GALA: Olu, tegoroczna maturzystko, sądziłaś, że egzaminy już za tobą? Otóż nie! Teraz przeegzaminuje cie „Gala” . Zresztą ciebie, Robercie, także. Wylosowaliście zestaw numer 1: Co to jest miłość?

ROBERT STOCKINGER: Miłość to szczęście. To jest synonim.

OLA SZWED: Może ktoś uzna, że się migam od odpowiedzi na to pytanie… Miłość, szanowna komisjo, to pojęcie niedefi niowalne. Dla każdego jest czymś zupełnie innym.

GALA: Ryzykuje pani oblanie!

OLA SZWED: Dla mnie miłość to zjawisko sensualne. To jest coś, co się czuje, ale nie można ubrać tego w słowa. Miłość to wir radości. Na niczym nie mogę się skupić, cieszę się jak dziecko, kiedy dostaję zwykłego SMS-a.

GALA: Robert, jakie kwiaty najbardziej lubi Ola?

ROBERT STOCKINGER: Tulipany. Żółte. Ale zamiast podarować Oli kwiaty, wolę zaskoczyć ją jakimś niekonwencjonalnym pomysłem. Kiedyś nie widzieliśmy się całe dwa dni. A ponieważ przejeżdżałem akurat koło jej domu, postanowiłem wejść do jej pokoju, pocałować ją i wyjść.

Zobacz także:

OLA SZWED: To było świetne! Nie trzeba było nic mówić. Uwielbiam takie drobiazgi. Kiedy jest się strasznie zmęczonym, a ta druga osoba usiądzie obok ciebie, przytuli cię i pogłaszcze po głowie – tylko tyle – i to wystarczy.

GALA: Cały czas trzymacie się za ręce, całujecie. Ile to już trwa? Te motyle w brzuchu?

ROBERT STOCKINGER: Jutro minie pół roku.

GALA: Jak to się zaczęło?

OLA SZWED: To oczywiste – przedstawił nas sobie Tomasz, tata Roberta, kiedy oboje występowaliśmy w programie „Jak oni śpiewają”. Wcześniej sporo mi o Robercie opowiadał.

ROBERT STOCKINGER: Ja często słyszałem od taty, że nie dość, że Ola jest śliczna i świetnie śpiewa, to jeszcze bardzo dobrze się uczy!

GALA: Kto zrobił pierwszy krok?

ROBERT STOCKINGER: Pierwszy ruch był z mojej strony. Poprosiłem Olę o numer telefonu.

OLA SZWED: Stał 30 minut przed moją garderobą. Powiedziałam, że zaraz dam mu numer telefonu, tylko się przebiorę. Wyszłam, patrzę – nie ma Roberta. Ale później jeszcze raz podszedł i się przypomniał. Zrobiło to na mnie wrażenie, bo miałam go za nieśmiałego.

ROBERT STOCKINGER: Od razu, na gorąco, chciałem zbadać teren.

OLA SZWED: No tak – w nocy dostałam SMS-a z zaproszeniem na randkę

ROBERT STOCKINGER: I od razu dostałem kosza!

OLA SZWED: Muszę to wyjaśnić – myślałam, że będę dużo ćwiczyć przed fi nałem. Następnego dnia już się odezwałam

GALA: A pierwszy pocałunek?

ROBERT STOCKINGER: Ja już nie pamiętam.

OLA SZWED: Jasne… Wysiadłam z samochodu Roberta, kiedy podwiózł mnie na przymiarkę, pocałowałam go i... uciekłam.

ROBERT STOCKINGER: Podjechałem 500 metrów, zadzwoniłem do Oli i spytałem, czy mogę ją z tej przymiarki odebrać.

OLA SZWED: Szczerze mówiąc, sądziłam, że on się już do mnie nie odezwie. A jednak zadzwonił! Potem wszystko potoczyło się bardzo szybko.

GALA: Olu, co ci się w Robercie najbardziej podoba?

OLA SZWED: Jest dżentelmenem, a to wymierający gatunek mężczyzn, i ma w sobie to coś. Poza tym okazało się, że poziom wariactwa jest u nas mniej więcej na tym samym poziomie.

GALA: A ciebie co zachwyca w Oli?

ROBERT STOCKINGER: Poza tym że jest przepiękna, to bije z niej energia i pozytywny nastrój. Jest „do przodu”, wesoła, pewna siebie.

