Drogi Marcinie, Okropnie pokłóciłam się niedawno z narzeczonym, bo usiłował mi wmówić, że faceci z natury nie są monogamiczni, a poza tym to, co my, kobiety, uważamy za zdradę, absolutnie nią nie jest. Jak ja mam być z kimś, kto z góry zakłada, że wolno mu się szastać na prawo i lewo?! Co z wami, facetami, jest?! Aleksandra, 24 lata

Odpowiada Marcin Prokop, dziennikarz prasowy i telewizyjny (prowadzi m.in. „dzień dobry tvn”), facet o żelaznym poczuciu humoru, znawca życia i męskiej psychiki, dyżurny felietonista Glamour.

To, co dla niej będzie zdradą, dla niego oznacza, że po prostu polubił kogoś bardziej niż normalnie i chciał to spontanicznie zamanifestować. Poza tym podobno kobiety częściej zdradzają sercem, a faceci głową.
Choć niekoniecznie – angielski idiom „to give head”, czyli w dosłownym tłumaczeniu „dawać głowę”, oznacza ni mniej, ni więcej jak okołorozporkową czynność oralną, z której zasłynęła Monica Lewinsky i z której potem Bill Clinton musiał pokrętnie tłumaczyć się swojej małżonce oraz wyborcom. Zresztą to właśnie amerykańskiego prezydenta należałoby uznać za praojca nowoczesnej defi nicji zdrady. Wedle jego wykładni, wszystko, co nie jest penetracją, pod zdradę nie podpada. Koniec, kropka. I chociaż trudno zaufać opinii faceta, który marihuanę „owszem palił, ale się nie zaciągał”, to – niestety – tym razem Clinton trafi ł w sedno. Bo tak właśnie myśli większość facetów. Ba, wielu z nich uzupełnia tę regułę o dodatkowe przykazania, w myśl których seks w delegacji, po pijaku, z koleżanką z pracy albo kombinacja wszystkich powyższych okoliczności zdradą absolutnie nie jest. Zresztą, aby nie być gołosłownym, na okoliczność tego tekstu wykonałem poważne badanie socjologiczne i za pomocą CB radia na trasie Warszawa–Częstochowa wypytywałem w temacie zdrady kierowców mijanych tirów. Wielu z nich ochoczo wychwalało wdzięki legendarnej ponoć Kobry – jednookiej, sędziwej już dziś strażniczki przydrożnego lasu, trudniącej się najstarszym zawodem świata wespół z córką. Wedle jednej z entuzjastycznych recenzji, „jak cię Kobra weźmie w obroty, to, człowieku, prześcieradło d**ą wciągniesz”. Emocje chłodziło dopiero pytanie: „A co na to żona?”. Wszyscy moi respondenci reagowali na nie autentycznym zdziwieniem, w stylu: „To co, jak staję w trasie na obiad, też mam za każdym razem dzwonić do starej i przepraszać ją, że nie zjem w domu?”. Mówiąc krótko, prości panowie w ciężarówkach nie widzieli żadnej łączności pomiędzy chwilowym relaksem w objęciach Kobry a hasłem „zdrada”. Podejrzewam, że identyczną moralność reprezentują nażelowane wkłady do drogich garniturów zaludniające na co dzień wielkomiejskie biura. Niedawno dowiedziałem się, że rozrywką nr 1 dla tych kulturalnych prawników, fi nansistów oraz innych dzieci korporacji jest odwiedzanie sponsorowanych „pań na boku” w przerwie na lunch. Kontaktami do nich panowie wymieniają się przez specjalnie strony internetowe. Dziewczyny mają po dwadzieścia parę lat, zbierają na studia, mieszkanie i drogie ciuchy, o nic nie pytają, zawsze są pachnące i nigdy nie boli ich głowa. Człowiek odstresowany i uskrzydlony kontaktem z takim chodzącym ideałem zyskuje siłę, by stawić czoło zawodowym wyzwaniom oraz trudom życia małżeńskiego, więc o jakiej zdradzie tu mówimy, skoro wszyscy na tym zyskują?! Najzabawniejsze, że w tym wszystkim cholernie brakuje symetrii. Bo spróbuj teraz odwrócić role i w miejsce facetów podstawić kobiety. Tak paskudnego świata nie wymyśliłby nawet Machulski, gdyby kręcił drugą część „Seksmisji”.

NAPISZ DO PROKOPA na adres glamour@glamour.pl. Na naszych łamach Marcin odpowie na najciekawsze listy.