Co robisz, kiedy nikt nie patrzy

Dłubię w nosie (śmiech).

Lubisz, gdy ludzie cię obserwują?

Nie. Funkcjonowanie pod obstrzałem to ta mniej przyjemna strona mojej profesji. A jednak to jest wpisane w twój zawód. Mam na myśli publiczne wyjścia, branżowe rauty. Nie mam tego problemu na scenie. Gdy gram koncert, wiem, że jestem na widoku, ale nie przeszkadza mi to. Scena to mój żywioł. Inny wymiar, w którym gesty, słowa i pozy nabierają nowego znaczenia.

Czujesz, że coraz więcej spojrzeń jest zwróconych w twoim kierunku? Bo przybywa sukcesów, więc rośnie zainteresowanie?

Ostatnio na rozdaniu Fryderyków zdziwiło mnie i przeraziło zamieszanie wokół mojej osoby. A przecież w czasie promocji „Grandy” udzielałam wywiadów wyłącznie na temat muzyki i moich poglądów. Zero skandali, szczegółów z życia prywatnego. Staram się nie prowokować, nie zachowywać w sposób, który mógłby zachęcać do zajmowania się tym, z kim i gdzie spędzam czas poza pracą.

W takich momentach masz ochotę uciec, zaszyć się w bezpiecznym miejscu?

Zobacz także:

Nie ukrywam, że opuszczając z przyjaciółmi taką imprezę, czuję ulgę. Gdy pojechaliśmy potem razem świętować, to dopiero wtedy poczułam że celebruję zwycięstwo. Wreszcie wyluzowałam i zaczęłam się cieszyć z nagród.

Jesteś skryta?

I pokornego serca (śmiech). Nie wydaje mi się, żebym była wyjątkowo pozamykana. Owszem, nie mam nadmiernej ufności wobec ludzi, nie opowiadam postronnym o osobistych sprawach. Jednak gdy pozwolę komuś się do siebie zbliżyć, zaczynam mówić i mówić. Cały czas gadam. Przez głowę przelatuje mi tyle myśli na minutę, że muszę je z siebie wyrzucić. Jestem typem „rozkminiacza”, każdą rzecz muszę dokładnie przeanalizować.

Myślisz na głos?

Czasami zdarza się nawet, że mówię sama do siebie. Ale nie zwracam się jeszcze do siebie po imieniu, więc chyba nie jest tak źle.

Wyrażanie emocji w obecności innych ludzi sprawia ci trudność?

Zależy jakich emocji i w stosunku do kogo. Nie mam jakichś blokad, jestem emocjonalną osobą. Co w sercu, to na twarzy. Moim problemem jest raczej to, że działam między biegunami smutku i euforii. Mam tendencję, by ubarwiać sobie życie za pomocą wymyślonych dołów. Jeżeli wkrada się rutyna, zbyt długo jest dobrze, szukam sobie tematów do niepokoju. Mały dramacik jest najlepszy na nudę. Na szczęście, dopóki zdaję sobie z tego sprawę, mam nad tym kontrolę.

A co robisz, żeby zdusić wewnętrzny smutek?

On dusi się sam. Najlepszym lekarstwem jest czas. Nagle po kilku kiepskich dniach wybucham płaczem, oczyszczam się i idę do przodu.

Muzyka też oczyszcza ze złych emocji?

Raczej wbija mi klina i budzi dobre emocje. Muzyka to tysiące inspirujących bodźców. Mało co jest w stanie tak mnie ucieszyć, jak zasłyszany po raz pierwszy cudowny kawałek. Albo złapany przypadkiem numer, który kocham. Emocjonuję się muzyką, ale nie w kontekście dołów. Nie robię sobie seansów smutku – nie zamykam się w domu ze stosem rzewnych płyt. Wyjątek zrobiłam tylko dla poprzedniej płyty Radiohead, „In Rainbows”. Uwielbiałam kłaść się na podłodze w swoim mieszkaniu w wielkich słuchawkach i ją pochłaniać. Ta płyta ma w sobie coś niesamowitego, roztkliwiającego, przy tym jest taka przestrzenna. Radiohead to zespół, który potrafi poruszyć nawet najbardziej stabilnych i wesołych ludzi.

To w kontrze – co wprawia cię w euforyczny nastrój?

Dobre wiadomości. I dobre jedzenie!

Kiedyś miałaś plan, żeby założyć kulinarnego bloga z muzycznymi podkładami.

