa, w jakiej żyjemy, wymaga od każdego dużo zrozumienia. Trzeba zaakceptować byłe partnerki swojego faceta, wypracować z jego dziećmi dobre relacje… 

To było trudne?

D: Michał ma wspaniałe dzieci. Mój syn też szybko odnalazł się w tym układzie.

Nie jesteś zazdrosna o przeszłość Michała?

D: On nie daje mi żadnych powodów do zazdrości. Z Martą i Anią kontaktuje się wyłącznie w sprawach związanych z wychowywaniem dzieci. 

A co na to Twoi rodzice? Artysta z przeszłością chyba nie był dla nich wymarzonym zięciem…

D: Najbardziej martwili się tym, że Michał ma aż trzy byłe żony i czworo dzieci. A ja, jak każda zakochana kobieta, patrzyłam na niego przez różowe okulary. Na szczęście rodzice nigdy nie krytykowali moich wyborów i zawsze dawali mi dużą wolność. 

Co takiego ma w sobie Dominika, że udało Ci się z nią stworzyć szczęśliwy związek?

M: Ujęła mnie swoim spokojem i subtelnością. 

Myślałem, że facet taki jak Ty potrzebuje kobiety, która będzie go trzymała krótko!

M: Nie muszę mieć smyczy, żeby się zdyscyplinować. Dominika jest góralką, więc na początku wydawała mi się twarda i konkretna. Dopiero potem zrozumiałem, że pod tą „zbroją” kryje się wrażliwa kobieta o wielkim sercu. 

 

Czy to nie Ty jako facet powinieneś nosić zbroję w związku?

M: Wierzę w nowoczesny feminizm! (śmiech) Nie mam problemu z tym, że kobieta, jeśli robi to w mądry sposób, przejmuje inicjatywę. 

D: Ale nie zawsze tak jest – czasem Michał dowodzi. Przez lata naszego związku sprawdziliśmy, w czym każde z nas jest dobre. Nie wchodzimy sobie w drogę. Do tej pory funkcjonowałam w relacjach, w których wszystko było na mojej głowie, a teraz po raz pierwszy mam ten komfort, że mogę liczyć na pomoc drugiej osoby. Wiem, że jeśli wyjadę na kilka dni, Michał stanie na wysokości zadania. Podział ról w związku jest ważny, bo jeśli chce się robić wszystko samemu, w pewnym momencie poczujesz się wypalony. 

M: To prawda – znamy swoje słabe strony. Jestem na przykład totalnie beznadziejny w sprawach finansowych. Nie ma takiej sumy, której nie wydałbym na przyjemności. (śmiech) Dlatego to Dominika dba o terminowe płacenie rachunków. 

Podobno wydałeś 30 milionów, które zarobiłeś.

M: Więcej, bo mam jeszcze długi. (śmiech)

Jak to możliwe?

D: Posiadłości, luksusowe samochody, samoloty… Wbrew pozorom wydanie 30 milionów złotych nie jest takie trudne! (śmiech)

M: Nie przywiązuję się do pieniędzy, traktuję je jako środek do realizacji marzeń. Kiedyś zarabiałem 1000 złotych miesięcznie, jadłem placki ziemniaczane i byłem szczęśliwy. 

Wypowiadając na ślubie słowa małżeńskiej przysięgi, wierzyłeś, że mówisz to po raz ostatni?

M: Nigdy nie wiadomo, jak potoczy się życie. W końcu nie wszystko zależy ode mnie – zazwyczaj to kobiety mnie porzucały. Pewnie sporo w tym mojej winy, bo powinienem lepiej pracować nad związkami. No, ale może wtedy nie poznałbym Dominiki? (śmiech)

Marzyliście o dużej rodzinie?

D: Na pewno byłoby inaczej, gdybyśmy wychowywali dzieci tylko z naszego związku. Tymczasem los pisze różne scenariusze i trzeba to zaakceptować. 

Długo tłumaczyliście dzieciom, w jakim układzie żyją?

D: Uważamy, że z dziećmi trzeba rozmawiać o wszystkim. Nie unikamy trudnych tematów, nie oszukujemy ich. Dzięki temu są dojrzałe jak na swój wiek. Kiedy
o coś pytają, odpowiadamy. Moim zdaniem to najlepsze rozwiązanie, które pozwala ograniczyć nieporozumienia. 

Jak dzieci Michała przyjęły Twojego syna w domu?