GALA: Nie jest za silna? Mężczyźni nie lubią takich zdecydowanych kobiet.

ROBERT STOCKINGER: Na początku trochę się tego bałem. Może się wydawać, że Ola przytłacza swoją energią. Ale ja się nie daję.

OLA SZWED: Robert bardzo skutecznie mnie pacyfi kuje w tej kwestii.

GALA: Jak to wygląda?

OLA SZWED: Po prostu kiedy trzeba, jest stanowczy. Nawet mój urok osobisty na nic się nie zda. Ale zadanie ma trochę ułatwione, bo przy nim bardzo słabo z moją silną wolą – po prostu kapituluję.

GALA: Co zrobić, żeby związek trwał?

ROBERT STOCKINGER: Należy być ostrożnym, dbać o szczegóły. No i oczywiście trzeba nauczyć się iść na kompromis.

OLA SZWED: Poza kompromisami i dawaniem siebie ważne jest zaufanie.

GALA: Jesteście o siebie zazdrośni?

OLA SZWED: Może Robert się wypowie…

ROBERT STOCKINGER: Trudno o Olę nie być zazdrosnym.

OLA SZWED: Ja bywam zazdrosna, ale odrobina zazdrości nie szkodzi. ODROBINA.

GALA: Robert, zdradź, na jaki kompromis poszedłeś?

ROBERT STOCKINGER: Nie chciało mi się jechać na bal maturalny Oli, a mimo to zebrałem się i pojechałem. I było bardzo fajnie.

OLA SZWED: A ja, chociaż do tej pory nie lubiłam piłki nożnej, oglądam z Robertem wszystkie mecze. Już nawet nauczyłam się, co to jest spalony.

ROBERT STOCKINGER: Ola umie wymienić cały skład Barcelony!

GALA: Olu, występujesz przed kamerą od wielu lat, wiec nauczyłaś się radzić sobie ze stresem. Na pewno ta umiejętność przydała ci się także na maturze.

 

OLA SZWED: Zdawałam maturę jak w transie. To był taki stres, takie ciśnienie, że po wyjściu nie mogłam przypomnieć sobie żadnych pytań. Ale myślę, że mimo wszystko występy, aktorstwo pomogły mi, bo jestem nauczona żyć na wysokich obrotach. Jeśli przez pięć dni w tygodniu od 6 do 24 ma się pełną mobilizację, potem nic nie jest straszne. Podczas matur także bardzo się przydał znany mi z pracy program awaryjny. Poza tym Robert dzielnie mnie wspierał.

GALA: Na czym to polegało? Ola wygląda na kobietę, która wsparcia nie potrzebuje.

ROBERT STOCKINGER: Trzymałem ją za rękę, szedłem z nią na spacer. Starałem się sprawić, żeby się nie denerwowała.

OLA SZWED: Dobrą rzecz Robert zrobił przed moją ustną maturą z polskiego, której potwornie się bałam. Zadzwonił do mnie dzień wcześniej i poinformował, że się ostrzygł na łyso. Każdy ma czasem głupie pomysły, ale to? Następnego dnia, trzy minuty przed moim wejściem do sali Robert się pojawił w szkole. Jego fryzura prawie w ogóle się nie zmieniła, ale tym zamieszaniem odwrócił moją uwagę od stresu maturalnego. Sprawił, że weszłam do sali z uśmiechem, bo kolejny raz mnie nabrał.

GALA: Olu, podobno fascynujesz się historią.

OLA SZWED: Nie historią, ale historią sztuki. Chodziłam do szkoły o rozszerzonym profilu humanistycznym. Pani profesor Krystyna Sulkiewicz, która uczyła nas historii sztuki, była tak niesamowicie charyzmatyczną kobietą, że zaraziła mnie pasją i miłością do sztuki, nauczyła dostrzegać piękno tam, gdzie wcześniej go nie widziałam.

GALA: I przesiadujesz godzinami w Muzeum Narodowym?

OLA SZWED: Bez przesady. Ostatnio byłam tam tuż przed maturą, bo pani profesor nas zabrała, żeby powtórzyć materiał. Bardzo lubię średniowiecze, a w Muzeum Narodowym mamy piękne piety!

GALA: Masz ulubionego malarza?

