Od lat obserwuję przedświąteczne nastroje swojej rodziny, bliższych i dalszych znajomych. I widzę wyraźnie jedno: najbardziej stresują się świętami rodziny „po przejściach”. Im najtrudniej jest złapać klimat piosenek z dzwoneczkami i cieszyć się na rodzinne spotkania przy stole. Doskonale znam te emocje i wiem jak dużo trzeba pracować, zwłaszcza nad sobą samym, bym na nowo pokochać świąteczny czas w tej skomplikowanej układance. Niestety, w polskiej świadomości utarło się przekonanie, że rodzina to kobieta, mężczyzna i ich dzieci, mimo że doskonale wiemy, że dziś tradycyjny model rodziny mocno ewoluował.

Socjologowie od dawna opisują przecież inne modele, np. 1+1, a więc mąż + żona bez dzieci, czy model LAT - Living Apart Together - czyli małżeństwo niemieszkające razem, spotykające się raz na jakiś czas. Kolejnym modelem rodzinnym, jakże często pojawiającym się w dzisiejszych czasach, jest model rodziny patchworkowej, czyli zrekonstruowanej, gdzie mamy dwoje partnerów posiadających dzieci ze swoich poprzednich związków i często również posiadających dziecko z nowego związku. W rzeczywistości najczęściej mówimy o mamie z dzieckiem/dziećmi i o jej nowym partnerze oraz jej byłym mężu (a zarazem ojcu dzieci) oraz jego nowej partnerce i jej dzieciach. Zagmatwane? Zagmatwane są relacje i próba posklejania w całość tej nowej układanki.

Po blisko 9 latach życia w patchworku, dopiero od niedawna mam poczucie, że klocki zaczynają do siebie pasować. Łatwiej nam przychodzi godzić wszystkie zainteresowane strony, wszyscy są coraz bardziej zaznajomieni z sytuacją i układem sił. Nie było i nie jest lekko. Zwłaszcza, że życie naszej rodziny, nas jako małżeństwa, nieustannie wystawione jest na ocenę innych, odmieniane przez wszystkie przypadki i nierzadko opisywane w sposób sensacyjny i …nieprawdziwy. Tym bardziej, jestem szczęśliwa i dumna z nas wszystkich, że udaje nam się od tylu lat tworzyć jeden team, który z optymizmem patrzy w przyszłość. Ale nie każda rodzina ma tak dobrze. Trudnym momentem dla patchworka mogą okazać się święta. To w końcu najbardziej tradycyjny czas w roku.

Co zrobimy ze świętami?

To pytanie zadaje sobie niejeden członek rodziny zrekonstruowanej. Nie ma co się oszukiwać. Mało prawdopodobnym planem jest wspólna kolacja w cudownej atmosferze ze wszystkimi członkami patchworka. Byli małżonkowie, ich nowi partnerzy, dzieci, rodzice… Tak może to wyglądać w amerykańskim filmie i skandynawskiej kulturze. Ale nie w rzeczywistości, która jest inna. Jest prawdziwa. Emocjonalna. Pełna dylematów i problemów. Począwszy od logistyki, u kogo dzieci spędzą Wigilię, po kwestie geograficzne (jak połączyć dwa odległe miasta) czy finansowe, związane z prezentami i częstym wyścigiem, który rodzic da więcej i tym samym przekupi dziecko (tak, to niestety nadal funkcjonuje). 

Wyższa matematyka 

Pamiętam doskonale niepokój w sercu i ścisk żołądka,  gdy uświadomiłam sobie fakt, że nie będę spędzała każdego roku świąt ze swoją córką. „Ale jak to możliwe? Ja tego nie przeżyję”- pytałam samej siebie w duchu. Stop. To nie tylko o mnie chodzi, ale o wszystkich innych i przede wszystkim Dziecko! Ono ma prawo i powinno mieć równy dostęp do jednego i drugiego rodzina, do Babci i Dziadka z każdej strony, do wszystkich dla których jest ważne. Choć to nie było łatwe, wypracowałam takie model z ojcem mojej córki, że święta córka spędza naprzemiennie. Jednego roku ze mną i moją rodziną, kolejnego jest z Nim. Podobnie uczynił mój obecny mąż. Rok temu dołączył do nas nasz syn, wspólne dziecko. W tym roku spędzimy je pierwszy raz wszyscy razem. To spore wydarzenie dla naszej rodziny.

To dlatego święta należy odpowiednio wcześniej zaplanować. Warto przegadać z ex małżonkiem, jak on spędza ten czas i w jaki sposób możecie podzielić się opieką nad waszymi dziećmi. To ważne, bo wprowadza spokój i ład zarówno w życie dorosłych, jak i niejednokrotnie zagubionych dzieci. 

Ale co jeśli tych dobrych chęci do dogadania się nie ma? Co jeśli jeden z rodziców robi wszystko, aby utrudnić relację z drugim? Chociaż tak być nie powinno, to takie zachowania dalej się zdarzają. Matka nastawia dzieci przeciw byłem mężowi, więc one nie chcą jechać do niego na święta. Ojciec kupuje drogie upominki, żeby pokazać, że jest „fajniejszy”. A dzieci? Często w tym wyścigu są pomijane. Nie ma we mnie przyzwolenia na takie praktyki i zawsze, nie tylko od święta, Dzieci nie powinny być wciągane w osobiste animozje dorosłych.

Z drugiej strony sami członkowie rodziny patchworkowej nie mają lekko. Często bywa i tak, że rodzinne spotkania kosztują ich sporo nerwów. Bo jak wytłumaczyć babci, że rozwiodłaś się z takim dobrym (jej zdaniem) mężem? Jak wytrzymać wścibskie pytania ciotek i wzdychanie mamy? Niestety, nie wszyscy rozumieją, że rozwód często jest jedynym wyjściem. Że rozwód może oznaczać lepsze życie i nowy początek. Nie każdy rozumie też, że nowy związek może być szczęśliwy! Te problemy wychodzą podczas świąt, przy karpiu albo kolejnym kawałeczku sernika. To dlatego wiele rodzin patchworkowych świąt po prostu nie lubi lub… stara się je spędzać po swojemu.

Skomplikowana układanka

I w tym jest cała metoda. Święta to rodzinny czas. Nie ważne, czy tworzysz tradycyjny model rodziny, jesteś singlem, rozwódką, czy tworzysz rodzinę zrekonstruowaną. To twoja rodzina. Twoje życie. Twoje święta. To WY macie być Happy, na własnych zasadach. Obawiasz się konfrontacji w domu rodzinnym, nietęgich min dalszej lub bliższej rodziny? Odpuść sobie wyjazd! Nie chcesz spotykać się z nową partnerką swojego ex? Omów to z nim na spokojnie, ustalcie kto i kiedy zajmuje się dziećmi i już. Nic na siłę. W życiu chodzi o bycie szczęśliwym. Happy rodzicielstwo i Happy święta zależą od ciebie! 

Materiał powstał z udziałem marki Happy.