D: Maks ma 9 lat, jest w wieku Eti [córka Michała i Anny Świątczak – przyp. red.], więc najpierw oni złapali kontakt. Potem Xavier stał się dla niego starszym bratem, którego chciał naśladować. Zdarza im się pokłócić, ale zazwyczaj szybko dochodzą do porozumienia – są ze sobą bardzo zżyci. 

Czy dzieci Michała mówią do Ciebie „mamo”?

D: Mama jest tylko jedna. (śmiech) Zresztą nie czułabym się komfortowo, gdyby tak do mnie mówiły. Jestem dla nich albo Dominiką, albo ciocią. 

 

Kilka lat temu Michał powiedział w wywiadzie, że wychowuje swoje dzieci konserwatywnie. To trochę kłóci się z wizerunkiem domu, w którym nie ma tematów tabu. 

M: Miałem na myśli takie wartości jak poszanowanie drugiego człowieka czy życzliwość, których każdy młody człowiek powinien się nauczyć. Chciałem, żeby moje dzieci przyjęły chrzest, dorastały w katolickim domu. Ale nie miałbym nic przeciwko, gdyby na przykład były innej orientacji albo zdecydowały się na wybór ścieżki zawodowej, która nie spełniałaby do końca moich oczekiwań. 

Usłyszałeś kiedyś od syna, że jesteś dla niego wzorem?

M: Nie potrzebuję takich deklaracji, by wiedzieć, że Xavier mnie kocha. Niewiele rzeczy mi się w życiu udało, ale syna mam naprawdę kapitalnego! 

Kto w Waszym związku bardziej rozpieszcza dzieci?

M: Chyba Dominika. Ja staram się, żeby nie przekraczały pewnych granic… Chodzą do publicznych szkół. Nie chcę, żeby wyrosły na bananowych nastolatków. 

Chwalą się Tobą w szkole?

M: Raczej nie.

D: Przesadzasz, są dumne z twoich
osiągnięć. 

M: Ale ja wiem, że lata świetności mam już za sobą. Moje dzieci są na tyle mądre, że nie muszą podpierać się ojcem. 

Wywodzicie się z różnych domów. Dominika miała szczęśliwe dzieciństwo, Michał spędził je w domu dziecka. 

D: Ale obydwoje mamy podobne wyobrażenie rodziny. Dzięki temu udało nam się stworzyć szczęśliwy dom, w którym każdy się szanuje. 

M: Trudno brać odpowiedzialność za błędy rodziców. Staram się dać dzieciom wszystko, czego sam nie dostałem. Nie czuję się idealnym ojcem, popełniam błędy jak każdy. Przywiązuję wagę do detali – uwielbiam, kiedy wspólnie spędzamy czas, robimy sobie pamiątkowe zdjęcia. Mam wrażenie, że dla nich – podobnie jak dla mnie – znaczy to więcej niż drogi prezent, z którego cieszyłyby się przez kilka dni.   

Myślisz, że gdybyście spotkali się z Dominiką 10 lat temu, kiedy byłeś u szczytu popularności, bylibyście razem?

D: Wczoraj się nad tym zastanawiałam i doszłam do wniosku, że chyba nie wytrzymałabym tempa życia, które prowadził Michał. 

M: To był szalony czas, ale nigdy nie zapomniałem o rodzinie. Często wyjeżdżałem i w każdą podróż starałem się zabrać swoich bliskich. Chyba spędzałem z nimi więcej czasu niż niejeden ojciec pracujący w korporacji.  

 

Od lat pracujecie razem w domu. To dobre rozwiązanie?

M: Praca z kimś, z kim dzielisz życie, nie należy do najłatwiejszych. Na szczęście my się wzajemnie uzupełniamy i nie wchodzimy sobie w drogę.

D: Czasem mam dość, tak naprawdę ciągle jesteśmy w pracy i przenosimy nastroje panujące w biurze do domu. 

Michał jest Twoim szefem?

D: Tak, ale nie mam z tym problemu… Umiem nim tak pokierować, żeby wyszło na moje. 

A jak on znosi krytykę?

D: Sam jest dla siebie surowym krytykiem. 

W ciągu pięciu lat bycia razem przeżyliście wiele pięknych, ale też dramatycznych chwil. Czego się boicie?

D: Mam wrażenie, że wszystko, co złe, już za nami. Patrzymy w przyszłość z optymizmem i nadzieją. 

M: Związek to ciężka robota. Singlom żyje się przecież łatwiej – mogą robić, co chcą. Ale warto podjąć wyzwanie i walczyć o miłość. Bo tylko to jest w życiu ważne.