Nic nie definiuje czasów, w których żyjemy, lepiej niż zmierzch. I nie, nie chodzi tu o filmową sagę z błyszczącą diamentami z klatką piersiowa Roberta Pattinsona w roli głównej. Chodzi o zmierzch konserwatywnych wartości i tradycyjnego stylu życia, właściwego chociażby jeszcze naszym rodzicom. Jesteśmy pokoleniem kryzysu – nie tylko tego w światowej ekonomii. Bo na co dzień tez myślimy ekonomicznie. Wiara, że przepracujemy całe życie w jednej firmie, się nie opłaca. Podobnie jak przekonanie, że 30 lat spędzisz z tym samym facetem. Rynek pracy nie tylko się skurczył, ale przede wszystkim zmienił. Nie ma już bezpiecznych etatów do emerytury. Zmieniło się też nasze podejście do związków. Zamiast jednego małżeństwa na zawsze wybieramy trzy rozwody po drodze. I to z poczuciem, że na zmianie więcej się zyskuje, niż traci. Nasza rzeczywistość – ta zawodowa i ta prywatna – zmienia się tak szybko, że musieliśmy przygotować się na rewolucje. Nic nas nie zaskoczy, bo z tyłu głowy już mamy szczegółowo rozpisany plan awaryjny.

Chłopak z polisy

Ci z obsesją planu B zabezpieczają się nawet tam, gdzie nie widać, na razie, zagrożenia, np. w świetnie prosperującym związku. „Nie przejmuj się. To działa na podobnych zasadach jak fantazje seksualne. To, że pożądliwie patrzy na przystojnego baristę, który robi jej poranną kawę, nie znaczy, ze kiedykolwiek pójdzie z nim do łózka” – tak męskie magazyny zaczęły pocieszać swoich czytelników, gdy w Wielkiej Brytanii ujawniono – podobno sensacyjne – wyniki ankiety. 50 proc. kobiet, tych w stałych związkach i tych po ślubie, przyznało się do posiadania zapasowego chłopaka. Szok? Dla facetów pewnie tak, chociaż większość i tak ma w telefonie numery do dziewczyn „w rezerwie”. Jeżeli cokolwiek w tych badaniach zaskoczyło kobiety, to fakt, że do planu B nie przyznało się 100 proc. przepytywanych. Opcję awaryjną ma każda, nawet jeśli sprowadza się ona do tego, że po roku związku wciąż profilaktycznie nie usunęłaś konta z Tindera.

Planem B może być najlepszy przyjaciel, kumpel starszego brata, który zawsze z tobą flirtuje na jego urodzinach, albo kolega z pracy. Plan B nie jest sygnałem kryzysu w związku. Jesteś szczęśliwa, kochasz swojego chłopaka, nigdzie się nie wybierasz – po prostu rozsądnie liczysz się z tym, że być może on kiedyś się rozmyśli. Pewnie spędzicie ze sobą resztę życia, ale jeśli nie, będziesz miała zabezpieczenie.

„Umówiłam się z moim dobrym kolegą, że jeśli oboje, mając 35 lat, z jakiegoś powodu będziemy sami, to będziemy mieli ze sobą dziecko” – mówi 24-letnia Aśka. „On ma dziewczynę, z którą bardzo chce być. Ja mam chłopaka, w którym jest zakochana. Do trzydziestki piątki jeszcze daleko, wszystko się może wydarzyć, a i ja, i on chcemy mieć kiedyś dzieci. Na razie raczej się śmiejemy z tego planu, niż traktujemy go poważnie, ale ja wiem, że jeżeli za 10 lat nie będziemy w poważnych związkach, nic nie będzie stało na przeszkodzie, żebyśmy tak właśnie zrobili”. Plan B nie przeszkadza w zaangażowaniu. Nie blokuje pełnego wejścia w związek, ale w razie czego ułatwia wyjście z niego. Dokładnie tak, jak awaryjny pomysł na karierę – stymuluje, żeby ryzykować i podejmować odważne decyzje. Sprawia, że to wszystko, czym relacje na serio tak bardzo przerażają dzisiejszych 20-latków, wydaje się mniej straszne. Mogę się z kimś związać na stałe bez obaw, że omija mnie coś lepszego, bo jak to się skończy, wtedy sięgnę po to lepsze.

