Choć pochodzi z bardzo znanej i wpływowej rodziny hollywoodzkiej, nie goni za popularnością. 39-letnia córka reżysera Francisa Forda Coppoli ma opinię skromnej i ambitnej. To kobieta z klasą – mówią o niej znajomi. W świecie mody uchodzi za ikonę. Marc Jacobs zaproponował jej, by zaprojektowała linię toreb dla Domu Mody Louis Vuitton. Filmy kręci rzadko, ale każdy z nich jest dużym wydarzeniem. Najnowszy, „Somewhere”, we wrześniu zdobył główną nagrodę na festiwalu w Wenecji.

„Somewhere” opowiada o relacji gwiazdy filmowej z córką. Dlaczego zrobiłaś kolejny po „Między słowami” film o aktorze?

Sofia Coppola: Po skończeniu „Marii Antoniny” mieszkałam w Paryżu i zastanawiałam się, co następnego napisać. W tym czasie w brukowcach było mnóstwo historii o gwiazdach filmu przechodzących życiowy kryzys. Pomyślałam, że taka historia idealnie wpisze się w obsesję Amerykanów na punkcie celebrities. Zastanawiałam się też, jak bycie gwiazdą zmienia te osoby. Chciałam pokazać, jak może wyglądać ich życie.

Twój ojciec jest znany na całym świecie. Jak bardzo film jest autobiograficzny?

Sofia Coppola: W tej historii każdy może się odnaleźć, bo opowiada ona o podróży zwanej życiem i wyborach, jakich dokonujemy. Ja do wszystkich filmów mam osobisty stosunek. Jest w nich coś z mojego życia.

Od początku wiedziałaś, że musisz nakręcić ten film w hotelu Chateau Marmont?

Sofia Coppola: Najpierw myślałam o tym, jaki ma być bohater, a gdy już wiedziałam, pomyślałam, że taki zły chłopiec mieszkałby w Chateau Marmont. Prawie każdy aktor mieszkał tam w jakimś momencie swojego życia. Sama spędziłam tam trochę czasu.

Dlaczego to miejsce jest wyjątkowe? Przecież nie jest to już najbardziej luksusowy hotel w Los Angeles.

Sofia Coppola: To miejsce jest kultowe dla Los Angeles, ma wyjątkowy urok. Ostatnio zatrzymałam się w pokoju, w którym Helmut Newton spędzał zimy. To było bardzo ekscytujące przeżycie.

Pochodzisz z jednej z najbardziej wpływowych rodzin w Hollywood. Pewnie było oczywiste, jaką drogę zawodową wybierzesz?

Sofia Coppola: Nikt mnie nie zmuszał do zajęcia się reżyserowaniem. Najpierw studiowałam fotografię. Jak większość osiemnastolatków chciałam spróbować różnych rzeczy. Ale gdy zrobiłam pierwszy film krótkometrażowy, poczułam, że to połączenie wszystkiego, co mnie interesuje.

Podobno chciałaś też projektować kostiumy.

Sofia Coppola: Jako nastolatka byłam na stażu w firmie modowej. Później robiłam kostiumy do kilku projektów ojca. To, że wiem, jak wygląda praca w różnych działach, pomogło mi przy kręceniu własnych filmów.

I przygotowało cię do zaprojektowania własnej linii torebek dla Louis Vuitton?

Sofia Coppola: Kiedy po urodzeniu córki mieszkałam w Paryżu, miałam trochę wolnego czasu. Projektowanie dla Louis Vuitton było zabawą. Podobało mi się, choć to nie to samo co praca nad filmem.

Jesteś ikoną mody. Projektanci kochają twój styl, a Marc Jacobs nazwał torebkę twoim imieniem. Jak bardzo interesujesz się modą?

Sofia Coppola: Lubię ją, ale nie przykładam do niej wielkiego znaczenia. Ja w ogóle kocham piękne rzeczy: design, sztukę, fotografię i wszelkiego rodzaju przejawy estetyki w życiu.

Główną rolę w „Somewhere” zagrał Stephen Dorff, który nie jest ostatnio rozchwytywany. Dlaczego wybrałaś właśnie jego?

Sofia Coppola: Zawsze uważałam go za dobrego aktora. Podobało mi się też to, że nie widzieliśmy go jeszcze w milionie filmów. To naprawdę uroczy facet o wielkim sercu.

Czy podobieństwa między nim a granym przez niego bohaterem były pomocne?

Sofia Coppola: Myślę, że tak. Stephen gra aktora kręcącego filmy, z których niekoniecznie jest dumny. Myślę, że prywatnie może się z tym utożsamiać. W branży uchodzi za imprezowicza, który umawiał się z mnóstwem dziewczyn. Dzięki temu okazał się niezwykle wiarygodny w tej roli.

Jacy bohaterowie do ciebie najbardziej przemawiają?

Sofia Coppola: Interesują mnie postaci, które są w momencie życiowej przemiany. Wszystkie moje filmy miały właśnie takich bohaterów.

