Anna Przybylska w "Playboyu" pojawiła się po raz pierwszy w 2000 roku, pomimo tego, że jeszcze rok wcześniej zarzekała się, że jest jeszcze za młoda na odważną sesję w czasopiśmie dla mężczyzn. Aktorka pojawiła się na okładce listopadowego numeru w stroju nawiązującym do jej roli w serialu "Złotopolscy". Ania w w samych czarnych majtkach stała na czerwonym tle, a jej piersi zasłaniał jedynie pistolet oraz kabura. Rozbierana sesja wschodzącej gwiazdy polskiego kina okazała się prawdziwym hitem. Jak czytamy w książce "Ania" autorstwa Grzegorza Kubickiego i Macieja Drzewickiego, ówczesna menedżerka Małgorzata Rudowska postarała się o to, aby jej podopieczna wyszła na tym korzystnie nie tylko w kwestii wizerunkowej, ale także finansowej.

Oczywiście zastrzega sobie prawo do autoryzacji każdego zdjęcia. Bo kiedy ma to zrobić, jak nie w młodości, gdy ma piękne ciało – przekonują się nawzajem z Gosią. To jest ten moment. – Wtedy w „Playboyu” pokazywały się wybitne aktorki i artystki. W końcu sięgnęli po Przybylską i to właśnie numer z Anią na okładce sprzedał się rekordowo, to był hit. Widząc te wyniki, w redakcji śmiali się potem, że najchętniej to by ją do każdego numeru brali – przypomina Rudowska. – Pamiętam, że przy tym pierwszym „Playboyu” bardzo się starałam, żeby Ania podpisała jak najkorzystniejszą umowę. Znalazłam prawnika w Sopocie, musieliśmy wszystko dobrze zabezpieczyć, mówiłam do Ani: „A jak będziesz kiedyś pierwszą damą i ci te zdjęcia wszyscy powyciągają?”. Ania, przy pomocy prawnika i Rudowskiej, wywalcza sobie w kontrakcie kwotę gwarantowaną plus prowizję od sprzedanych egzemplarzy.

ZOBACZ: ANNA PRZYBYLSKA I ANDRZEJ PIASECZNY całowali się naprawdę w "Złotopolskich". Dlaczego nie udawali? Wiemy!

Dzięki fantastycznej sprzedaży numeru z rozbieraną sesją Anny Przybylskiej, prowizja dla aktorki od każdego egzemplarza wręcz podwoiła podstawę jej wynagrodzenia. Aktorka w sumie zarobiła na sesji dla "Playboya" kwotę, za którą w tamtych czasach spokojnie mogłaby kupić sobie... kawalerkę w Trójmieście! Czy były zatem jakieś minusy udziału w rozbieranej sesji?

Ania podkreśla potem, że choć pokazała się już w filmie i grała w popularnym serialu, to dopiero przy tym „Playboyu” poczuła, że naprawdę konkretnie zarobiła. W Trójmieście jednak nie brakuje głosów, że „ta Przybylska się rozebrała, i to pewnie za grosze”.

Pomimo tego, że Anna Przybylska raczej nie przejmowała się tym, co mówią o niej inni, to bardzo przeżyła reakcję swojego ówczesnego męża, tenisisty Dominika Zygry.

Piwowarski jedzie nad morze do swoich Dębek, sunie obwodnicą koło Trójmiasta, a tu nagle wyskakuje mu wielki billboard z Przybylską – reklama gołej sesji w „Playboyu”. Reżyser mówi do siedzącej obok żony: „Zobacz, moja aktorka na golasa”. – Coś mnie wtedy tknęło, byłem ciekaw, jaki jest efekt takiej kampanii i w ogóle sesji w „Playboyu”. Zadzwoniłem do Anki. A ta ryczy mi do słuchawki, że właśnie jest po konkretnej awanturze, bo jej mąż też już taki billboard zobaczył. A wiadomo, że jeśli on go widział albo ja, to znaczy, że wszyscy się już na Przybylską gapią – opowiada Piwowarski. W niewielkim tekście, który towarzyszy sesji, pada pytanie, czy w przyszłości aktorka jeszcze raz zgodziłaby się na takie zdjęcia. Ania odpowiada: „Śmiało mogłabym je powtórzyć. (...) Myślę, że w życiu kobiety jest wiele momentów, które warto uwiecznić. Z każdego ciała można wydobyć piękno. A poza tym było bardzo śmiesznie”. Na kolejną sesję nie trzeba będzie długo czekać.

Książka o Annie Przybylskiej pt. "Ania" dostępna jest już w księgarniach w całej Polsce.