„To, że mam chłopaka i potencjalnego kandydata na chłopaka, nie znaczy, że na tym, z którym się właśnie spotykam, zależy mi mniej. Zależy mi bardzo” – przyznaje Iza, 25 lat. „Ale jak mnie kopnie w tyłek, to mam w pracy faceta, który tylko czeka na sygnał. Niech sobie żaden nie myśli, że jak zostawia dziewczynę, to ona jest taka biedna, smutna i sama”.

Spokojnie, to tylko awaria

Zobacz także:

To dla tchórzy. Dla tych, co się boją, że im nie wyjdzie, więc kurczowo trzymają się myśli o wyjściu awaryjnym, które w razie potrzeby zagwarantuje im bezpieczne lądowanie. Dla tych, co się wiecznie asekurują i trzęsą przed podjęciem byle decyzji. Pudło. Posiadanie planu B nie zwalnia z podejmowania ryzyka. Wręcz przeciwnie. Dobre, pewne wyjście awaryjne obudzi hazardzistę w największym boidudku.

No bo co się stanie, jeśli zaryzykujesz, a nie wyjdzie? Nic. Wybierzesz bramkę numer dwa. Tak, plan B jest dla tych, którzy lubią pójść na całość. Jeżeli wiemy, że nic nam nie grozi, nie boimy się angażować i walczyć. Możemy spokojnie postawić wszystko na jedną kartę, skoro w kieszeni mamy zapasowego asa. Chcesz założyć własną firmę? Plan B będzie tak samo ważny jak biznesplan. „Pamiętam, jak powiedziałam rodzicom, że rzucam pracę w korporacji i że nie zamierzam szukać nowej, bo zamiast tłumaczyć umowy, wolę tłumaczyć filmy albo książki” – opowiada 28-letnia Aga. „Mama prawie płakała, że sobie nie poradzę bez stałej pensji, ubezpieczenia. Na początku też panikowałam, bo zlecenia raz są, a raz ich nie ma i trzeba się bardzo starać, żeby wpływy na konto były regularne. Mój plan B? Korporacja, do której zawsze mogę wrócić. Sprawdzam to zresztą, raz na jakiś czas odpowiadając na ogłoszenia o pracę. Jeszcze nie było takiej sytuacji, żebym nie dostała zaproszenia na rozmowę. Świadomość, że zawsze mogę wrócić, pomaga nie wracać już od czterech lat. Może kiedyś życie mnie zmusi. Nie będę płakać, jeśli tak się stanie. Nie będę też płakać, jeśli za pięć lat okaże się, że przestałam być atrakcyjna dla pracodawców. To będzie wreszcie dobry pretekst, żeby zrealizować plan, który odkładam od studiów: spakować się i pomieszkać trochę w Hiszpanii”.

Zmieniliśmy myślenie. Nie wywracamy swojego życia do góry nogami dlatego, że wiemy, że sobie poradzimy, ale dlatego, że wiemy, co zrobić, jeśli sobie nie poradzimy. Koło zapasowe nie zwalnia z odpowiedzialności za koła podstawowe. Bo najlepsze w planie B jest to, że być może nigdy nie uda się go zrealizować. Że może nie będzie potrzeby, żeby wprowadzać go w życie. Ale nawet wtedy nic nie stoi na przeszkodzie, żeby planowi B trochę pomóc. Możesz lubić swoją pracę, ale to nie znaczy, że nie wolno ci marzyć o czymś innym.

