Nowoczesny apartamentowiec w sercu Warszawy. Atelier Bohoboco znajduje się na parterze. Jest jasne, przestronne, o industrialnym charakterze. W kącie stoi piękny zabytkowy fortepian. Został po poprzednich właścicielach, którzy kazali chłopakom... wyrzucić go na śmietnik. W stalowym akwarium pływa siedem złotych rybek i jedna czarna. Z pracowni dochodzi ożywiony stukot maszyn do szycia i... głośne szczekanie. To dwa pieski rasy chihuahua, Czesio i Miecio, dają znać o sobie. W szafie ukrywa się... biały kot. – Jest jeszcze w szoku, to nasz pierwszy dzień tutaj – mówi Gilbert. Prawdę mówiąc, ja też jestem w szoku.

To miejsce to coś więcej niż pracownia. Jest tu tez showroom, studio fotograficzne, a nawet pralnia i osobna przebieralnia dla krawcowych. W kuchni stoi długi stół z jasnego drewna. Jak w modnych warszawskich restauracjach typu „socjal”. Mówię o tym Kamilowi, a on się uśmiecha: – Czasem, kiedy jemy wspólnie śniadanie, to rzeczywiście jest tutaj jak w kawiarni na placu Zbawiciela – odpowiada. Pracownia to ich drugi dom. – A może nawet pierwszy? Jesteśmy tu od 8 do 23, do domu często chodzimy tylko się wyspać. Chcemy, by wszystkim przyjemnie się tu pracowało. Poza tym wierzymy, że dobra energia wraca – dodaje Gilbert. Patrząc na to, jak dynamicznie rozwija się ich marka, nie mam wątpliwości, że do nich wraca ze zdwojoną siłą.

Na modowym rynku zadebiutowali zaledwie trzy lata temu. W małym butiku na ulicy Mokotowskiej sprzedawali sukienki, spódnice, płaszcze i tuniki. Z jedwabi i dzianin. Eleganckie, o nowoczesnych, asymetrycznych lub geometrycznych krojach. Przełom nastąpił dwa lata temu, kiedy na jedna z imprez Maria Niklińska i Paulina Smaszcz-Kurzajewska włożyły dwie różne sukienki Bohoboco z tej samej tkaniny. – W internecie zawrzało: „Dwie gwiazdy w tej samej sukience!”. Telefony się urywały, a my wylądowaliśmy na kanapie w „Dzień Dobry TVN” razem z dziewczynami Bizuu. Pamiętam jak dzisiaj, że na pasku był napis: „Następcy Zienia i Baczyńskiej”. To było coś! – wspomina Gilbert. Dzisiaj Bohoboco ma trzy butiki, sklep online, własne perfumy, a oprócz ubrań projektuje także torby i buty. Nie ma tygodnia, żeby któraś z gwiazd nie pojawiła się w ich kreacji na czerwonym dywanie. Hitem była sukienka, która na ich poprzednim pokazie miała na sobie Joanna Krupa. Już na drugi dzień w butikach Bohoboco była na nią lista oczekujących. – Krawcowa, która specjalizowała się w szyciu tego konkretnego modelu, nie nadążała z pracą – wspomina Gilbert.

Dlaczego kobiety tak kochają ich projekty? – W mojej szafie wisi mnóstwo rzeczy z metka Bohoboco – mówi Agnieszka Cegielska, prezenterka TVN. – To są mądre, przemyślane projekty. Także do noszenia na co dzień. Kamil i Gilbert doskonale rozumieją potrzeby kobiet. Jak wszyscy artyści są wrażliwi, a jednocześnie, jak na dobrych biznesmenów przystało, kiedy trzeba, potrafią być stanowczy i konsekwentni. Myślę, że połączenie tych cech sprawiło, że tak daleko zaszli w tak krótkim czasie. Dla mnie są dowodem na to, że dzięki talentowi i ciężkiej pracy można osiągnąć sukces.

Modowym szlakiem miast

Gdy tylko nasza ekipa skończy zdjęcia, chłopaki zaczną pracę nad nową kolekcją, którą pokażą 9 września. Konsekwentnie będą się trzymać „swoich” kolorów: bieli, czerni, szarości i granatu. – Nowością będzie to, że oprócz bazowych kolorów pojawią się ich różne odcienie – opowiada Gilbert. Do kolekcji podchodzą strategicznie: najpierw wymyślają kształty sylwetek, później kolory, następnie opracowują nowe rozwiązania konstrukcyjne – i gotowe. Inspirują ich wielkie miasta. Teraz Paryż. – Ale ten z lat 40. i 50. Z kawiarnianym gwarem za dnia i zadymionymi klubami nocnymi pełnymi intelektualistów. Chcemy mocno połączyć retro z nowoczesnością. To jest tajemnica naszej kolekcji – opowiada Kamil. – Wieża Eiffla też będzie miała swój udział, bo tak naprawdę od niej wszystko się zaczęło. Jak staniesz pod nią i spojrzysz do góry na jej konstrukcje, zobaczysz wszystkie możliwe kąty. Właśnie te kąty chcemy przenieść na nasze projekty – zdradza Gilbert.

Zastanawiam się, jak to będzie wyglądać w praktyce. Biorę do ręki prototyp bluzki z długim rękawem z delikatnej jak mgła dzianiny. Jej lejący się dekolt przechodzi bezpośrednio w... rękaw. Na ciele wygląda to tak, jakby ktoś za szeroki rękaw złożył pod kątem, żeby wyglądał na węższy. Wełniany płaszcz, który wisi na manekinie, ma geometryczne cięcia, a jedna z sukienek zaszewki przy dekolcie poskładane niczym origami. – Przymierzamy się do sukni koktajlowych i na czerwony dywan, płaszczy, garniturów. Może będzie kilka zestawów casualowych? Zobaczymy, dokąd poniesie nas wyobraźnia... – mówi tajemniczo Gilbert

Zobacz także: