– Jako singielka spotykałam różnych mężczyzn. Niestety, po jakimś czasie okazywali się słabsi ode mnie. Rozstania nie wynikały jednak z tego, że partner był słabszy. Często najwyraźniej nie odpowiadał mu mój styl życia. Moim problemem jest brak czasu. Ciągle jestem zaabsorbowana pracą, dzieckiem, domem i mnóstwem funkcji pozazawodowych. Choć na początku mogło to się podobać mojemu mężczyźnie, a nawet imponować, później słyszałam: „Ciągle jesteś poza domem, wracasz zmęczona, dla mnie nie masz już czasu”. W dodatku miałam swoje zdanie! Panowie, owszem, chcieli, żebym pracowała, miała pieniądze, żeby dziecko było zadbane, ale niekoniecznie, żeby je widywali... I jeszcze żebym ślicznie wyglądała, zapatrzona w nich… – śmieje się Bogna. – Była w tych męskich oczekiwaniach kompletna niekonsekwencja!

– Bogna dzieli się obserwacjami mężczyzn. – Są tacy, którzy się boją, ale też tacy, którzy świetnie dają sobie radę. Mężczyzna, którego znam, jest mądry, silny i spełniony zawodowo. Akceptuje mnie taką, jaka jestem. Podoba mu się, jak funkcjonuję. Lubi spędzać czas z moim synem. Doceniam to. Ma ogromny dystans do tego, kim jestem, jak pracuję. Taka sytuacja w moim życiu zdarza się drugi, może trzeci raz… Ale relacje partnerskie nigdy nie są łatwe. Zwłaszcza kiedy przeszło się już czterdziestkę. Jestem ukształtowana, wiem, czego chcę, stoję twardo na ziemi. Sądzę, że związek dwóch dojrzałych osób ma większe szanse przetrwać, kiedy w ich relacji jest radość. Rzeczywistość bywa dość przytłaczająca i tych cudownych chwil jest niewiele. Jeśli jednak potrafimy się nimi naładować, dają nam siłę.

Zauważyłam też, że to my, kobiety, jesteśmy w stanie poświęcić się dla wytyczonego sobie celu. We wszystkim chcemy być dobre. A facet, gdy skupia się na pracy, zazwyczaj odpuszcza inne dziedziny życia. W domu chce mieć spokój po walkach w pracy, chce mieć subtelną, zrelaksowaną, zadowoloną kobietę. Ostatnio rozmawiałam z młodszą przyjaciółką. „Biznes nam idzie, mamy pozycję, zarabiamy, ale…”, mówi ona. Rozstała się właśnie z partnerem, na którego liczyła, w którym była zakochana. Nigdy go nie wykorzystywała. Ta znajoma to osoba uczciwa, dobra i konsekwentna. Okazało się, że jej mężczyzna wolał związać się z typowym „bluszczem”. Nowa partnerka, od rana do nocy wpatrzona w niego, zajmuje się głównie tym, żeby świetnie wyglądać. Może zwyciężyła męska wygoda? – zastanawia się Bogna.

Sama często słyszała: „A do czego jestem ci potrzebny?”. To brzmiało jak zwielokrotniony zarzut. – Oczywiście jestem w stanie zrobić wszystko, bo tego nauczyło mnie życie. Pracuję od 16. roku życia. Żeby nie zginąć, musiałam nauczyć się odpowiedzialności. Nie znam życia bez pracy! Mój problem to problem wielu zaradnych kobiet. Nasza siła nie jest pozorna, ale nie chciałabym wszystkiego robić sama!

Kiedy jestem w relacji damsko-męskiej, marzę o tym, żeby mężczyzna przytulił, poradził, pomógł, odciążył. I oczekuję tego, choć może nie umiem jeszcze o to poprosić. Bo jestem jak czołg. A wtedy zatracam subtelność. Teraz powoli zaczynam się uczyć prosić o pomoc. Gdy zwracam się z tym do mężczyzny, widzę w jego oczach zadowolenie.

W przeszłości Bogna często nie dopuszczała mężczyzn bliżej siebie. – Tak chroniłam swoje życie. Wiedziałam, że muszę polegać na sobie, dać sobie radę sama. I nawet jeśli obok pojawiał się cudowny człowiek, bałam się wpuścić go do swego życia. Z powodu lęku, że wtedy przestanie coś działać w tej idealnie funkcjonującej machinie, że relacja z mężczyzną wprowadzi zamieszanie w tym, co sama sobie zorganizowałam – opowiada Bogna. – „Czuję się przy tobie słabszy”, powiedział jeden z panów i odszedł. Bo nie czuł się przy mnie komfortowo – wspomina związek. – Dotknęło mnie to. Ale szybko doceniłam jego szczerość. I pewien rodzaj odwagi. Sama wolałabym przeżyć 5 lat wyjątkowo cudownego życia niż 25 lat takiego sobie. Nawet najsilniejsza kobieta jest wrażliwa. Skorupa, która nas chroni w walce z codziennością, jest gruba i twarda. Uważam, że może ją zmiękczyć tylko męska inteligencja i ciepło.

Dawno temu obiecała sobie, że nie będzie tkwić w związku, w którym nie czuje się spełniona. – Na ten komfort mogę sobie już pozwolić. Są kobiety, które do życia potrzebują jak powietrza mężczyzny. Ja też tego mężczyzny potrzebuję, ale umiem oddychać bez niego. Potrafię dużo z siebie dać. Muszę jednak również coś otrzymać. Mam zasadę: kończę związek, w którym nie jestem szczęśliwa. Czy na tym dobrze wychodzę? Różnie. Pomaga mi świadomość, że mam cudowną rodzinę, 9-letniego syna Ivana, fantastycznych przyjaciół. Staram się mieć pozytywne nastawienie. I jako dorosła kobieta dobrze wiem, że nic w życiu nie jest perfekcyjne.

Zobacz także:

„Mężczyźni nie dają sobie rady, to my jesteśmy silne, zaradne” – mimo kilku gorzkich doświadczeń tę konkluzję uważa za krzywdzącą dla obu płci. – Czasy się zmieniły – tłumaczy. – Mężczyźni zawsze byli delikatniejsi, zawsze potrzebowali kobiet, które zorganizują im dom, codzienność. My, kobiety, musimy umieć zwerbalizować swoje potrzeby. Kiedy więc spotykamy kogoś, pozwólmy mu wejść do naszego życia. Przynajmniej spróbujmy.