– Musiałam szybko dorosnąć i stać się silną, żeby przeżyć i dojść do miejsca, w którym jestem. Gdy miałam 7 lat, rodzice się rozwiedli, mama wyprowadziła się z domu. 4 lata później zmarła. Dostałam od życia bardzo ciężką lekcję. Moje dzieciństwo, dorastanie to ja i tata. Byłam trochę chłopcem. Zawsze wolałam nim być, przedkładałam męskie towarzystwo nad babskie. Wakacje spędzałam z kuzynami u mojej rodziny na wsi. Miałam jeszcze dwie siostry, ale one były dziewczynami, a faceci to było to! Potem przyszedł okres buntu i dojrzewania. Trudny czas dla mojego ojca, który chciał pilnować ukochanej córeczki, a mnie to pachniało kontrolą – opowiada Anna.

– Bardzo szybko stałam się samodzielna, bo wolność i niezależność zawsze były moim priorytetem. Nie umiałam brać pieniędzy od taty. Działałam jak facet: pracowałam w polu, nawet 12 godzin. Albo żeby zarobić – wyjeżdżałam. Jak mnie odbierały rówieśniczki? Szczerze? Mia-łam to w dupie. Chodziłam swoimi drogami. Męski świat jasnych, prostych zasad był mi najbliższy. Nie znosiłam babskich plotek i gierek. To było mi obce. Po scysji z ojcem wyprowadzałam się z domu. Nie wyobrażałam sobie, żebym po maturze mieszkała z tatą. Na studia do łódzkiej Filmówki dostałam się z drugą lokatą. Naprawdę chciałam robić tylko to, na co mia-łam ochotę, a do tego były potrzebne własne pieniądze.

Po studiach do domu już nie wróciłam. Gdy pensja teatralna była za mała, na wakacje jechałam na saksy do Berlina. Dzięki temu mój niemiecki był perfekcyjny, a to zaowocowało rolą w kultowym serialu „Lindenstrasse”. 18 lat żyłam na walizkach, bo nie wyobrażałam sobie, aby zamieszkać na stałe w Niemczech. Mimo statusu gwiazdy – ciągnie Anna. – Moje związki? Bardzo burzliwe, intensywne ścieranie się charakterów. Lgnęli do mnie mężczyźni, którzy widzieli we mnie silną kobietę, czyli słabi, albo tacy, którzy chcieli mnie zdominować. W obu przypadkach kończyło się źle.

Gdy pojawił się On, Anna odpuściła. – Pomyślałam, że to ten właściwy, i dałam szansę swojej pierwszej miłości. Po co w okolicznościach prywatnych walczyć o władzę? Jeśli facet jest mądrzejszy, silniejszy, w trzy sekundy rozkłada mapę i świetnie się orientuje, gdzie jesteśmy – ja to uszanuję i ulegnę. Ale żebym uznała prymat takiego mężczyzny, musiałby taki najpierw się znaleźć. I docenić to, co mogę mu dać. Jeśli kobieta wychowuje dziecko, dba o dom, jednocześnie ma swoje pasje, pracę, pieniądze, to jest niezależna. Gdy urodziłam Vincenta, związana byłam kontraktami w Niemczech. Na 2, 3 dni latałam do Kolonii na zdjęcia, syn zostawał w Warszawie. Te rozłąki z nim doprowadzały mnie do szału, bo nie chciałam, żeby jego wychowaniem zajmowała się opiekunka. Było to dla mnie bardzo ważne, bo sama dorastałam bez mamy.

Ale akurat gdy skończyłam kontrakt, a Vincent miał 2 lata i 4 miesiące, na głowę zwalił mi się rozwód. Dziecko i rodzina, którą dopiero co założyłam, były najważniejsze, lecz nie udało się tego utrzymać. Szybko też się okazało, że w Polsce nie ma dla mnie pracy. Spróbowałabym nie być wtedy silna! Dusiłam się bez pracy, jedynym plusem tej sytuacji był fakt, że miałam czas dla syna. Skończyłam 40 lat. Byłam ukształtowaną kobietą, doświadczoną aktorką, której życie stanęło w miejscu.

Zanim znalazłam pracę, minęło trochę czasu. To wtedy się nauczyłam, że silni też proszą o pomoc, gdy widzą, że doszli do ściany. To umiejętność zorganizowania sobie wsparcia. Pomogły mi inne silne kobiety. Mówi, że nadzieja dla silnej kobiety to trafienie na dojrzałego faceta. – Mój dom jest wypełniony po brzegi moją energią i siłą. To nie tak, że ktoś mógłby się tu zalęgnąć mimochodem. Jestem charakterna, przeklinam z wdzię-kiem. Mężczyzna, który to ogarnie, a nie przestraszy się, odkryje ciepłą, czułą i łagodną kobietę. Wtedy ten silny charakterek zamienia się nawet w kokieterię. Po rozwodzie Anna z nikim się nie związała. – Cena, jaką płacę za niezależność i brak zgody na bylejakość w związku. OK, niech i tak będzie.