Nic z tego nie rozumiem. Badania pokazały, że mężczyźni podniecają się zgodnie ze swoim profilem – heteroseksualni patrząc na pary hetero, homo na homo. A kobiety bez różnicy! Były podniecone, patrząc nawet na kopulujące szympansy.

 Podniecenie, które odczuwamy, świadomie rozpoznajemy jako reakcję na to, że dany obiekt, wyobrażenie działają na nas, nie zawsze jest spójne z tym, co mówi nasza fizjologia. Często pobudzenie (wzwód, nawilżenie pochwy) występuje wskutek stymulacji czysto mechanicznej, kiedy zupełnie o seksie nie myślimy, np. uprawiając sport. I na odwrót – odczuwamy podniecenie, ale nasze ciało nie reaguje tak, jakbyśmy sobie tego życzyli. W tym badaniu kobiety, choć nie deklarowały podniecenia, rzeczywiście miały jego fizyczne oznaki. Chce pani wiedzieć dlaczego? Ponieważ kobiety kulturowo mają zakaz interesowania się seksualnością, oglądania pornografii – może w pewnym cudzym słowie – ale na pewno są restrykcyjnie oceniane, kiedy to robią. A co dopiero pornografii zakazanej – homoseksualnej, zoofilnej! Dlatego w sytuacji gdy podczas badania patrzą na takie sceny, czują napięcie, niepokój związany z kontrowersyjnym bodźcem. I wtedy występuje pobudzenie, ale wiążące się właśnie z tym napięciem i lękiem. Na badane kobiety pobudzająco zadziałała sama wizja oglądania „zakazanego owocu”, świadomość, że biorą udział w badaniu z użyciem pornografii, oglądają coś takiego jak kopulacja, że oceniana będzie ich seksualność.

Mówi pani o tym, że w XXI wieku kobiecie wciąż nie wypada czuć podniecenia.

Owszem. Choć jesteśmy coraz bardziej otwarci, widać to w badaniach, które przez lata przeprowadzał profesor Izdebski. Zaciera się w nich ta sławetna wręcz różnica między wysokim libido męskim a niskim kobiecym Podczas gdy swoje libido jako wysokie ocenia wciąż taka sama liczba mężczyzn, u kobiet z badania na badanie liczba takich kobiet wzrasta. I przecież tu nie chodzi o to, że w ciągu, powiedzmy, czterech kolejnych lat rodzą się inne kobiety. Tylko wreszcie dajemy sobie prawo do odczuwania pożądania. W jednym z badań amerykańskich pod lupę wzięto np. powstawanie podniecenia po ekspozycji na wzrokowe bodźce erotyczne. Mit do obalenia był taki, że u mężczyzn łatwo będzie je wywołać, bo są wzrokowcami, a u nas grają tylko emocje, musi być zgaszone światło, czułość itp. I co się okazało? Poziom pobudzenia przy kolejnych ekspozycjach wzrastał. To informacja, że jeśli się otworzymy, różne bodźce mogą na nas zacząć działać.

Co podnieca kobiety?

 I tu znowu włączają się stereotypy: mężczyznę podnieca tylko dotykanie penisa, kobietę dotyk piersi i łechtaczki, a do tego, „żeby przeżyć orgazm, musi być zakochana. Jesteśmy tak uformowani i trudno nam do tego „oprogramowania” wgrać jakieś inne opcje. Ale na szczęście stajemy się coraz bardziej otwarci na siebie i eksperymentujemy z seksualnością.

Co dla kobiet w tym eksperymentowaniu jest najważniejsze?

Zobacz także:

Że seks jest w mózgu. A orgazm możemy przeżyć nawet we śnie. Nasza seksualność związana jest z wyobraźnią, tym, w jaki sposób intymność przeżywamy, jakie bodźce na nas działają. Jeśli mężczyzna dostanie w pracy pikantnego SMS-a, zacznie sobie wyobrażać, co się będzie działo, gdy wróci z pracy, i to będą obrazy, stop-klatki. Kobieta raczej zacznie tworzyć historię z początkiem i zakończeniem. Obie strony będą tą wiadomością zachwycone, ale mogą przeżywać ją inaczej. Wszystko zależy od tego, na ile i czy popuścimy wodze fantazji, otworzymy się na pomysły swoje i drugiej strony. Często już na tym etapie niepotrzebnie stawiamy naszej intymności bariery.

Często słyszymy, że kobiety są oziębłe. Nie czują pożądania. Jak to jest?

Kobieta oziębła – taka konstrukcja w ogóle nie istnieje. Powtarzają to media i potem kobiety przychodzą do mnie, przekonane o tym, że są oziębłe, bo „wyczytały tak w internecie”. Albo słyszę: „Jestem oziębła, bo nie mam orgazmu w trakcie stosunku”. Natomiast oziębłość, czyli dysfunkcja seksualna polegająca na braku lub utracie podniecenia seksualnego, występuje o wiele rzadziej, niż nam się wydaje. Najczęstszym „zaburzeniem”, tym, co sobie same fundujemy, jest brak skupienia na własnych potrzebach, rozumieniu i słuchaniu swojego ciała, sztuce miłosnej, grze wstępnej, bliskości i akceptacji partnera. Na tym, żeby nie było stresu, napięcia. Żeby stymulacja trwała wystarczająco długo i w ogóle obejmowała sfery erotyczne, które nam odpowiadają. Kobiety tego często po prostu nie wiedzą.

Nie wiedzą, co je podnieca?

Jest mnóstwo takich komicznych rysunków, że męska sfera erogenna jest jedna, główna, wiadomo jaka (śmiech). A u kobiet jest ich może na tych obrazkach więcej, ale też są ściśle określone. Nic bardziej błędnego. Na jedną zadziała bardziej pieszczenie łechtaczki, na inną – pośladków, wnętrza ud, dla kolejnej tą sferą najbardziej erogenną będzie przednia ścianka pochwy, a może tylna. Ważne, żeby kobieta odważyła się zapytać samą siebie o to, co dla niej jest najbardziej podnieca- jące, a potem jeszcze nauczyła tego partnera.

To nie jest takie oczywiste.

Zgoda, wyobraźmy sobie dojrzewającą dziewczynkę i chłopaka. On zaczyna mieć nocne wzwody i wytryski, w sposób naturalny poznaje swoje ciało. Ona kobiecość kojarzy z tym, że ma okres, powiększają się piersi. O ile chłopak co rusz konfrontuje się ze swoją fizycznością, obserwuje swoje ciało, o tyle dziewczynka nie usłyszy od matki: „Weź lusterko i zobacz jak wyglądasz, obejrzyj się dokładnie”. A powinna. I jesz cze ten problem z nazywaniem, małe dzieci często słyszą i powtarzają takie nazwy jak: siusiak, siusia. Potem docierają do nich te określenia bardziej wulgarne, które powtarzać wstyd. I jako dorośli tracą grunt pod nogami. Bo jak mówić o czymś, czego nie sposób nazwać? Na szczęście w mediach coraz częściej pojawiają się bardziej neutralne: penis i wagina. Ale jeśli kobiecie przez usta nie przechodzi słowo „wagina”, jak ma śmiało mówić o pożądaniu, podnieceniu? Ta sfera jest mocno zwulgaryzowana, nie uczymy się afi rmowania ani opisywania kobiecej seksualności. Dość powiedzieć, że słowo „srom” nie oznacza nic innego jak „wstyd” właśnie.

Powinnyśmy powtarzać: „Jestem kobietą, lubię swoje ciało, lubię swoją waginę”?

Najważniejsza jest rzeczywiście akceptacja swojego ciała. I nie mówię o tym, że mamy myśleć: jest idealne. Lubienie siebie to sprawa najbardziej podstawowa! Z pełnym zrozumieniem, że być może tu i ówdzie mogłoby być mniej tłuszczyku czy cellulitu. To, jaki mamy seks, orgazmy, co nas podnieca, nie ma żadnego związku z tym, jak naszym zdaniem daleko nam do klasycznego wzorca urody! Możemy być zasypywane komplementami, budzić podziw i zazdrość, pięknie wychodzić na zdjęciach. I być nieszczęśliwe same ze sobą. Wtedy nie podnieca nic.

Co jeszcze jest ważne?

Dziś chcemy mieć wszystko pod kontrolą, rodzinę, karierę i tak samo jest ze sferą seksu. Nakupimy poradników, erotycznej bielizny, żeli nawilżających w pięciu smakach i nie wychodzi. Bo seks jest w nas! Słowa „stres” używamy dziś jak przecinka – jest wszechobecne. A do zbliżenia konieczny jest relaks. Skupienie się na chwili jest na wagę złota. Najpierw więc poznanie swojego ciała, potem jego akceptacja – z tym wchodzimy do sypialni. A jak już w niej jesteśmy, to choćby się waliło i paliło, na te 30 minut, 10 czy nawet 5 – bo tu nie chodzi o długość, ale o jakość – bądźmy tu i teraz. Skupmy się na dotyku, zapachu, tym, co czujemy. Musimy się zatracić, inaczej nie poniesie nas fala pożądania. W innych sferach życia jesteśmy nastawieni na rywalizację, osiągnięcia. To nas gubi, jesteśmy zasypywani wiadomościami, że współżyć trzeba trzy razy w tygodniu, często zmieniać pozycje, wprowadzać urozmaicenia, słowem – listą rzeczy niezbędnych, żeby nasz seks przetrwał! Nie zastanawiamy się już nad tym, na co sami mamy ochotę, co nam sprawia radość. W wyniku tej presji zdarza się, że pary z kilkunastoletnim stażem bywają załamane, bo współżyją raz w tygodniu! Każda częstotliwość jest fantastyczna, dopóki nam pasuje, każda pozycja odpowiednia, jeśli ją lubimy.

Próbujemy dziś chemicznie wspomagać podniecenie – mężczyźni mają viagrę, są próby tworzenia leków dla kobiet z tlenkiem azotu, który wpływa na ukrwienie okolic erogennych.

 I co z tego? Powiedziałyśmy już, że seks jest w głowie. Żadna pigułka nie pomoże kobiecie ułożyć się samej ze sobą. Tu cuda zdziała wyobraźnia. Fantazjujmy o seksie, a będzie wspaniały.