Czesław, masz dziewczynę?

Czesław Mozil: Sam nie wiedziałem, że to już jest związek...

Jak to nie wiedziałeś? Masz 32 lata, nie jesteś dzieckiem.

Czesław Mozil: Trochę przesadziłem. Nie mogę jej dać tego, czego by chciała. Nawet jeśli mówi, że nie przeszkadza jej mój sposób życia, że ma luz. Widzę, że tak nie jest. Nie wymaga ode mnie poświęceń, ale ja też nie czuję, że powinienem się poświęcać.

Mówisz o swoim życiu w trasie? Właśnie ukazało się DVD „Czesław Śpiewa Solo Act” o dwóch latach twojego koncertowania.

Czesław Mozil: Smutny film, dużo w nim samotności. Zagrałem jakieś 300 koncertów. Wciąż jestem w ruchu. Dziś kręcimy odcinek „X Factor”, mega się tym jaram. Uwielbiam to! Jutro wyjeżdżam moim sharanem do Sosnowca na koncert. We wtorek Wrocław, w środę śpiewam w Chorzowie. Czwartek, piątek w Warszawie i Krakowie pokazy mojego filmu. Wiesz, że muszę zagrać 22 koncerty, by zarobić tyle, ile w „X Factorze”? W maju występuję 18 razy. Nie musiałbym, lubię. Najważniejsze, żeby grać. I żyjąc tak, wmawiam sobie, że nie nadaję się do związku. Pierdoły. W teorii bzdura...

Mówisz: „Koncerty są najważniejsze”. Co ci dają?

Zobacz także:

Czesław Mozil: Chcę być rozrywką, jak dobry film w kinie. To największa frajda, jeśli mogę wykreować inną rzeczywistość dla słuchających mnie ludzi. Sprawić, by zapomnieli o codzienności. Scena jest jak spowiedź totalna. Przed i po może być hardkor, ale tam jest spokój. Wychodzę i gram, jakby to był mój ostatni koncert. Na full.

Powiedz mi o piciu na scenie.

Czesław Mozil: Piję na, ale nie przed. Lubię. To megasłabe wyjść nastukanym. Za to wypić dwa, trzy drinki jest cudownie. Jeśli przyjdzie dzień, w którym nie będę ogarniał rzeczywistości, przyjaciele powiedzą: „Nie pijesz!”. Moja menedżerka dwa lata temu dostawała maile od agencji fotograficznych, które miały zlecenie, by zrobić mi zdjęcie, jak piję na koncercie, gdzie przecież są dzieci. Asia odpisywała: „Proszę robić zdjęcia”. O co ten szum? W domu rodzice nie piją przy dzieciach?

Przed koncertem – nie, na scenie – tak, a potem?

Czesław Mozil: Nie mogę przecież iść spać po koncercie. Jest się skazanym na jakiś bar (śmiech). Tak już jest. O ósmej stoisz na scenie, w emocjach, a potem masz iść o wpół do jedenastej do łóżka? Nie da się. Nawet nie mogę tego sobie wyobrazić.

A hazard ogarniasz?

Czesław Mozil: Ogarniam. Ale miałem różne przygody. To jest najsilniejszy drag, bo go nie widać. Nie śmierdzi jak alkohol, a też jest formą ucieczki od rzeczywistości. Totalny narkotyk i adrenalina. Nie musisz iść do kasyna, wystarczy komórka. Możesz obstawiać wszystko, np. mecz w Indonezji. Tam nie ma święta 1 maja, tam się gra w piłkę. Gdybym obstawiał, wziąłbym teraz telefon do ręki: „Aha, strzelą jeszcze jedną bramkę, to będzie dobrze”. I myślami byłbym gdzie indziej. Wpadłem, bo lubię sport. Czasami przez sześć godzin potrafiłem obstawiać mecze, nie chciało mi się nawet wychodzić z domu, spotykać z przyjaciółmi. Teraz jestem czysty. Robię wszystko, żeby nie dać się skusić jeszcze raz.

Nie wstydzisz się mówić o swoich słabościach?

Czesław Mozil: Nie ma nic wstydliwego w byciu uzależnionym, w przyznaniu, że lubisz wchodzić w jakiś świat. Ludzie, którzy gardzą, choćby alkoholikami, nie są w stanie dotknąć takiego problemu, bo nigdy w życiu w coś podobnego nie wpadli. Jak możesz komuś wytłumaczyć, że jesteś uzależniony od seksu (a seks jest totalnie uzależniający!), jeśli ten ktoś ci odpowiada: „Ja też lubię”...

