Malinę znam od paru lat. Jej podejście do życia nie przypomina tego charakterystycznego dla typowej "Matki Polki". Macierzyństwo stara się godzić z pracą zawodową, ale nie ukrywa, że zmieniło ono w jej życiu prawie wszystko. Opowiedziała mi o swojej depresji poporodowej - trudnym czasie, który dopiero z perspektywy czasu potrafi nazwać i opisać.

"Gdy świat nie chwali cię za zmienianie pieluch"

Sandra Hajduk: W którym momencie uświadomiłaś sobie, że miałaś depresję poporodową?
 
Malina Błańska: Gdy z niej wyszłam. Wcześniej, gdy w niej trwałam, nie miałam pojęcia, że ona nade mną wisi i zaczernia kolejne dni. Dopiero po dwóch latach od urodzenia, gdy spojrzałam wstecz, na pierwszy rok życia mojej córki, zrozumiałam, że ten czas, ta czarna dziura i wynikająca z niej potem szopka z szaleńczym trenowaniem do triathlonu to była depresja poporodowa. Niczym innym nie mogę usprawiedliwić wariackiego pomysłu, by w piątym miesiącu życia dziecka, w terrorze laktacyjnym, dochodzącym do siebie ciele po porodzie naturalnym, porwać się na 9 treningów w tygodniu, by - gdy moja córka miała 9 miesięcy - wystartować w triathlonie, którego długość sięgała 56 kilometrów.
 
Czy Twoje otoczenie rozumiało sytuację, w której się znalazłaś?
 
Moje otoczenie nie. Mówiąc moje otoczenie mam na myśli bliskich, przyjaciół. Nikt nie pomyślał, że zamiast zachwytu nad moją determinacją, potrzebna mi jest rozmowa, odciążenie i uwaga, której drastyczny brak dotknął mnie najbardziej. Znienawidzone przeze mnie "nie chcę przeszkadzać, bo ma dziecko" sprawiło, że zapadałam się bardziej w odmęty przepaści. Przemęczenie podlewało ten stan.
 
Jak ona u Ciebie wyglądała?
 
Przede wszystkim pamiętam ciszę. Że dla nikogo ja i moje cudowne dziecko nie byłyśmy ważne. Wszyscy przestali przeszkadzać, w swoim mniemaniu. W moim wówczas opuścili mnie w niewygodnej dla nich sytuacji. Wiesz… nikt cię nie chwali za to, jak zmieniasz pieluchy. Wówczas, czyli koło 4 miesiąca życia Zojki wpadłam na szaleńczy pomysł zapisania się na triathlon. I się odmieniło, towarzystwo, zaciekawienie wróciło. A ja z krwią z nosa łączyłam moją ambicję i miłość do dzieciaczka. Nie miałam czasu na posiłki, bo gdy nie trenowałam miałam Zojkę na rękach, chciałam, by ona jak najmniej odczuła treningi, więc jadłam banany w windzie, dziś pamiętam, że tylko je jadłam. Zapotrzebowanie kaloryczne organizmu kobiety, który karmi piersią, jest większe, niż zdrowej, normalnej osoby, plus potrzeby treningowe. Ciągle chudłam, był to efekt uboczny, kompletnie nie zaplanowany przeze mnie. Wszyscy za to chwalili, że super laska tak szybko po porodzie. Fiu! Fiu! A ja się słaniałam, ledwo pchałam wózek na spacerach.
 
Co najbardziej irytuje Cię jeśli chodzi o stereotypy dotyczące stanu po porodzie jak i samej ciąży? Czy sformułowanie "stan błogosławiony" uważasz za właściwe?
 
Widziałaś moje zdjęcie? Zatytułowałam je "Stan błogosławiony". Wymyśliłam je i poprosiłam o zrobienie go, gdy byłam w pierwszej ciąży. Wówczas atmosfera polityczna i nastawienie względem kobiet, Polek mnie do tego popchnęło. Nie mogłam przecież wiedzieć, że ten krzyż to samo sedno macierzyństwa. Stereotypy? Nienawidzę chwalenia za szybki powrót do formy. Niedawno na kanale na You Tube nagrałam film, w którym opowiedziałam o moich sposobach na chudnięcie. Przyznałam się w nim do historii triathlonowej, przestrzegłam, że widok wychudzonej kobiety, która niedawno stała się matką za każdym razem powinien otwierać nam oczy i serce na nią. Że trzeba zapytać, czy wszystko u niej dobrze, zainteresować się, nie chwalić, bo za szybkim spadkiem wagi może stać wiele rzeczy i żadna z nich nie jest powodem do dumy. Albo genetyka - bo nie mamy na nią wpływu, albo szybka walka o wygląd, akceptację, atrakcyjność - bo niemym bohaterem tej historii jest smutne dziecko, smutnej mamy, która nie potrafi swojego zaangażowania oddać istocie - dziecku, rozprasza się i dołuje swoją atrakcyjnością.
 