OLA SZWED: Kilku, na przykład Rubensa. Patrząc na jego obrazy, utwierdzam się w przekonaniu, że wszystkie kobiety są piękne i w pewnych kwestiach nie należy ulegać przemijającym trendom.

GALA: Ale one są grube i mają cellulitis!

OLA SZWED: I co z tego! Dla niego były to kobiety piękne. Lubię obraz „Trzy gracje”. Jedną z modelek była żona malarza. Od razu widać, że bardzo ją kochał. Dzięki Rubensowi można zrozumieć, że kanony piękna są względne. W każdej kobiecie można odnaleźć coś pięknego. Nawet w kobiecie Rubensa, która – według badań historyków sztuki – ważyła ponad 130 kilo i była chorobliwie otyła.

GALA: Fascynuje cię, Olu, inność spojrzenia Rubensa. Ale ty przecież musiałaś przez całe życie nosić piętno inności.

OLA SZWED: Moja cudowna mama wtłaczała mi do głowy od dzieciństwa, że inna to nie znaczy gorsza. Oczywiście jestem inna, mam inny kolor skóry, inne korzenie, inną historię, ale co z tego? Mam do tego dystans. Jestem człowiekiem jak każdy.

GALA: Robercie, czujesz inność Oli?

ROBERT STOCKINGER: Zupełnie nie. Ciekawa sprawa, że na początku naszej znajomości zauważyłem, że czasem lubi sobie żartować z koloru swojej skóry. A teraz, kiedy zażartuje w ten sposób, w pierwszej chwili w ogóle nie łapię dowcipu.

GALA: Olu, dorastałaś na planie filmowym. Dlaczego nie zdajesz do szkoły aktorskiej?

OLA SZWED: Obawiam się, że po czterech latach przerwy na studiowanie nie miałabym do czego wracać. Poza tym aktorstwo to wolny zawód, a ja chciałabym mieć wykształcenie, które zapewni mi zajęcie, kiedy ta przygoda już się skończy. Mam jednak cichą nadzieję, że kiedyś trafi ę do szkoły teatralnej.

GALA: Umiałabyś życ bez aktorstwa?

OLA SZWED: Kocham tę pracę, atmosferę na planie. Uwielbiam patrzeć na ludzi, którzy za pstryknięciem palca potrafi ą się zmienić, wcielić się w postać tak od nich odmienną. To jest fascynujące!

GALA: A za dziesięć lat? Będziesz raczej na planie filmowym czy w jakimś wiejskim kościółku zajmiesz się restauracją polichromii?

OLA SZWED: Może będę uczyć dzieci historii sztuki? A może będę radykalną kurą domową? Nie wiem. W każdym razie chciałabym być człowiekiem szczęśliwym. I tak siebie widzę za dziesięć lat.

GALA: Swój egzamin dojrzałości zaliczyłaś. Przed „Gala” także. A co to jest – twoim zdaniem – dojrzałość?

OLA SZWED: Trudne pytania dziś zadajesz! Nie uznaję cenzusu wieku, więc 18 lat według mnie nic nie zmienia. Dojrzałość to umiejętność podejmowania decyzji, przyjmowania na siebie odpowiedzialności i ponoszenia konsekwencji swoich poczynań, zarówno tych dobrych, jak i złych. Mój egzamin dojrzałości rozpoczął się, kiedy moi rodzice powiedzieli: „To jest twoje życie, to są twoje decyzje i to jest twoja hierarchia wartości”. Zapewnili mnie, że zawsze przy mnie będą, że będą mnie wspierać, ale ja sama jestem odpowiedzialna za swoje życie. Wydaje mi się, że u mnie jeszcze daleko do końca tego procesu, jakim jest dojrzewanie.

GALA: A dla ciebie, Robercie, czym jest dorosłość?

ROBERT STOCKINGER: Ten stan dojrzewa wraz z nowymi obowiązkami.

OLA SZWED: Dorosłość w związku to też szanowanie odmienności drugiej osoby, dawanie jej swobody. Staram się Roberta nie ograniczać. Uważam, że jeżeli ma na coś ochotę, powinien to zrobić. Ostatnio wrócił z Tomkiem, swoim tatą, z gór i oznajmił mi, że kupuje motor. Nie lubię motocykli, boję się ich, ale cóż. Mogę tylko westchnąć