JA MAM 20 LAT, TY MASZ 20 LAT...

Drażniły mnie zapachy, które wcześniej uwielbiałam. Odrzucało od kawy i papierosów. Byłam zmęczona. W Berlinie, z którego w lipcu wróciłam, praktycznie cały czas spałam. Nękały mnie wahania nastrojów – w pięć minut przechodziłam ze stanu euforii w skrajną depresję i płacz. A to, że nie miesiączkowałam, było całkiem normalne, biorąc pod uwagę moje problemy hormonalne – opowiada 20-letnia Marta. Zadziałał tak silny mechanizm wyparcia, że mimo tych wszystkich objawów, przez pierwszy trymestr ciąży nie zrobiła testu. W końcu zmusiły ją trzy starsze siostry. – To one najpierw zobaczyły wynik. Ja nie musiałam na niego spoglądać, wystarczył mi wyraz ich twarzy. Po godzinie łez zaczęły zadawać pytania: „Masz ochotę na zielone ogórki? Jeżeli tak, to będzie chłopiec!”. Słowo „aborcja” nie pojawiło się, nawet nie przeszło mi przez głowę – wspomina Marta, która z 20-letnim Mikołajem (ojcem dziecka) porozmawiała dopiero kilka dni później. Wpadli, bo kochali się bez zabezpieczenia.

– Zareagowałem bardzo spokojnie. Czułem, że to dziecko jest owocem naszej miłości, czymś pięknym. Moja mama zdawała maturę z bratem w brzuchu. Wiedziałem więc, że choć przeżyje szok, powinna nam pomóc – uśmiecha się Mikołaj. Dobrze przeczuwał. Matka, po godzinie krzyku, zaczęła racjonalnie planować ich przyszłość. Starsi i bardziej konserwatywni rodzice Marty, zareagowali mniej entuzjastycznie. Aby załagodzić sytuację, na miesiąc zamieszkała u jednej z sióstr. – Jestem najmłodsza i ciąża uświadomiła mojej mamie i tacie, że przestałam być już małą dziewczynką – mówi. – Obawiali się, że to na nich spocznie obowiązek opieki nad dzieckiem. Ich ostra reakcja bardzo mnie zmobilizowała. Do czego? Do przygotowania planu, który dotyczył moich studiów, wspólnego zamieszkania z Mikołajem, wizyt lekarskich etc. Z dnia na dzień poczułam się silniejsza, bardziej dojrzała – podsumowuje Marta. Jej ojciec, dopiero kiedy pierwszy raz zobaczył wnuczkę, przestał odczuwać wątpliwości.

Kilka miesięcy przed porodem Mikołaj i Marta zamieszkali w kawalerce w centrum Warszawy, co jeszcze bardziej ich do siebie zbliżyło. – Podchodzę emocjonalnie do życia. Mikołaj jest samodzielny i od początku instynktownie czułam, że mogę na nim polegać. Muszę przyznać, że aż do samego rozwiązania nie umiałam zaakceptować zmian, które nas w życiu czekały. I panicznie bałam się porodu – wyznaje Marta. Nie nosiła ubrań ciążowych, tylko maskowała i ukrywała swój brzuch. Nie przed światem – przed sobą. Strach ustąpił miejsca szczęściu i miłości, kiedy 13 miesięcy temu na świecie pojawiła się Aurelka. Kilka miesięcy po narodzinach córeczki pobrali się. Małą zajmują się sami, między zajęciami na uczelni. Pomagają im dziadkowie.

Choć Marta nie wyjedzie na upragnione stypendium, choć od ponad roku oboje śpią po 3-4 godziny dziennie i choć od momentu pojawienia się Aurelki stracili większość, zajętych imprezami i zabawą, znajomych, to nie żałują decyzji o urodzeniu małej. Marta: – Teraz wiem, że dziecko nie jest ograniczeniem, tylko moim dopełnieniem. Pragniemy z Mikołajem powiększyć rodzinę, ale najpierw chcemy się całkowicie usamodzielnić. Zdajemy sobie sprawę, że gdyby nie wsparcie naszych rodzin, sytuacja mogłaby wyglądać dramatycznie. Młodym ludziom, którzy idą ze sobą do łóżka, wydaje się, że rodzicielstwo ich nie dotyczy. Jestem wielką zwolenniczką wczesnego macierzyństwa, ale wiem, że dopiero zaplanowaną ciążą będę się naprawdę cieszyć i ją celebrować.

KSIĘŻNICZKA

Zastanawiałaś się kiedyś, ile razy kochałaś się bez zabezpieczenia i udało ci się nie „wpaść”? – Chwile romantycznego uniesienia zdarzały nam się notorycznie. Choć następnego ranka po tym, jak poczęliśmy Amelkę, poczułam, że coś się we mnie zmieniło, dopiero trzy tygodnie później zdecydowałam się na zrobienie testu. Zobaczyłam wynik i, dosłownie, spadłam z toalety. Następnego dnia z Łukaszem (ojcem małej) poszliśmy do ginekologa. „Jesteś w ciąży, to trzeci-czwarty tydzień” – usłyszała 25-letnia dziś Tamara. Pierwsza myśl? Przed oczami stanęły jej wszystkie używki, jakie przyjął jej organizm w zeszłym miesiącu. „Czy dziecko urodzi się zdrowe?” – denerwowała się. – Miałam niespełna 21 lat. Dopiero co zakończyłam karierę sportową. Od dziecka trenowałam taniec towarzyski, kilkakrotnie zdobyłam tytuł mistrzyni Polski. Taniec był całym moim życiem. Ale czułam, że moja kariera dobiega końca. Byłam zwykłą studentką, która miała zwykłe życie i zwyczajnego faceta. Ciąża sprawiła, że znów poczułam się wyjątkowa – wyznaje Tamara. Jednak w pierwszym odruchu pomyślała o aborcji. Na tę myśl, że mogłaby usunąć dziecko, pozwalała sobie tylko, gdy zostawała sama. Gdy ktoś z zewnątrz sugerował takie rozwiązanie, buntowała się.