Uczysz angielskiego, a w wolnym czasie eksperymentujesz kulinarnie? Załóż bloga z przepisami, niewykluczone, że jakaś restauracja zaproponuje ci stanowisko szefa kuchni, magazyn kulinarny zaprosi do poprowadzenia własnej
rubryki, a telewizja da autorski program. Myśl awaryjnie, działaj dwutorowo.
Taka elastyczność i otwartość na zmiany to cecha pokoleniowa. Współczesne 20- i 30-latki nie wytrzymują w jednej pracy
dłużej niż trzy lata, to potwierdza statystyka. Ich rodzice zmieniali pracę maksymalnie dwa, trzy razy w życiu (i była to raczej konieczność niż nieprzymuszony wybór). Millenialsi zmienią pracę co najmniej 15 razy, niektórzy nawet 20.
W międzyczasie pewnie ze dwa, trzy razy zmienią branżę, w której pracują. Będą testować różne formy zatrudnienia,
sprawdzać swoje możliwości, wykorzystywać szanse – nie przepuszczą żadnej okazji. W przeciwieństwie do poprzedniego pokolenia nie wizualizujemy kariery jako drabiny, w której kolejny szczebel oznacza awans. Zamiast pionowo
poruszamy się poziomo – poszerzając kompetencje, zbierając doświadczenia i nawiązując kontakty. Millenialsa w jednej firmie są w stanie zatrzymać na dłużej nienormowany czas pracy i nielimitowane wakacje, skuteczniej niż podwyżki
i obietnica wyższego stanowiska. Od tytułów woli wolność. A nic nie daje takiego poczucia wolności jak plan B. Bo dopóki
się nie potkniesz, wolno ci wszystko. A jak się potkniesz, to i tak nie będzie bolało, przecież masz już z tyłu głowy alternatywny pomysł na swoją karierę.

Pokolenie wielobranżowe

Plan B jest dla tych, którzy lubią mieć swoje życie pod kontrolą. Czyli dla wszystkich, bo kto nie lubi? Pomysł na to, co zrobisz,
gdy wyrzucą cię z pracy, a chłopak pójdzie do innej, daje jednocześnie poczucie władzy i bezpieczeństwa. Jest idealną polisą i – tak jak polisa – czasem wymaga regularnych składek. W plan B też trzeba zainwestować. Jesteśmy nie tylko przetrenowanym przez kryzys pokoleniem control freaków, ale również pokoleniem urodzonych multitaskerów. Zapytaj rodziców. 10 lat temu psychologowie grzmieli, że jeśli nastolatek jednocześnie odrabia lekcje, słucha muzyki i SMS-uje z kolegą, to jego mózg nie może się dobrze rozwijać. Dziś te obciążone bodźcami mózgi są już dorosłe i podzielność uwagi przekuły na mnogość umiejętności. Zamiast specjalistów w jednej dziedzinie mamy wielobranżowców. Dyplomowanych ekonomistów po szkołach filmowych i psychologów po kursach marketingu. Zbieramy po drodze różne, choćby i najbardziej niekompatybilne umiejętności, bo gdy jedna przestanie być w cenie, utrzymamy się z drugiej. To jest plan B w wersji zaawansowanej, bo od liceum pracujemy na to, żeby kiedyś mieć wyjście awaryjne. A ci, którzy wybierają karierę szczególnie obciążoną ryzykiem niepowodzenia, pracują dwa razy ciężej. Przyszli muzycy, którzy pół dnia spędzają na próbach, a drugie pół na studiach prawniczych – w razie gdyby rynek muzyczny okazał się za ciasny. Sportowcy, którzy intensywnie trenują, a przy okazji robią szybko na boku parę kursów, żeby zapewnić sobie pracę, jeśli olimpijskie plany pokrzyżuje im kontuzja.

Franek ma 22 lata i studiuje na akademii sztuk pięknych. „Od zawsze miałem zdolności plastyczne i rodzice zachęcali mnie do ich rozwijania” – mówi. „Oczywiście, że chciałbym kiedyś sprzedawać swoje obrazy za takie pieniądze, które pozwolą mi z tego żyć. Dopóki nie poszedłem na studia, wierzyłem, że tak będzie. Na ASP spotkałem mnóstwo równie zdolnych ludzi. Wszyscy mamy takie same marzenia, ale nie wszystkim się uda. Liczę się z tym, że na życie będę zarabiał komercyjnym projektowaniem, więc moim wyjściem awaryjnym jest grafika”.

