„Londyński bulwar” to miłosny thriller, który nakręcony został w realistycznym, brytyjskim stylu. Pierwsze skojarzenia związane są z pamiętnym „Bodyguardem” z Kevinem Costnerem i Whitney Houston w rolach głównych. Analogię można odnaleźć w historii silnego mężczyzny po przejściach, który staje u boku wrażliwej kobiety, doświadczonej przez ciemne strony sławy. Początkowa relacja zawodowa przeistacza się w płomienny romans, który ustawi bohaterów w zupełnie nowej perspektywie i każe im podejmować decyzje, które w ogromnym stopniu zaważą na losach innych.

Reżyser William Monahan był niezwykle zadowolony z obsady, jaką udało mu się zgromadzić na planie. Colin i Keira są, jak powszechnie wiadomo, ogromnie popularni po obu stronach Atlantyku. Towarzyszyli im doskonali i bardzo wszechstronni brytyjscy aktorzy, tacy jak: Ray Winstone („Sexy Beast”, „Propozycja”) czy Ben Chaplin („Dziewczyna na urodziny”). – To być może najlepsza brytyjska obsada, jaką udało się zgromadzić od bardzo, bardzo dawna – entuzjazmował się reżyser. – Z takimi aktorami kręcisz jedno ujęcie i po wszystkim. Drugie ujęcie kręcisz już tylko dla Jezusa – żartował.

Do roli Mitchella potrzebny był aktor, który niemalże jednocześnie potrafi być lodowato brutalny i czuły. Monahan od początku myślał o Colinie Farrellu, a spotkanie z nim utwierdziło go w słuszności tego wyboru. – Wydaje mi się, że w moim filmie zagrał coś nowego. Colin jest nieustannie w ruchu, należy do aktorów pełnych niespożytej energii. Tym razem musiał być bardzo zimny. Jednak pod maską chłodu czujemy jego wewnętrzne, głębokie emocje. Jest czuły, lecz potrafi też być bardzo, ale to bardzo brutalny – wyjaśniał twórca filmu. Mitchell opuścił właśnie więzienie Pentonville, gdzie odsiedział trzyletni wyrok za ciężkie uszkodzenie ciała. Jest zdeterminowany, by nigdy już nie powrócić za kraty.
Charlotte grana przez Keirę Knightley jest wschodzącą gwiazdą, która doświadcza ciemnych stron rosnącej sławy. – To bardzo współczesny wątek – zauważył producent Quentin Curtis. – Dziś celebryci żyją pod niewiarygodnym naciskiem mediów. Dla wielu z nich staje się to nie do wytrzymania. Do roli szukającej anonimowości i izolacji aktorki pozyskano Keirę Knightley. – Urządziliśmy próby czytane w jej domu. Od razu zauważyłem, że z Colinem połączyła ją niezwykła chemia – cieszył się reżyser. – Myślę, że tych dwoje wiele łączy. Oboje lękają się bliskości.

– Miłość jest jak przemoc – to siła, nad którą bardzo trudno zapanować – zauważył Farrell. – Dzisiejsi celebryci stają się bardzo często więźniami swej sławy. Widoczne to jest zwłaszcza w Londynie – dzielił się swymi spostrzeżeniami reżyser – gdzie paparazzi są wyjątkowo bezwzględni. Sam słyszałem, jak wrzeszczą do kobiet wyjątkowo podłe rzeczy, by zmusić je do płaczu. Widziałem też, jak pewien paparazzo rozwalił drzwi od samochodu, byle tylko zrobić zdjęcie bielizny Lilly Allen, która była w dodatku w ciąży. Nic dziwnego, że w takiej sytuacji można się poczuć ustawicznie oblężonym. Knightley potwierdzała, że ją samą spotykały podobne przykrości, jakie stały się udziałem jej bohaterki. – Choć nie jest to głównym tematem filmu, Bill doskonale oddał charakter tej kultury – mówiła.

Aktorka bardzo ceniła sobie styl pracy Monahana. – Dziś bardzo częstym jest, że reżyserzy wywodzą się ze świata reklamy i wideoklipów. Bill jest natomiast pisarzem, który panuje całkowicie nad opowiadaną historią. Już w obrębie kilku scen potrafi nakreślić pełne postaci i relacje między nimi. Co do Colina, to moim zdaniem stworzył on kreację w stylu Steve'a McQueena. Aktorzy, którzy grają twardych facetów często są od początku do końca twardzi, bez żadnych rys. Colin natomiast potrafił oddać w jednym momencie brutalność i wrażliwość. Jak McQueen – jemu też wierzyliśmy, że za jego twardością kryje się złote serce.

„Londyński bulwar” w kinach od 4 lutego!
Polecamy!


kobieta.pl jest patronem filmu.

Zobacz także: