Wiesz, ile osób ogląda w Polsce „Żony Hollywood”?
Nie znam dokładnych liczb, ale spodziewam się, że są one imponujące, bo podobno program okazał się ramówkowym hitem stacji.

Ale ja je znam – 1,14 mln widzów! Spodziewałaś się takiego sukcesu?
Nie sądziłam, że program wzbudzi aż takie zainteresowanie. Polacy, którzy nigdy wcześniej nie byli w Stanach, znają amerykańskie życie głównie z filmów. A te często kreują nieprawdziwy obraz rzeczywistości. „Żony…” to reality show opowiadające o współczesnej Ameryce widzianej oczami pięciu Polek, które przyjechały tam, by odnieść sukces.

W programie obserwujemy wasze codzienne życie.Niewiele osób wie, że Twoja droga do sukcesu była kręta i wyboista…
Od dziecka wiedziałam, co chcę robić, i dążyłam do celu. W wieku sześciu lat powiedziałam mamie, że będę mieszkać w Kalifornii i kupię tam czerwony samochód. Po wyjeździe z Polski przeprowadziłam się do Niemiec, potem do Włoch i Norwegii. W końcu trafiam do USA, a za pierwsze pieniądze kupiłam mazdę MX.

Czerwoną?!
Oczywiście!

Miałaś szczęśliwe dzieciństwo?
Bardzo! Byłam ukochaną córeczką tatusia. Ale rodzinne szczęście nie trwało długo. Tata zginął od uderzenia piorunem, kiedy miałam cztery i pół roku.

Mama wychowywała cię sama?
Mnie i moją siostrę. Nie było jej łatwo – dorastałyśmy w latach 80., czyli w czasach, kiedy w Polsce brakowało wszystkiego. Mama ma w sobie dużo spokoju i ciepła, a przy tym jest niezwykle odważna. To ona nauczyła mnie, że każda kobieta powinna być samodzielna. Nie mogłabym dać się zamknąć w złotej klatce.

W dzieciństwie marzyłaś o karierze sportowej.
Przez 11 lat trenowałam gimnastykę. Pewnego dnia w naszej podstawówce pojawił się trener z Legii. Zobaczył, jak ćwiczę, i powiedział mamie, że mam potencjał, którego nie mogę zmarnować. Pokładał we mnie nadzieję, bo – jego zdaniem – byłam bardzo dobra.

Zobacz także:

Ale kiedy byłaś w szczytowej formie…
…przytrafia mi się kontuzja kolana. Moje życie wywróciło się do góry nogami. Musiałam zrezygnować z udziału w olimpiadzie i zapomnieć o sporcie.

Załamałaś się?
Na początku było mi ciężko, ale potem zrozumiałam, że muszę znaleźć dla siebie inne zajęcie. Sport rozbudził we mnie pasję podróżowania. Dzięki uczestnictwu w różnych zawodach jeździłam po Europie. Zobaczyłam, jak kolorowy jest świat, i nie chciałam zostać w Polsce.

 

Jako nastolatka miałaś wielu adoratorów?
Wręcz przeciwnie, w dzieciństwie byłam brzydkim kaczątkiem! Chłopcy śmiali się, że jestem niska i mam krótkie włosy. Potem moje ciało zaczęło się nagle zmieniać. Pierwszy raz ze swojej urody zdałam sobie sprawę w liceum. Jedna z koleżanek powiedziała, że jestem tak ładna, że powinnam wziąć udział w wyborach Miss Polonia.

Jak zareagowałaś?
Pomyślałam, że oszalała! (śmiech)

W latach 80. w Polsce zawód modelki nie budził dobrych skojarzeń. Mama nie miała nic przeciwko?
Mama jest bardzo nowoczesna i liberalna! Wspierała mnie nawet wtedy, kiedy robiłam coś, na co ona sama by się nie zdecydowała.

Twoja kariera nabrała rozpędu w 1985 roku, kiedy otrzymałaś tytuł Miss Foto.
Ten tytuł otworzył mi drzwi do kariery. Praca modelki przynosiła duże, jak na tamte czasy, pieniądze. Wzięłam udział w sesji do kalendarza z aktami. W telewizji mówiono, że mam najlepszy tyłek w Polsce.

Czułaś, że to Twoje pięć minut i musisz je dobrze wykorzystać?
Zostając w Polsce, pewnie mogłabym wykorzystać swoją popularność. Ale ja chciałam czegoś więcej – ciągnęło mnie do innego świata. Rzuciłam się na głęboką wodę i wyjechałam do Stanów. Tam nikt nie wiedział, kim
jestem. Zaczynałam od początku.

To była połowa lat 90. Miałaś w kieszeni trochę gotówki, słabo znałaś angielski. Nie bałaś się, że Ci się nie uda i wrócisz z podkulonym ogonem do Polski?
Gdybym tak myślała, niczego bym nie osiągnęła. Na pewno czułam strach, ale wiedziałam, że za wszelką cenę powinnam walczyć o swoje. Najpierw znalazłam się w Miami, a potem w Los Angeles. Do Stanów przyjechałam w ramach kontraktu, który załatwiła mi moja agentka. Dostałam od niej świetne referencje – przedstawiła mnie jako osobę pracowitą i solidną. Początki nie należały do najłatwiejszych, ale miałam to szczęście, że otaczałam się profesjonalistami.

