Nie jestem osobą, która bierze życie w swoje ręce. Nie myślę o tym, co będzie, staram się żyć dniem dzisiejszym - mówiła beztrosko pięć lat temu, kiedy spotkaliśmy się na wywiadzie po raz pierwszy. Miała wtedy 26 lat, niedawno wyrwała się z niewielkiej wioski pod Małkinią i robiła karierę, o jakiej nawet nie marzyła. Hity Sixteen, takie jak Lawa albo Obudź we mnie swoją Wenus, pod koniec lat 90. znała cała Polska. Tysiące fanów, wielkie koncerty, występ na Festiwalu Eurowizji, uśmiechy rozdawane na prawo i lewo. Niewielu wiedziało, że za fasadą radosnych przebojów skrywały się mroczne fakty, które - jak mówi Renata - zrujnowały jej kawał życia, zniszczyły małżeństwo i doprowadziły do załamania. Dziś miejsce niefrasobliwej, roześmianej dziewczyny, jaką zapamiętałem z ostatniego spotkania, zajęła silna, pewna siebie kobieta, która próbuje stanąć mocno na nogach i po raz kolejny zacząć wszystko od zera. Sama wychowuje 10-letnią córkę, spłaca długi, walczy, by związać koniec z końcem. Sama chodzi na imprezy, bo nie ma się kiedy zakochać. Sama dba o własne interesy - pracuje od rana do nocy, żeby świat usłyszał o jej najnowszej, solowej płycie Bo taka jest. Z niej pochodzi piosenka Na grosze, którą Renata zaprezentowała na tegorocznym festiwalu w Opolu. Teraz ufa już tylko sobie. I jest z tym szczęśliwa.

GALA: Po wielkich sukcesach Sixteen nastąpiła nagła cisza. Wydałaś co prawda solową płytę w 1999 roku, ale przeszła bez echa. Kiedy nastąpił moment, gdy zauważyłaś, że wokół ciebie nic się nie dzieje?
RENATA DĄBKOWSKA: Przez jakiś czas po rozpadzie Sixteen wszystko jeszcze toczyło się siłą rozpędu, były koncerty i plany związane z moim albumem Jedna na cały świat. Wydawało mi się, że pasmo sukcesów nigdy się nie skończy, że po chwilowej przerwie znów wszystko ruszy. Tymczasem telefon uparcie milczał, a ja siedziałam w domu odcięta od świata, zajmując się dzieckiem.

GALA: Zabijałaś czas, nie próbując nic zmienić?
R.D.: Wpadałam w apatię. Oglądałam po kilka filmów dziennie i śledząc cudze problemy, starałam się zapomnieć o własnych. Zaczęły mnie nękać kłopoty finansowe. Kupiłam mieszkanie na kredyt, przestałam spłacać raty, zaciągnęłam też długi u przyjaciół. Do tej pory się wygrzebuję. Otrząsnęłam się dopiero w momencie, kiedy zadzwonili z banku, że jeśli nie zapłacę kolejnej raty, zlicytują moje mieszkanie.

GALA: Poczułaś się dorosła dopiero w momencie, kiedy poczułaś zagrożenie?
R.D.: Zawsze dotyczyła mnie tylko przyjemna strona życia, nie musiałam się o nic martwić. Nagle nie było obok mnie nikogo, kto wziąłby za wszystko odpowiedzialność. Zorientowałam się, że w mojej komórce nie ma ani jednego telefonu, pod którym mogę szukać pomocy. Moi znajomi nie chcieli uwierzyć, że ta, która sprzedała tysiące płyt, teraz nie ma chwilami kasy na jedzenie. Dodatkowo poczułam, że gnuśnieję jako kobieta. Że przestaję widywać znajomych, dbać o siebie, nie mam czasu ani okazji, żeby spotkać jakiegoś fajnego faceta. Zamiast tego staję się domowym warzywem, a pociąg pod tytułem życie ucieka mi sprzed nosa. Przeanalizowałam parę scenariuszy i w końcu zaczęłam pracować nad moją nową płytą, która też powstała za pożyczone pieniądze. Te piosenki w pewnym sensie uratowały mi życie.