Tylko że ty musisz tu i teraz?

Czesław Mozil: I nie ma mowy o moralności. Trudne tematy.

Masz, jak marynarz, dziewczynę w każdym porcie?

Czesław Mozil: Ale tego nie pisz...

Czego?

Czesław Mozil: Pytałaś, co mi dają koncerty. Spokój, energię od publiczności. Bywa, że nawet jeśli gram dwa koncerty z rzędu w różnych miejscach Polski, wracam do domu superwypoczęty, bo noc spędzona z kimś ładuje wielką energią.

I co, myślisz, że cię potępię?

Czesław Mozil: Wracasz do miasta, gdzie masz kochankę, ona stała się kumpelą, bo znacie się cztery lata. Nie oczekujecie niczego od siebie, ale znacie swoje ciała, siebie. Więc to spotkanie jest tak niewinne, jak tylko może być. Mówię w teorii.

Słucham twojej teorii.

Czesław Mozil: I taka noc – nawet jeśli nieprzespana, ale czujesz, że coś wspaniałego przeżywałeś – daje niesamowitą energię. I tym można żyć, to karmi. Tylko trzeba być pewnym, że nie zranisz kogoś, bo myśli jak ty. Jest mnóstwo kobiet, które nie mogą odnaleźć się w świecie oczekującym od nich, że będą żonami, matkami. A one tego nie chcą Niektórzy tego nie ogarniają. Myślą, że coś jest z nimi nie tak. To jest tabu totalne.

Kochałeś kogoś naprawdę, mocno?

Czesław Mozil: Miałem w życiu trzy miłości. Każda trwała rok. Nigdy nie stworzyłem dłuższego związku. Pierwsza dziewczyna? W liceum, w trzeciej klasie. Ona najlepsza z matematyki, ja najgorszy. Była też o osiem centymetrów wyższa. Fajną tworzyliśmy parę (śmiech). Zawsze miałem kompleks wzrostu z moim 169.

W twoim domu mówiło się otwarcie o uczuciach?

Czesław Mozil: Nie usłyszałem nigdy od ojca, że jest ze mnie dumny. Wiem, że jest, mama mi to mówi. Kocham ojca strasznie, podziwiam. Wychowywał się na Ukrainie, gdzie ludziom prali mózgi. Bardzo otwarcie mnie z siostrą wychował. Miałem wielki luz A byłem buntownikiem. Gdy patrzę wstecz, to myślę, czy ojciec czegoś mi nie powiedział... Ale obojętnie, czy padał deszcz czy śnieg, gdy pojawiałem się z zepsutym motorowerem, to wychodził, by go naprawić. Gdybym to ja miał syna, powiedziałbym: „Nie ma mowy. Tata ci nie pomoże, weź sobie dziś rower”. Tamto pokolenie często nie potrafi mówić o emocjach. Nie czekam na słowa. Od wyprowadzki z domu jest mi z rodzicami coraz lepiej. Zamieszkałem w Polsce, a oni dzwonią z Danii i pytają: „Jak się masz? Jesteś szczęśliwy?”. Potakuję. Chyba nie ściemniam. W tej chwili jestem szczęśliwy. A że życie jest ciężkie i się walczy? Spoko. To się rozumie. Ma się twardą dupę. Jak ktoś mnie skrzywdzi, potrafię pokazać ostre kły, bo jestem emigrant chowany na podwórku. Jeśli ktoś nie był na emigracji, to nie wie, jaki to jest hardkor, również mentalny. Co czuje młody człowiek, który pyta: „Kurde, kim ja jestem?”. To jest megadziwna jazda.

Jako dziecko wylądowałeś w obozie Czerwonego Krzyża. Dali ci paszport z napisem „Alien” – obcy. Znalazłeś odpowiedź na pytanie, kim jesteś?

Czesław Mozil: Miałem wypadek parę lat temu w Stanach...

Siedem razy dachowaliście. Jeden kumpel zginął, drugi mocno się pokaleczył. Ty wyszedłeś bez zadrapania.

Czesław Mozil: To zmienia perspektywę. Teraz inny kolega u szczytu kariery dostał raka. Nergal. Ironia. Nie znam osoby, która żyje tak zdrowo. Nie pije wódki, stosuje diety, ćwiczy. A ja? Jestem Czesław, cieszę się, że jestem zdrowy i mam koło siebie ludzi, którzy w każdej chwili powiedzą: „Nie pierdol głupot”.