Szybko wspięłaś się na szczyt popularności – robiłaś sesje dla najlepszych światowych magazynów. Masz na swoim koncie też kampanie reklamowe takich marek, jak Coca-Cola czy Levi’s.
Współpracowałam z dobrymi agencjami, m.in. LA Models czy Elite, które wynegocjowały dla mnie te kontrakty. Idąc na casting, wiedziałam, że muszę zaprezentować się z jak najlepszej strony. W pracy modelki liczą się przede wszystkim siła przebicia i osobowość. Nie marudziłam, robiłam wszystko, o co mnie proszono, z uśmiechem na ustach. Kiedy tego ode mnie wymagano, wstawałam o trzeciej nad ranem i jechałam na sesję.

Wykorzystywałaś swoją urodę?
Tylko w pracy. (śmiech) Uważam, że trzeba korzystać z tego, co dał nam Bóg. Powtarzam jednak swoim córkom, że uroda to nie wszystko. Ważne są przede wszystkim inteligencja i upór w dążeniu do celu.

Jakie cechy cenisz u mężczyzn?
Inteligencję, lojalność i humor. To mnie podnieca.

Często się zakochiwałaś?
Nie, jestem stała w uczuciach. Mam na koncie kilka poważnych związków. Trzykrotnie byłam zaręczona, ale za każdym razem chwilę przed ślubem orientowałam się, że to nie jest ten jedyny.

Dlaczego?
Mężczyźni, z którymi się spotykałam, nie tolerowali mojej niezależności. Chcieli, żebym była im podporządkowana. Nie rozwijałam się przy nich, czułam się stłamszona.

 

Twój mąż musi być szczęściarzem, skoro udało mu się namówić Cię na małżeństwo.

Christopher jest po prostu tym jedynym. Kochał mnie najbardziej ze wszystkich partnerów. Był pierwszym mężczyzną w życiu, przy którym nie czułam się samotna. Wcześniej tego nie doświadczałam.

Jak się poznaliście?
Nasi agenci, którzy się zaręczyli, postanowili nas zeswatać. (śmiech)

Randka w ciemno?
Tak, ale na początku nie było między nami chemii. Dopiero po kilku spotkaniach zaiskrzyło.

Rozczarowałaś mnie! Liczyłem na scenariusz jak z amerykańskiej komedii romantycznej…
(śmiech) To nie była miłość od pierwszego wejrzenia, bo Christopher na początku w ogóle mi się nie podobał. Zawsze sprawdzałam inteligencję mężczyzn, z którymi się spotykałam. Większość z nich nie wiedziała, gdzie leży Polska. On też miał z tym problem!

Ale zrehabilitował się?
Dopiero na trzecim spotkaniu. Musiał się dobrze postarać, żebym mu wybaczyła tę wpadkę.

Czym cię urzekł?
Poczuciem humoru i ciepłem, którym emanuje. On ma serce nie ze złota, ale z platyny! Nie wyobrażam sobie, żebym mogła być z kimś innym. Jesteśmy idealnie dopasowani.

Macie dwie córki. Jak je wychowujecie?
Konsekwentnie. Dzieci nie mogą czuć, że ojciec pozwala im na to, czego mama wcześniej zakazała. Christopher jest mniej zasadniczy, ja – jako były sportowiec – surowa.

Jedenaście lat temu zrezygnowałaś z kariery, by wychowywać dzieci. Nie żałujesz?
Nie, staram się poświęcać temu, co robię, na sto procent. Urodziłam dziewczynki w wieku 37 lat. Zdążyłam zrealizować swoje marzenia. Miałam za sobą sesje do dużych magazynów. Jako aktorka występowałam u boku gwiazd Hollywood – Harrisona Forda, Rogera Moore’a. Dzieci dały mi dużo radości, zmieniłam swoje podejście do życia. Teraz trudno byłoby mi wrócić do tamtego rytmu.

Twoje córki chodzą już do szkoły, masz więcej czasu dla siebie. Co zamierzasz robić?
Mam z tym problem, ale staram się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Kiedy zrezygnowałam z pracy, mąż wziął na siebie utrzymanie rodziny. To najbardziej mi przeszkadza, bo nie chcę być od niego uzależniona.

Dom, w którym mieszkacie, kupiłaś za własne pieniądze?
Tak, zanim się poznaliśmy. Nie miałam konta w banku, więc wszystkie pieniądze odkładałam do miseczki na oszczędności. (śmiech) Dopiero po jakimś czasie, kiedy mój znajomy przeliczył, jaka to kwota, uznał, że muszę ją wpłacić do banku.

Święta spędzacie w Polsce czy w Stanach?
W Stanach z rodziną męża, bo mama źle znosi dalekie podróże. Rodzice Christophera są wspaniałymi ludźmi.

Mówiłaś, że szukasz teraz pomysłu na siebie. Udział w programie „Żony Hollywood” to jeden z nich?
Nie tylko. Dużo maluję, projektuję też biżuterię. Kiedy kupiłam dom, uznałam, że nie stać mnie na to, by wypełnić go sztuką. Postanowiłam, że sama zacznę ją tworzyć! Skończyłam Academy of Art i realizuję swoją artystyczną pasję. Udział w programie to miła przygoda. Ale może wynajmę agenta i pomyślę o tym, by na poważnie zająć się moją karierą w Polsce?