Czy dopadały Cię mroczne myśli gdy leżałaś w połogu?
 
Oczywiście. Połóg trwa kilka tygodni i mija ekspresowo. Z jednej strony gospodarka hormonalna robi sobie z nas jaja, z drugiej wtedy właśnie najbardziej odczuwa się to uderzające przesunięcie uwagi. Z ciebie, nad którą przed chwilą świat się rozpływał, bo byłaś kobietą błogosławioną, a po porodzie przestajesz być podmiotem, jesteś dodatkiem do dziecka. I to przesunięcie jest słuszne, oczywiście. Jednak mówimy o uczuciach, a one tutaj gubią się. Jak to? Nie widać mnie, nie ma mnie, byłam przed chwilą tak bardzo, a teraz przestałam?
 
Kto Ci pomógł?
 
Paradoksalnie największe wsparcie, którego się nie spodziewałam, bo nawet nie znałam wcześniej tej osoby, dostałam od obcej niemalże mi kobiety. Babki, którą znałam z poziomu zawodowego, z demonstracji, wywiadów - prof. Moniki Płatek i jej wyjątkowej, mądrej córki Marii Pawłowskiej. Monika po porodzie zrobiła kilka razy coś, czego nie zrobił żaden mój znajomy, wprosiła się, dzwoniąc, że jest na bazarku, u mnie pod domem, zapytała co mi trzeba i przyszła. Po prostu, doglądnąć, pobyć. Kobieca mądrość nią kierowała, miała czuja. Sprawdziła lodówkę, porozmawiała, a w najtrudniejszym momencie wykręciła telefon do swojej córki, biolożki z doktoratem z Cambridge, która naukowym językiem wyłożyła mi, dlaczego instynkt macierzyński nie istnieje, że prawdziwy, nie zakłamany kolorowymi pismami, szał na punkcie dzieci wypracowuje się przez spędzony z dzieckiem czas, że może to trwać nawet pół roku, że właśnie brak tego szału jest jednym z częstszych powodów depresji poporodowej. Świat oczekuje, że wyskoczysz ze swojego atrakcyjnego życia, które kochałaś i zamienisz je z uśmiechem na twarzy w całodzienne siedzenie w domu, z przerwą na dwa spacery z wózkiem wokół boku. Ta presja sprawia, ze kobiety zapadają się w pretensji względem siebie, swoich odczuć, wstydzą się tęsknoty za aktywnością społeczną, wściekają na zapomnienie o nich przez świat i czują żal, że ta misja- bezapelacyjnie ważna – spada na ich barki z takim odium. Badania pokazują, że na depresję poporodową szczególnie narażone są kobiety z dużych miast, czyli kobiety pozbawione wsparcia społecznego, z obcymi sobie sąsiadkami, rodziną wiele kilometrów od niej, osamotnione w tyrce wokół dziecka.
 
Czy szukałaś grup wsparcia wśród kobiet, które przeszły to co Ty?
 
Nie. Bo nie wiedziałam, że jestem w depresji. Bo nikt mną nie wstrząsnął, bo sama się nie zorientowałam. Za to teraz, gdy widzę tryskającą pięknem, zainteresowaniem i atrakcyjnością kobietę w wysokiej ciąży, pragnę ją przytulić i powiedzieć: kochana, zaraz słońce zajdzie za chmurami, ale nie martw się, za pół roku wyjdzie i potem będzie już super. Gdy patrzę na aktywne kobiety ze świata show-biznesu, jeśli jeszcze są młode, jak gwiazda YT, Andziaks, to martwię się jeszcze bardziej. Że zmiana życia zaboli ją i zasmuci na wiele tygodni, nim się oswoi z nową rzeczywistością, pogodzi z losem matki i pokocha ten los.
 
Czy depresja poporodowa wpłynęła na Twoje podejście do macierzyństwa?
 
Nie. Pragnęłam mieć dzieci, zawsze się z nich cieszyłam i mojego bólu nie wiązałam z nimi, raczej ze światem, który porzucił mnie w tak ważnym dla mnie okresie. No i ze zmęczeniem, ale mimo to nie obudziło to we mnie odruchu pretensji. Wpłynęło za o na podejście do młodych mam. Z większą czułością spoglądam na nie, doglądam, dzwonię. Często czuję niewypowiedzianą więź z nimi. Bez słów orientuję się, że te czarne chmury wiszą nad nimi. Czasem jest ciężko, ale czasem tylko odciążenie w postaci przejścia się na spacer z wózkiem pomaga, innym razem sama propozycja, że jest się w tej gotowości, do popchania wózka sprawia, że ta dziewczyna łapie uśmiech, bo ktoś pomyślał o niej, zobaczył ją. To tak niewiele mnie kosztuje, a wiem jak dla mnie ważne były gesty Moniki i zawsze będę je pamiętała.
 
 
Więcej o naszej kampanii znajdziecie tutaj.