Przystojny, wysportowany i elegancki. Gdziekolwiek się pojawi, oblegają go fanki, które nie chcą uwierzyć, że aktor nie ma dziewczyny. Nic dziwnego: na premierach fi lmowych, przyjęciach i wernisażach Przemkowi zwykle towarzyszy o dziesięć lat starsza siostra. „Niektórzy podejrzewają, że chodzę z nim, żeby go pilnować – śmieje się Marzena Cypryańska, atrakcyjna brunetka, doktor psychologii. – A my po prostu lubimy być razem”. Na pozór bardzo się różnią. On – energiczny, wesoły, niecierpliwy. Ona – spokojna, wytrwała, mocny charakter. A jednak dobrze się rozumieją. Przemek mówi, że to właśnie siostra dopingowała go, wspierała, pomagała uwierzyć w siebie.

GALA: Przez kilka lat mieszkaliście w wynajętym mieszkaniu, w jednym pokoju. Nie mieliście siebie dość?

MARZENA CYPRYAŃSKA: Sama nie wiem, jak to wytrzymaliśmy. To była konieczność, brakowało pieniędzy. Ja pierwsza wyjechałam z Marzenina do Warszawy. Przemkowi było łatwiej, przetarłam mu szlaki. Kiedy zjawił się u mnie, pisałam już pracę doktorską. Do małego pokoiku zawalonego książkami wstawiliśmy drugie łóżko i biurko. Ja od rana do wieczora siedziałam nad laptopem. Przemek studiował informatykę i pracował w restauracji. Oboje byliśmy bardzo zajęci. Nie mieliśmy czasu na kłótnie.

PRZEMYSŁAW CYPRYAŃSKI: Pochodzimy z wielodzietnej rodziny. Nauczyliśmy się ustępować. Życie w Warszawie było jednym wielkim kompromisem. Na początku czułem się zagubiony. Kiedy dostałem pierwszą pracę w fast foodzie, byłem szczęśliwy, że zaczynam sam na siebie zarabiać, choć pensja 600 zł ledwo starczała na życie. Kontrolę nad wydatkami powierzyłem Marzenie, bo jest bardziej gospodarna i oszczędna. Ja lubię zaszaleć, a musieliśmy sobie wszystkiego odmawiać.

GALA: Spieraliście się o pieniądze?

MARZENA CYPRYAŃSKA: Nigdy. Raczej o drobiazgi. Na przykład denerwowało mnie, że Przemek zostawia wszędzie brudne naczynia (śmiech). Zwracałam mu uwagę, ale nie reagował. Dopiero jak zaczęłam kubki i talerzyki ustawiać w piramidę na jego biurku, poskutkowało. W końcu ustaliliśmy zasady wspólnego życia, m.in. że nie zapraszamy do domu gości.

PRZEMYSŁAW CYPRYAŃSKI: Zresztą i tak nie mieliśmy czasu na życie towarzyskie. W restauracji awansowałem na kierownika zmiany. Wracałem do domu piekielnie zmęczony. Zacząłem zawalać naukę. Nie dawałem sobie rady.

Zobacz także:

GALA: I wtedy Marzena podpowiedziała ci, żebyś spróbował szczęścia w reklamie?

PRZEMYSŁAW CYPRYAŃSKI: Ona mnie dobrze zna i potrafi doradzić. Słucham jej, ale decyzje zawsze podejmuję sam. Jak nie jestem przekonany, to nie ma siły, żeby mnie do czegoś zmusiła. Pomysł z reklamą spodobał mi się. Znalazłem ogłoszenie i któregoś dnia po pracy pojechałem na casting. I nic. Szansę dostałem dopiero pół roku później, przez przypadek.

GALA: Wierzysz w przypadki?

PRZEMYSŁAW CYPRYAŃSKI: Wierzę, że szczęściu trzeba pomagać. Podążam za marzeniami, ale jestem też realistą. Może dlatego nie znoszę horoskopów... Kiedy na randce słyszę pytanie o znak zodiaku, to koniec. Natychmiast się wycofuję.

GALA: No dobrze, zapomnijmy o astrologii. Jak to było z tą szansą?

PRZEMYSŁAW CYPRYAŃSKI: W mojej restauracji kręcono reklamówkę. Wykorzystałem sytuację i podpytałem, co zrobić, żeby znaleźć się przed kamerami. Trafiłem do agencji aktorskiej, a potem kręciłem reklamę za reklamą: pasta do zębów, biżuteria, makarony, soki... Myślałem o szkole aktorskiej. Nie miałem jednak na nią czasu, musiałem pracować. Ktoś powiedział mi o Studium Aktorskim przy Teatrze Żydowskim. Skończyłem je, ale oblałem jeden z egzaminów końcowych. Nie jestem aktorem zawodowym.

GALA: I nie czujesz się z tym pewnie. To Marzena namówiła cię na psychologię?

MARZENA CYPRYAŃSKA: Dużo rozmawialiśmy, podsuwałam mu książki, czytałam fragmenty swojej pracy. Dla mnie psychologia to pasja.

PRZEMYSŁAW CYPRYAŃSKI: A dla mnie po prostu studia. Chciałem mieć „zapasowy” zawód. Mógłbym zająć się kreowaniem wizerunku. To wariant na wypadek, gdyby z aktorstwem mi nie wyszło.

GALA: Ależ wychodzi! Niedługo zobaczymy cię w komedii romantycznej „Jeszcze raz” w roli głównej. Spełniłeś marzenie?

PRZEMYSŁAW CYPRYAŃSKI: Rola surfera Pawła była dla mnie jak terapia. W filmie gram chłopaka, który skupia się tylko na własnych przyjemnościach. Ma bogatych rodziców i o nic nie musi się martwić. Korzysta z każdej okazji, żeby się dobrze zabawić. Potem okazuje się, że jest wrażliwym romantykiem. Dzięki niemu poczułem się luzakiem.

GALA: Chyba nie do końca, bo przecież ciężko pracowałeś na planie. Podobno w trzy dni nauczyłeś się pływać na desce?

PRZEMYSŁAW CYPRYAŃSKI: Potrafię być uparty, szczególnie gdy czuję, że ktoś na mnie liczy. Trenowaliśmy w Zatoce Puckiej. Scena na desce miała trwać kilkanaście sekund. Chciałem się nauczyć efektownego triku.

GALA: Nie lepiej było skorzystać z pomocy kaskadera?

MARZENA CYPRYAŃSKA: Przemek lubi rywalizować, nie chciałby, żeby ktoś go wyręczał. Trzyma formę, już w podstawówce biegał na długie dystanse.

PRZEMYSŁAW CYPRYAŃSKI: Wymyśliłem sobie obrót żaglem o 360 stopni, tak zwany „helikopterek”. Na wytrenowanie tego manewru został mi ostatni dzień. Kilkadziesiąt razy wpadałem do wody, miałem ponaciągane ścięgna. A cała ekipa mówiła tylko o „helikopterku”...

GALA: I udało się?

PRZEMYSŁAW CYPRYAŃSKI: Nagrywaliśmy tę scenę podczas zachodu słońca. Nie było czasu na duble. Sprężyłem się i wyszło. Cieszyłem się jak dziecko. Potem idę, oglądam zmontowany film. Mojej sceny nie ma. Wycięli ją. Na pocieszenie usłyszałem, że zostanie dodana do wersji DVD.

GALA: Byłeś rozczarowany?

 

PRZEMYSŁAW CYPRYAŃSKI: Lubię od razu widzieć rezultaty. W przeciwieństwie do Marzeny, która potrafi czekać na efekt całymi latami. Na szczęście wynieśliśmy z domu nierealistyczny optymizm, którym zaraziła nas mama.

GALA: Nierealistyczny optymizm?

PRZEMYSŁAW CYPRYAŃSKI: Marzena napisała o tym doktorat.

MARZENA CYPRYAŃSKA: Taki był punkt wyjścia. Potem zrobiło się bardzo teoretyczne. W każdym razie nasza mama rzeczywiście jest niepoprawną optymistką. Już sam fakt, że ma sześcioro dzieci, o tym świadczy (śmiech). Potrafiła przekonywać do rzeczy wręcz niemożliwych. „To, że jesteśmy biedni, nie znaczy, że masz być nikim”, powtarzała.

GALA: Mieliście szczęśliwe dzieciństwo?

MARZENA CYPRYAŃSKA: Kto opowiada? (śmiech) Bo nasze opowieści mogą się bardzo różnić. Dzieciństwo wspominam jako bardzo szczęśliwe, choć nie czułam się rozpieszczana. Nasi rodzice byli bardzo pracowici i ja przez długi czas nie wiedziałam, że istnieje zmęczenie. W domu nie używało się tego słowa. Musieliśmy im dużo pomagać. Przemek dorastał w czasie, kiedy my starsi zaczęliśmy się przeciwko temu buntować. Jako rodzeństwo trzymaliśmy się razem, a on był synkiem mamusi. Wiedzieliśmy, że jak coś się zdarzy, to na pewno wygada. Aż wreszcie znaleźliśmy na niego sposób.

GALA: Jaki?

MARZENA CYPRYAŃSKA: Mały szantaż. Pewnego razu Przemek podpalił dom...

PRZEMYSŁAW CYPRYAŃSKI: Chciałem pokazać, że umiem strzelać zapałkami. Strzelałem, a tu zapaliły się jakieś kartony i wybuchł pożar w korytarzu.

MARZENA CYPRYAŃSKA: Przybiegł do nas przerażony, więc ruszyliśmy na pomoc i ugasiliśmy ogień. Rodzice nic o tym nie wiedzieli. W ten sposób zdobyliśmy na niego haka. A do niego dotarło, że jednak powinien trzymać z nami.

GALA: Młodszy brat to utrapienie?

MARZENA CYPRYAŃSKA: Nie dla mnie. Lubiliśmy rozmawiać. Przemek znał moich znajomych, lubił ich zabawiać. W Marzeninie nie ma wielu możliwości spędzania wolnego czasu. Jest tylko klub szachowy. Wszyscy graliśmy, także na turniejach.

GALA: Musiałeś być dobry, skoro rozgrywałeś partię z kardynałem Glempem.

PRZEMYSŁAW CYPRYAŃSKI: To było na rozpoczęciu Międzynarodowego Turnieju Szachowego im. ks. bp. Jerzego Dąbrowskiego, który od lat odbywa się w naszym rodzinnym mieście. Partia zakończyła się remisem.

GALA: Byłeś najmniejszym i najmłodszym ministrantem w Marzeninie. Wszyscy zachwycali się, że wyglądasz jak aniołek.

PRZEMYSŁAW CYPRYAŃSKI: Mój starszy brat był ministrantem i chodził po kolędzie. Pewnego razu mama dla zabawy ubrała mnie w komżę. Kiedy zobaczył mnie ksiądz, zaproponował, żebym i ja służył w kościele. Miałem wtedy trzy i pół roku! Ręce cały czas trzymałem złożone jak do modlitwy, bo myślałem, że nie wolno ich opuścić. Ministrantem byłem przez 17 lat i nawet chciałem zostać księdzem.

GALA: To czemu nim nie jesteś?

PRZEMYSŁAW CYPRYAŃSKI: Bo zaczęły mi się podobać dziewczyny i uznałem, że celibat to nie dla mnie.

GALA: Ale nie masz partnerki. Choć fanki podejrzewają, że ją po prostu ukrywasz.

PRZEMYSŁAW CYPRYAŃSKI: Nie mam. Nie chcę się jeszcze z nikim wiązać na stałe. Chcę się nacieszyć niezależnością. Podoba mi się, że odpowiadam tylko za siebie. Mogę pojechać do warsztatu, gdzie czekają na mnie dwa ukochane cacka – corvetta z 1974 roku i garbus z 1979 roku. I pojeździć, gdzie chcę i jak długo chcę.

GALA: Dziewczyny, z którymi się umawiasz, są tym zawiedzione?

PRZEMYSŁAW CYPRYAŃSKI: Często słyszę, że jestem niedojrzały. Zgadzam się i mówię: „To prawda, jestem absolutnie niedojrzały do tego, żeby teraz zakładać rodzinę”. A one się denerwują, myślą, że się z nimi droczę albo że coś kręcę. Czasem odwiedzam znajomych, którzy mają dzieci. Po trzech godzinach z ulgą wracam do siebie. Ja nawet psa nie mam, bo jak wyobrażę sobie, że o szóstej rano musiałbym iść z nim na spacer... Nie! Jeszcze nie teraz.

MARZENA CYPRYAŃSKA: Przemek jest uczciwy. Nikogo nie zwodzi. Wierzę, że przyjdzie na niego czas i wtedy pomyśli o rodzinie.

GALA: A ty masz rodzinę?

MARZENA CYPRYAŃSKA: Jeszcze nie.

GALA: Jesteście singlami z wyboru. Może oboje musicie odreagować nadmiar obowiązków z dzieciństwa?

MARZENA CYPRYAŃSKA: Nasza sytuacja stopniowo się poprawiała. Najpierw przeprowadziliśmy się do dwupokojowego mieszkania. Od pół roku mieszkamy oddzielnie. Lepiej nam się wiedzie finansowo. Pozwalamy sobie na więcej przyjemności: wspólne wypady do kina czy do restauracji. Był czas, gdy czułam się za Przemka odpowiedzialna. Teraz to on bardziej troszczy się o mnie. Nawet mam wrażenie, że jest moim starszym bratem.

PRZEMYSŁAW CYPRYAŃSKI: To prawda. Zmieniłem się, ale ciągle myślę: co możesz zrobić jutro, zrób jutro (śmiech).

MARZENA CYPRYAŃSKA: Mnie się wydaje, że stałeś się bardziej asertywny.

PRZEMYSŁAW CYPRYAŃSKI: Tego nauczyłem się w Warszawie. Jak wielu innych rzeczy.

MARZENA CYPRYAŃSKA: (do Przemka) Wiesz, że bardzo dużo mówisz? Mnie się wydawało, że to ja szybko i dużo mówię, jak nasza mama, ale ty mnie w tym bijesz na głowę.