Ostatnio nie zrobiłam zbyt wielu zdjęć upichconych przeze mnie potraw. Po części z braku czasu – po prostu gotowałam mało, a po części dlatego, że gotuję wciąż to samo. Zdjęć mam jednak sporo. Z przyjemnością zatrudniłabym się w jakiejś gazecie i testowała nowe restauracje.

Rok temu najlepiej gotowało ci się przy Vampire Weekend. A teraz?

Biorę to, co jest akurat pod ręką. Statystycznie wychodzi mi, że aktualnie w mojej kuchni króluje druga płyta Lykke Li.

Czyli kobiety rządzą. A co jest najfajniejszego w byciu kobietą?

Eksperymentowanie z wizerunkiem. Można nosić się kobieco, ale można też po męsku. Można testować kolejne kolory włosów, szaleć z wyglądem. Jeżeli chodzi o emocjonalny wymiar, sprawy się komplikują. Bo dosyć ciężko w dzisiejszych czasach rozgraniczyć, jakie zachowania przynależą do świata kobiet, a jakie do świata męskiego. Sama w życiu codziennym nieraz funkcjonuję jak rasowy facet. Jestem konkretna, zdecydowana. Mój zespół składa się prawie z samych mężczyzn. Dużo ich w moim otoczeniu. Potrafię z nimi po swojemu żartować, rozmawiać o puszczaniu bąków (śmiech).

Na jaki typ męskości jesteś czuła?

Interesują mnie ludzie z pasją, tacy, którzy potrafią się czemuś w pełni poświęcić. Unikam takich, którym życie przecieka przez palce. Płeć nie gra tutaj roli. Pociągają mnie kreatywne kobiety i tacy mężczyźni. U przyjaciół szukam po pierwsze szczerości, a po drugie otwartości. Doceniam, jeśli ktoś potrafi wyjść poza przypisane mu role, na przykład, gdy facet nie wstydzi się rozkleić.

Cena za utrzymanie wizerunku silnej kobiety, a taki przecież masz, jest wysoka?

Nigdy nie starałam się, żeby ludzie widzieli we mnie wulkan siły i energii. To pojawiło się samo, na marginesie moich działań. Być może pewna bezkompromisowość, która mnie cechuje, przyczyniła się do ukształtowania wizerunku siłaczki. Dlatego nie mam poczucia, żebym płaciła za swoje wybory.

Masz dosyć, że wciąż cię pytają, ile masz lat?

Teraz raczej mnie to bawi, a nie złości. Szczególnie, że jestem już prawie przed trzydziestką.

Cudowne dziecko show-biznesu...

No właśnie. Dziennikarze uwielbiają takie szufladki. I pytania typu: „Na czym polega dojrzałość?”. To nie jest temat, o którym rozmyślam przy śniadaniu. Dojrzałość to zbiór życiowych decyzji, a także ich konsekwencji i wniosków, które przyszły potem. Nie ma magicznej recepty na dojrzałość. A jeśli jest, to z pewnością nikt mi jej nie wypisał. Do tego, kim jestem dziś, doszłam sama, metodą prób i błędów.

Nie asekurowałaś się nigdy życiowo?

Nie, ale miałam chyba odpowiedni charakter oraz oczy dookoła głowy – byłam twarda, kiedy zaczynałam karierę. Już wtedy miałam świadomość, w jakim środowisku funkcjonuję. I nie zmieniłam się, mocno stoję na ziemi.

Jak ci się udało zachować siebie w tym szaleństwie?

Mam dobrą intuicję do ludzi, potrafię wyczuć fałsz. Kieruję się pierwszym wrażeniem – od razu wiem, czy powiedzieć „tak” czy „nie”. Moja menedżerka uświadomiła mi, że przez ostatnich kilka lat na 99 procent propozycji odpowiedziałam „nie”. Co nie jest objawem mojej arogancji, a jedynie próbą konsekwentnego dążenia do celu.

Dla odprężenia, na koniec, proponuję grę w skojarzenia.

Wchodzę w to.

Usta.

Ślina.

Władza.

Żądza.

Mózg.

Piękny umysł.

Splot.

Warkocz.

Dziki lot.

Nielot.

Mieć.

Chcieć.

Zbierać.

Bałagan.

Rozbierać.

Bałagan (śmiech).

Kobieta.

Rakieta.

Mężczyzna.

Gdzie?

Granda.

Dziki lot!