Kocham Francję bezwarunkowo. Wszystko przez moją nauczycielkę z liceum plastycznego w Lublinie. Tak fascynująco opowiadała o kulturze i historii Francji, że zaraziła tym wiele osób. Ja wpadłem najszybciej, bo już wtedy pasjonowałem się modą, zwłaszcza francuską. Punktem zwrotnym była szkolna wycieczka do Paryża. Był rok 1995, miałem szesnaście lat. Przemieszczaliśmy się od muzeum do muzeum. Wielkie wrażenie zrobił na mnie Luwr. W którymś momencie urwałem się i pobiegłem do fajnej księgarni przy Centrum Pompidou. Trafiłem do działu książek o modzie. Wtedy w polskich księgarniach nie było ich w ogóle, a tam – raj! Wpadła mi w ręce biografia Jeana Paula Gaultiera. Okazało się, że urodził się w tym dniu, co ja – 24 kwietnia. Kupiłem książkę i postanowiłem nauczyć się francuskiego, żeby ją przeczytać.

Później jeździłem do Paryża już sam – zwiedzać, i szukać tkanin na pierwszy polski pokaz, który zrobiłem, gdy miałem 17 lat. To były tanie tkaniny, nie było mnie stać na inne. Dwa lata później poznałem dziewczynę z Warszawy, która zamówiła u mnie kolekcję eleganckich sukienek, dając absurdalnie wysoki budżet na materiały. Z tą gotówką w kieszeni pojechałem do Paryża. Czułem się jak król. Wreszcie mogłem pójść do najdroższego sklepu i rzucić od niechcenia: „Proszę trzy metry tego i dwa tamtego”. Coraz częściej bywałem nad Sekwaną. Przestałem się czuć turystą, gdy poznałem Tomka Kolarskiego. Dziś pracuje dla projektanta Maxime’a Simoensa. Wtedy pracował w słynnym butiku Maria Luisa. Bratnia dusza, od razu się zaprzyjaźniliśmy. Wcześniej zatrzymywałem się w hotelach, teraz mogłem mieszkać u niego.

Stałem się częścią miasta, nawet pojawiło się pragnienie, żeby przenieść się do Paryża. Tym bardziej że poznałem Kasię Rozan, dziś znaną jako Kate Rozz. Ona jest spełnieniem marzeń o siostrze, której nigdy nie miałem. Od tej pory dzieliłem swój czas – raz jeździłem do Tomka, raz do Kasi. Swój pierwszy pokaz w Paryżu urządziłem w mieszkaniu Kasi. Lepszego adresu nie mogłem sobie wymarzyć – słynna modowa avenue Montaigne, naprzeciwko salonu Gucci. Przeżycie!

Płyną lata, a ja wciąż mam wobec Francji zachwyt nastolatka. Tu odnalazłem swoje powietrze! Dziś moje paryskie szlaki wiodą ulicą Etienne Marcel, zawsze się tam włóczę. Są tam księgarnie z wydawnictwami o modzie, a także mój ulubiony sklep z wypchanymi zwierzętami i zasuszonymi owadami. Moje ukochane miejsce to Musée des Arts Décoratifs w Luwrze i tamtejsza księgarnia. Niezmiennie uwielbiam Marais. No i jeszcze wysepka w Lasku Bulońskim – z tabunami królików. Mam też listę fascynacji kulinarnych. Na pierwszym miejscu oczywiście tatar. Gości podejmuję foie gras, wątróbką z gęsi. Opiekam ją, robię tosty, kładę konfiturę z figi. Najlepiej Bonne Maman.

Fragmenty wywiadów pochodzą z książki Joanny Nojszewskiej pt. „Klucz francuski”. Wydawnictwo Czarno na białym, 2014 r.