Wyjść awaryjnych szukają tylko panikarze i nudni realiści? Kolejny mit. To, że mamy plan i jesteśmy gotowi go zrealizować, świadczy o rozsądnym, mądrym podejściu do życia. A to, że jesteśmy gotowi na zmiany i że przed nimi nie uciekamy, jest już dowodem życiowej odwagi. Ta odwaga przejawia się również w tym, że nie boisz się przyznać, że plan A nie wyszedł. A przynajmniej nie tak, jak powinien. Elastyczność, brak lęków, umiejętność wyciągania lekcji ze wszystkiego, co cała reszta uznałaby za sytuację bez wyjścia, porażkę, po której nie da się podnieść – brzmi znajomo? Owszem, to lista cech, które zdaniem psychologów wyróżniają optymistów. Wniosek jest prosty. Ci z planem B są szczęśliwsi.

Plan na plan czyli sześć kroków do stworzenia idealnego planu awaryjnego

1. Zidentyfikuj zagrożenie. Musisz wiedzieć, z czym będziesz walczyć.

● Sama możesz być sobie wrogiem. Nie umiesz pracować z ludźmi? Nic więc dziwnego, że boisz się, że wkrótce stracisz pracę w agencji reklamowej, gdzie sukces ma wielu ojców.
● Zagrożenie nadciąga z zewnątrz. Była dziewczyna
twojego chłopaka znowu do niego dzwoniła?


2. Już wiesz, co ci grozi. Czas się zastanowić, dlaczego akurat tobie. Nie ma przypadków.

● Jesteś farmaceutką? Masz przerąbane. W Stanach Zjednoczonych już przeprowadzono testy, które pokazały, że do realizowania recept nie trzeba człowieka. Spokojnie mogą to robić roboty. W przyszłości maszyny zastąpią wiele zawodów, w tym kierowców, bibliotekarki i opiekunki do dzieci. Jeśli wykonujesz któryś z nich, plan B nie jest opcją. Musisz znaleźć wyjście awaryjne. Ale nie panikuj, masz na to kilka lat.

3. Nic na siłę. Chcesz wybrać wyjście awaryjne, a nie znaleźć się w sytuacji bez wyjścia.
● Koło kołu nierówne, twoja zapasówka musi ci się podobać. Rzucił cię chłopak, z którym chciałaś spędzić resztę życia, więc zaręczasz
się z sąsiadem, bo taki zaradny i będzie dobrym
ojcem. To nie jest plan B, to jest smutne.
● W pracy jest podobnie. Możesz robić coś innego niż teraz, ale musisz to lubić.

4. Oceń możliwości. Realnie.
● Załóżmy, że szukasz alternatywnego pomysłu
na karierę. Męczysz się w jakiejś administracji albo marketingu, długo już tak nie wytrzymasz. Zastanów się, co jeszcze potrafisz. Może twoją mocną stroną są języki obce?
● Dziś być może jesteś w szczęśliwym związku.
Za miesiąc możesz nie być, Rozejrzyj się. Kolega z pracy lubi cię bardziej niż inne koleżanki? Wpisz go na listę rezerwowych!

5. Zaszalej. To twój plan B. Możesz sobie wymyślić, co tylko chcesz.

● Nie chcesz robić niczego, co powinnaś, bo zmuszają cię dyplomy? Olej rozsądek. Dziś możesz być chemiczką, za parę lat uruchomisz własną markę modową. Tylko zrób po drodze przyspieszony kurs rysunku.
● Jesteście razem pięć lat, planujecie dziecko.
Jeśli w międzyczasie cię rzuci, przepisz na niego kredyt. A za zaoszczędzone raty zrób kurs instruktora nurkowania i zamieszkaj na Bali.

6. Aktualizuj. Nawet najlepszy plan B wymaga weryfikacji.

● Wymyśliłaś sobie, że jak już znudzi ci się praca w korporacji, wyjedziesz
na wieś i otworzysz gospodarstwo agroturystyczne. Przestań, dziś robią to wszyscy. Nie musisz całkowicie zmieniać swojego planu awaryjnego. Wystarczy coś dodać. Agroturystyka dla bezglutenowców? To byłby hit!