Poprawiając przed lustrem krawat, stwierdziłem, że jestem czyściutki jak łza. Przecież babka miała już swoje lata, i lada chwila i tak wylądowałaby w grobie. Ja tylko przyśpieszyłem nieuchronny proces, oszczędzając jej cierpienia… Dochodziła dwunasta, jeszcze tylko rzuciłem okiem na nienagannie skrojony garnitur uszyty u najlepszego krawca, i zadowolony ze swojego wyglądu poszedłem przywitać się z siostrą oraz jej „uroczą gromadką”.

– Tak rzadko cię widuję, braciszku – powiedziała z przyganą w głosie Ewelina.

– Wiem, i bardzo tego żałuję, ale mam tyle spraw na głowie. Wiesz, nowa praca, drugi kierunek studiów – kłamałem jak z nut, czując jednocześnie dumę, bo zauważyłem, że moja młodsza siostrzyczka nie może oderwać ode mnie wzroku.

Z nas dwojga to ja byłem tą lepszą połówką. Ładniejszy, bardziej elokwentny łamałem serca koleżankom i nauczycielkom, a i mężczyzn potrafiłem owinąć sobie wokół palca. Brzydsza ode mnie i zakompleksiona Ewelina nadrabiała więc dobrocią i oddaniem, co docenił jej przyszły mąż (równie przeciętny jak ona), a co kompletnie ignorowali kolejni pracodawcy.

Biedactwo starało się te wszystkie braki wyrównać płodnością, rodząc średnio co dwa lata kolejną pociechę.

– Ty też byś się wreszcie ustatkował – mawiała mama, goszcząc u siebie wnuki.

Zbywałem jej słowa śmiechem.

Zobacz także:

Nie wyobrażałem sobie żadnej z przeciętnych dziewcząt, od jakich roiło się w naszej okolicy, w roli wybranki mojego serca. Ani tym bardziej ryczącego malucha, którym musiałbym się zajmować. Wystarczała mi trójka bachorów siostry i jej plany stworzenia wielodzietnej rodziny.

– Babcia nie zdążyła się nacieszyć prawnukami! – westchnęła mama, przytulając się do poliestrowej bluzki Eweliny. – Zostałam sierotą, bez ojca i mamy. Jak ja sobie teraz poradzę? – zachlipała. 

– Spokojnie, mamuś, ja, Szymon i Eryk (tu Ewelina spojrzała wymownie na mnie) z pewnością nie zostawimy cię samej – westchnęła. – Mnie też żal babci Antosi, taka dobra była z niej kobieta. Pamiętam, jak byliśmy mali, przyrządzała specjalnie dla nas nasze ulubione konfitury…

Marnie mi szło, ledwie wiązałem koniec z końcem

„Konfitury! Też mi coś! – pomyślałem zaraz. – Słodkie, kleiste i kompletnie bezwartościowe. Nie to, co jej biżuteria! Oj tak, babcia miała gust i lubiła inwestować w obrazy czy bibeloty, nie wspominając o pięknym domu z ogrodem” – uśmiechnąłem się w głębi duszy, jednocześnie głaszcząc po ramionach zrozpaczoną mamę.

– Wystarczy tego, pora już iść – powiedziała, odrywając się od Eweliny.

– Myślałem, że msza jest na trzynastą – stwierdziłem zaskoczony.

Tak, ale wcześniej otworzą dla nas trumnę i pożegnamy się z babcią – powiedziała wtajemniczona w plany mamy siostra.

Chciałem głośno zaprotestować, nie mając najmniejszej ochoty oglądać ponownie babki, ale się powstrzymałem. Nie wypadało odmówić, zwłaszcza że nazajutrz miałem odziedziczyć po niej wszystko…

„Godzina mnie nie zbawi. Szczęśliwie policja dała nam już spokój i możemy pochować staruchę, a potem… Tyle będziecie mnie widzieli!” – planowałem.

Idąc do kościoła, czułem radość. 

Za kilkanaście godzin wreszcie przestanę czuć się jak nieudacznik, którego nikt nie potrzebuje. Bo co z tego, że skończyłem jedno z najlepszych liceów w województwie i studia z najwyższą lokatą, skoro od lat żaden pracodawca nie chciał przedłużyć mi umowy, o etacie nie wspominając.
Szczęście w nieszczęściu, że po studiach nie wróciłem w rodzinne strony i nikt ze znajomych czy bliskich nie był świadkiem mojej hańby. Mamie i siostrze opowiadałem bajki o cudownym życiu w wielkim mieście, własnym mieszkaniu, samochodzie, awansach i drugim kierunku studiów, przez który nie mogłem się z nimi widywać tak często, jakbym tego chciał.

W rzeczywistości nie miałem niczego. Żadnego stałego i pewnego zajęcia, mieszkanie dzieliłem ze znajomymi singlami, w rodzinne strony jeździłem pożyczonym autem, ciułając miesiącami na benzynę, a szykowne ciuchy wynajdywałem w lumpeksach i na przecenach. O kawiarni czy kinie mogłem zapomnieć. Nawet dziewczyn nie podrywałem, bojąc się, że któraś mnie zdemaskuje.

Z taką ładną buzią mógłbyś zostać utrzymankiem, bo do niczego więcej się nie nadajesz, nasze ty książątko – stwierdziła jedna z moich byłych szefowych.

– Ja, najlepsza partia w mieście, miałbym się puszczać za pieniądze?! Niedoczekanie twoje, wstrętna babo! – wrzasnąłem w odpowiedzi. – Pewnie ostrzysz sobie na mnie kły i dlatego mnie poniżasz!

Owszem, nie znosiłem tej pracy, podobnie jak poprzednich, ale nie ja pierwszy cierpiałem, kisząc się za biurkiem.

– Z takim CV mógłbyś pan ulice sprzątać – burknął jeden z kilku moich niedoszłych szefów. – Średnio sześć razy w roku zmieniasz pracę, a z jednej wyleciałeś nawet z dyscyplinarką. Albo masz, chłopie, tupet, albo jesteś skończonym idiotą. Na dzień dobry żądasz podwyżki po trzech miesiącach, zapłaty za nadgodziny, dni wolnych i socjalu. Skąd ty się urwałeś, chłopie?! – ryczał, drąc moje CV.

Miałem ochotę rzucić się na faceta z pięściami i obić mu ten świński ryj, ale zamiast tego… rozbiłem głowę mojej babce, zresztą stylowym pogrzebaczem.

Sama była sobie winna!

Przyjechałem do niej rozdygotany, prosząc o niewielkie comiesięczne kieszonkowe, które pozwoliłoby mi związać koniec z końcem bez poniżania się przed kolejnym pracodawcami. Tłumaczyłem, że przecież i tak jej pieniądze będą kiedyś moje, więc co za różnica, czy da mi je teraz, czy po śmierci.

Ale starucha odmówiła. Powtarzała, że tylko ja jestem jej prawdziwym skarbem.

Bredziła coś o honorze i lenistwie, więc nie wytrzymałem i zdzieliłem ją z całej siły w ten pusty łeb. Zmarła na miejscu, a że był zimowy wieczór, mogłem ulotnić się z jej domu przez nikogo niezauważony.

Cudem wytrzymałem przesłuchania policji i histerię mamy, pozostało mi tylko wytrwać do końca, by później odbić sobie wszystkie te pełne upokorzeń lata.

Z zaskoczeniem stwierdziłem, że babcia wygląda w trumnie cokolwiek lepiej niż za życia. Dotknąłem nawet jej dłoni, żeby sprawdzić, czy aby na pewno jest zimna i martwa. Odetchnąłem z ulgą, gdy poczułem trupi chłód.

O mszy żałobnej i samym pogrzebie nie ma co wspominać. Wszystko przebiegło zgodnie z moimi przypuszczeniami – mama roniła łzy i mocno ściskała moje ramię, siostra, mimo przygnębienia malującego się na jej twarzy, wspólnie z mężem starała się zapanować nad dziećmi. Tylko ja pozostałem niewzruszony. Opanowany niczym prawdziwy mężczyzna.

Stojąc przy grobie babci, czułem na sobie pełne podziwu spojrzenia żałobników

„Wreszcie mam swoje pięć minut” – myślałem, z godnością przyjmując kondolencje i pozwalając się ściskać ciotkom, kuzynkom, sąsiadkom i znajomym babci, ich córkom i wnuczkom.

Wieczorem, układając się do snu, zastanawiałem się, który z garniturów włożyć na czekającą nas wizytę u adwokata; chciałem zaprezentować się tak jak trzeba. W duszy dzieliłem już skarby zebrane w domu babci. Skradzione w dniu jej śmierci kolczyki i wisiorek przezornie wyrzuciłem do studzienki kanalizacyjnej, sugerując tym samym morderstwo o podłożu rabunkowym.

Stać mnie było na taki gest, w końcu babka od lat twierdziła, że zapisała mi wszystko, bo tylko ja jestem jej prawdziwym skarbem.

Na spotkanie z adwokatem szedłem spokojny o swój los i chociaż w gabinecie towarzyszyły mi siostra oraz mama, nie sądziłem, abym miał się rozczarować.

A jednak okazało się, że nawet babka niewarta była mojej sympatii. Ta cholerna jędza niecały rok przed śmiercią zmieniła testament i wbrew zdrowemu rozsądkowi oraz własnym zapewnieniom zapisała wszystko mojej siostrze.

– To granda! – krzyknąłem, podrywając się z krzesła. – To niemożliwe!

– Eryku, zachowaj zimną krew – poprosiła mnie mama, ale ja miałem w głębokim poważaniu jej słowa. 

– Zaskarżę was do sądu. Pana i moją siostrę! I matkę też! Ładnie to sobie ukartowaliście! – ryczałem niczym zraniony zwierz, bo i tak się czułem.

„Oszukała mnie, zdzira, oszukała!!!” – tłukło mi się po głowie, gdy biegłem zapłakany przez miasto. 

Gdybym mógł, to jeszcze raz zdzieliłbym ją pogrzebaczem w ten siwy łeb. Nie mogłem sobie wybaczyć, że odwaliłem kawał ciężkiej roboty tylko po to, żeby moja siostrunia mogła zgarnąć wszystko.

Jak to napisała babka? „W zamian za troskliwą opiekę, której doświadczyła z jej strony, za bezinteresowną miłość, za oddanie i pewność, że jej dom na zawsze pozostanie w rękach rodziny”.

– Niech cię szlag! – wyłem, pakując się.

Ewelina chciała mnie zatrzymać, obiecywała oddać mi jakąś część zbiorów babci, ale kazałem się jej wypchać. Przecież nie przyjechałem po jałmużnę! Jeszcze tego samego dnia wróciłem do siebie, a dzień później, wściekły na cały świat, ogłosiłem na jednym z forów internetowych, że chętnie zostanę mężczyzną do towarzystwa dobrze sytuowanej pani, bo tani nie jestem. Z perspektywy czasu muszę przyznać, że jest to jedyny zawód, w którym wreszcie się odnalazłem.