Michał Szulc jest jednym z tych polskich projektantów, którzy naprawdę znają się na tzw. rzemiośle. Sam zresztą uczy go młodych adeptów sztuki projektowania w Łodzi i pracuje dla dużych polskich marek m.in. Tatuum. Stąd jego podejście do mody jako do sztuki, ale użytkowej. 

"Galene" zaprezentował wczoraj wieczorem w warszawskim teatrze IMKA.  Mimo iż inspiracją dla "Galene" była moda z czasów PRL-u, na wybiegu nie pojawiły się sylwetki bezpośrednio odnoszące się do tego okresu, a do związanej z nim konieczności ograniczeń.

"Polska lat 70. i 80. to dla mnie czas udawania: plastikowych owoców i sztucznej biżuterii" – wyjaśnia Szulc. – "Dlatego podczas tworzenia kolekcji postanowiłem odnieść się do idei imitacji".

Poziome cięcia  w żakietach zszytych z różnych materiałów czy linie naszywanych pereł sugerują, że zostały na siebie narzucone dwie różne rzeczy. Efekt warstwowości imitują także sukienki na cienkich ramiączkach, które dzięki zastosowaniu odpowiednich rozwiązań konstrukcyjnych wyglądają jak nałożone na siebie.

W "Galene" „udawana” jest także objętość - falbany rękawów i bufki zawdzięczają swój kształt nie nawarstwianiu materiału, a konstrukcji. Istotnym elementem dekoracyjnych są kieszenie, które w rzeczywistości są naszytymi na żakiet kawałkami materiałów pozbawionymi funkcji użytkowej.

Całość robiła niezwykłe wrażenie, a w okrycia wierzchnie na jesień zimę 2016 będziemy się zaopatrywać u Michała Szulca, zdecydowanie! 

Zobacz także: