– Zawsze mi powtarzała: „Mańka, dość już artystów, musisz spotkać inżyniera”. Bo ja zakochiwałam się gwałtownie, a potem płakałam, czekałam, tęskniłam. Moje życie było jedną wielką szarpaniną. Aż spotkałam Andrzeja. Gdy się poznaliśmy, jeździłam zdezelowanym mercedesem. Były lata 80. Trudno o cokolwiek. A ja szukałam tłoka do samochodu. Andrzej ofiarował mi kwiaty, a w bukiecie był… tłok. Tym zdobył moje serce – żartuje gwiazda. – Andrzej to uroczy, odpowiedzialny człowiek. Wniósł w moje życie spokój. Mogę na nim polegać. Te cechy uważam za najważniejsze u kochanego mężczyzny.