W ciągu 10 lat nakręciłaś tylko cztery, za to bardzo dobrze przyjęte filmy. Dlaczego tak mało?

Sofia Coppola: Do niczego mi się nie spieszy. Lubię być zaangażowana w cały proces powstawania filmu, a dopracowanie scenariusza, zebranie pieniędzy i cała reszta są czasochłonne.

Michael Douglas powiedział kiedyś, że przez pierwszych 15 lat kariery czuł się niedoceniany z powodu sukcesu ojca. Czy idąc w ślady swojego taty – reżysera, poznałaś to uczucie?

Sofia Coppola: Myślę, że córki nie są pod tak dużą presją, ponieważ od kobiet generalnie mniej się oczekuje.

Czy ojciec dużo od ciebie wymagał?

Sofia Coppola: Nie. Od najmłodszych lat opowiadał mi o kręceniu filmów i pisaniu scenariuszy, ale dlatego, że sam uważał to za ekscytujące. Jestem dumna z taty i z tego, skąd pochodzę, ale mam własny styl jako reżyser. Znalezienie go zajęło mi trochę czasu. Wcześniej próbowałam różnych rzeczy. Wyprowadziłam się z domu, poszłam do college’u, a nawet założyłam własną firmę odzieżową, której współwłaścicielami byli Japończycy. Punktem zwrotnym było znalezienie powieści „Przekleństwa niewinności” Jeffreya Eugenidesa. Zakochałam się w niej, poczułam, że muszę zrobić film.

Gdy byłaś nastolatką, tata zmusił cię do zagrania w „Ojcu Chrzestnym 3” zamiast Winony Ryder. Jak to wspominasz?

Sofia Coppola: Było ciężko. Miałam 18 lat i słuchanie rodziców było ostatnią rzeczą, na jaką miałam ochotę. Dla mnie „Ojciec Chrzestny” nie był kultowym dziełem, więc nie spodziewałam się, że tak wiele osób go obejrzy. Nie byłam nawet załamana tym, że okrzyknięto mnie kiepską aktorką, bo nigdy nie chciałam grać w filmach. W sumie to wszystko wyszło mi na dobre. Takie doświadczenia wzmacniają i procentują teraz w mojej pracy, bo wiem, co przeżywają aktorzy na planie.

Czy to prawda, że ojciec sfilmował twoje narodziny?


Sofia Coppola: Tak. Nakręcił je na wideo. Dziś wiele osób to robi, ale wtedy to było niezwykłe. Widziałam ten film. Na szczęście są w nim bardzo mało realistyczne, dyskretne ujęcia. Poza tym jest zabawny, bo gdy lekarz powiedział rodzicom, że urodziła się dziewczynka, tata upuścił z zaskoczenia kamerę.

Cztery lata temu zostałaś po raz pierwszy mamą. Jak zmieniło to twoje życie?

Sofia Coppola: Najpierw zrobiłam sobie rok przerwy, a kiedy wróciłam do pisania, uświadomiłam sobie, że wszystko się zmieniło. Kiedyś uwielbiałam pisać scenariusze nocami. Przy dzieciach okazało się to niemożliwe. Musiałam przestawić się na rozkład dnia córek (Sofia jest mamą 4-letniej Romy i półrocznej Cosimy – przyp. red.).

Jesteś bardziej rygorystyczna na planie czy w domu?

Sofia Coppola: Jestem zasadnicza w obu przypadkach. Reżyserzy zwykle chcą wszystko kontrolować. Ja nie jestem typem krzykaczki, ale doskonale wiem, czego chcę, i dbam o to, żeby wokół mnie byli ludzie, którzy potrafią mi to zapewnić. Poza tym nauczyłam się słuchać intuicji i bardzo to wykorzystuję.

Spodziewałaś się tego, że „Somewhere” zdobędzie Złote Lwy?

Sofia Coppola: Nie, nigdy nie sądziłam, że wygram tę nagrodę. Po ogłoszeniu werdyktu byłam bardzo zaskoczona i przejęta. To jedna z najbardziej radosnych chwil mojego życia. Moja starsza córka też była podekscytowana tą wygraną, ale myślę, że to dlatego, że wiedziała, że przywiozę do domu małego lwa ze złota.

Czy stoi on teraz w twoim domu obok Oscara za film „Między słowami”?

Sofia Coppola: Nie. Stoi w naszej rodzinnej firmie American Zoetrope, żeby wszyscy członkowie ekipy, która pracowała nad „Somewhere”, również mogli patrzeć na tę nagrodę.

Po ogłoszeniu werdyktu komentowano, że dostałaś nagrodę, bo kiedyś spotykałaś się z przewodniczącym jury, Quentinem Tarantino. Czy ludzie zawsze muszą szukać teorii spiskowych?

Sofia Coppola: No właśnie! Ludzie doszukują się spisku tam, gdzie go wcale nie ma. Dla mnie było niesamowicie wielkim przeżyciem usłyszeć po ceremonii, co poszczególni członkowie jury myślą o moim filmie. Oni naprawdę docenili to, co starałam się zrobić. I tylko to się dla mnie liczy.