GALA: Jesteś osobą, która już kilka razy zaczynała swoje życie od zera. Najpierw, jako 18-latka, porzuciłaś rodzinną wieś, żeby jeździć po Polsce z grupą Dystans. Trzy lata później znalazłaś się sama w Warszawie, bez pieniędzy, uciekając przed własnym menedżerem.
R.D.: Z tej historii wyciągnęłam pierwszy, poważny życiowy wniosek. Jestem chyba zbyt normalna i spontaniczna w stosunku do facetów, którzy często mylnie mnie odbierają. To, co dla mnie było objawem sympatii, na przykład pocałunek przyjaciela w usta na powitanie, niektórzy czytali: łatwa, chętna. Moja znajomość z menedżerem Dystansu skomplikowała się w podobny sposób. Chciał, aby połączyło nas coś więcej. Musiałam się oderwać, żeby znów móc swobodnie oddychać.

GALA: Jaką cenę zapłaciłaś za wolność?
R.D.: Musiałam zwrócić pieniądze zainwestowane we mnie. Ponieważ nie posiadałam takiej sumy, oddałam wszystko, co miałam. Z samochodu przesiadłam się do tramwaju, pozbyłam się telewizora i sprzętu grającego. Wróciłam na start.

GALA: W tym samym czasie, na początku 1997 roku, spotkałaś ludzi, z którymi później stworzyłaś Sixteen. Jakie wrażenie zrobili na tobie?
R.D.: Byli radośni, chociaż jakby odrobinę dziwni. Zaskoczyli mnie tym, że co chwila mówili o Bogu, a przed próbą odmówili zbiorową modlitwę, trzymając się za ręce. Z drugiej strony, wtedy szukałam pocieszenia, wsparcia i przyjaźni, więc imponowała mi ich postawa pełna otwartości i chęci niesienia pomocy. Po rozstaniu z Dystansem brakowało mi kasy na wynajmowanie mieszkania, więc zamieszkałam z chłopakami z tej ekipy. Szybko zaczęłam dostrzegać, jakie tam panują relacje i zależności. Zorientowałam się, że ich słabość i wiara były perfidnie wykorzystywane przez jedną osobę. Spokojnie mogę tu użyć słowa "sekta", której mózgiem była Olga Pruszkowska, w tamtym czasie żona późniejszego lidera Sixteen.

Zobacz także:

GALA: Jak to się działo, że dorośli ludzie pozwalali manipulować sobą jednej kobiecie?
R.D.: Pierwszym jej krokiem było rozpoznanie, co kogo gryzie, jakie ma zalety, wady, a następnie wykorzystywanie tej wiedzy do grania na naszych emocjach. Ja sama wyryczałam w jej obecności morze łez, zwierzając się ze swoich najbardziej intymnych spraw. Jej głównym narzędziem manipulacji były jednak rzekome "słowa od Boga", w które wierzyła większa część grupy. W pewnym momencie stałam się czarną owcą, bo nabrałam do tego wszystkiego dystansu. Przestałam się spowiadać z problemów, nie chciałam się podporządkować, unikałam spotkań. Od tego czasu Olga spychała mnie na margines życia w zespole, oczerniała w oczach innych. Na Eurowizji w 1998 roku powiedziała jednemu z moich przyjaciół, że kto się ze mną zetknie, ten umrze. Zaraz potem wylała mu się gorąca kawa na spodnie, więc usłyszał, że to ostrzeżenie. No i miał chłopak dowód! (śmiech) Najgorsze jest to, że dopięła swego i zatruła mi życie. Przez nią musiałam wyrzucić całe swoje małżeństwo do kosza.

dużo więcej w Gali

Rozmawiał MARCIN PROKOP

ZDJĘCIA P. GRZYBOWSKI/AGENCJA SE, PIOTR PORĘBSKI/METALUNA, STYLIZACJA JOANNA JARUGA, MAKIJAŻ ANNA MĘCZYŃSKA, FRYZURY PAWEŁ GODLEWSKI/MOD'S HAIR PARIS. DZIĘKUJEMY SKLEPOM: BIAŁY TOP I RÓŻOWA SUKNIA - MMC, PROJEKTANCI, TEL. 0501560201; SPÓDNICA - PAPROCKI & BRZOZOWSKI, PROJEKTANCI, TEL. 0608 301 120, UL. MOKOTOWSKA 73; BUTY - PRIMA MODA, GALERIA MOKOTÓW, UL. WOŁOSKA 12; SUKIENKA Z KORALIKÓW - RENATA POTRZEBA, PROJEKTANTKA, TEL. 0607 380 520.