Zobacz także:

Informacją o ciąży podzieliła się z mamą, Łukaszem i swoim najbliższym przyjacielem. – Nie chciałam, aby więcej osób dowiedziało się o tym, bo gdybym zdecydowała się usunąć, zostałabym osądzona. A Łukasz? Wyjechał z Warszawy i mnie pozostawił z decyzją: rodzić czy nie. Początkowo byłam na niego wściekła, dziś uważam, że wyświadczył mi przysługę. Decyzja była tylko moja. Euforia i radość z faktu, że będę mamą pojawiła się już w trakcie USG. Gdy zobaczyłam na ekranie „fasolkę”, szczęście pokonało wszelkie wątpliwości – zapewnia Tamara. Musiała się też zmierzyć z przemianą w jej ciele. Ze względu na balet i taniec towarzyski miała obsesję na punkcie swojej figury. Przez pierwsze miesiące ważyła się codziennie. I na początku... schudła 5 kg. W trakcie drugiego trymestru, waga zaczęła rosnąć. – Pod koniec czwartego miesiąca dostałam od Łukasza bieliznę w prezencie. Pierwszy raz sprezentował mi bawełniane, zabudowane majtki i sportowy stanik, a nie sexy koronkowe wdzianko. „Już cię nie podniecam?!” – krzyczałam i płakałam. Jeszcze dwa lata temu te bokserki Calvina Kleina leżały w szufladzie opatrzone metką – wspomina. Amelka urodziła się cztery lata temu.

W pierwszych miesiącach po porodzie Tamara zapomniała o bawełnianych majtkach, nadwadze, o Łukaszu. Cały jej świat kręcił się wokół dziecka. Dwa miesiące po urodzeniu małej rozstała się z jej tatą. – Przestaliśmy się dogadywać i odszedł. Mój świat runął. Miałam depresję. Tylko dzięki Amelce, wsparciu rodziców i uczelni przetrwałam tamten okres. Nic nie jadłam, automatycznie opiekowałam się małą, chodziłam na zajęcia. Wmówiłam sobie, że z małym dzieckiem nie jestem już atrakcyjna i nigdy nie znajdę faceta. Ale ani przez moment nie żałowałam, że urodziłam Amelię – opowiada Tamara. Pół roku po rozstaniu z Łukaszem w jej życiu pojawił się Tomek. Pokochał ją i córkę. Mieszkają ze sobą od ponad trzech lat.

W tym czasie Tamara odkryła swoje powołanie – uczy dzieciaki (w tej chwili około 90) baletu. Pytam ją, co by było, gdyby na świat nie przyszła jej „lokowana księżniczka”? – Nie wstawałabym o 7 rano z uśmiechem na twarzy. Nie robiłabym dziesięciu rzeczy w tym samym momencie, z każdej czerpiąc maksymalną radość. Nie byłabym osadzona w chwili obecnej. Nie angażowałabym się we wszystko na sto procent. Żyłabym bez pasji. Gdybym mogła cofnąć czas, nie usunęłabym ciąży!

MAMA I TATA W JEDNYM

Czy nieplanowana ciąża jest wystarczającym powodem do zawarcia małżeństwa? – Urodziłam Olka w wieku 20 lat. Małżeństwo było konsekwencją ciąży, a rozwód stał się następstwem porodu – opowiada 39-letnia Ania. – Pobraliśmy się jeszcze przed przyjściem małego na świat, a kiedy miał dwa tygodnie, coś we mnie pękło. Zrozumiałam, że nie kocham jego taty. Rozstaliśmy się. I tak 19 lat temu zostałam samotną matką, z nieskończonym liceum, bez pracy. W tym trudnym okresie bardzo pomogli jej rodzice. Około 7 miesięcy po porodzie Ania postanowiła kontynuować naukę. Zapisała się do liceum wieczorowego. A kiedy Olek miał dwa lata, poszła na studia (zaoczna pedagogika w Łowiczu) i do pracy (była księgową, potem organizowała warsztaty dla osób niepełnosprawnych, zajmowała się arteterapią).

W jej życiu zapanował nieludzki pośpiech. – Rano pobudka, szybkie śniadanie, bieg z Olkiem do przedszkola, a na 8 do pracy. O 16 odbierałam synka, potem do domu na obiad. Zabawa z małym, nauka, a co drugi tydzień wyjazdy do Łowicza. Na dodatek przyjęłam dewizę Matki Polki: może zapracuję się na śmierć, ale umrę z honorem i dusiłam wszystko w sobie – wyznaje Anka. Organizm się buntował, dopadały ją choroby na tle psychosomatycznym: bolesne ataki rwy kulszowej, przewlekłe anginy i potworne migreny. Fizyczne cierpienie często towarzyszyło opiece nad synem. – Olek miał zaledwie roczek, kiedy dopadła mnie choroba i 40 stopni gorączki. Nie byłam w stanie zwlec się z łóżka. Nasłuchiwałam, by kontrolować, gdzie w danym momencie się wdrapuje. „Zejdź ze stołu!” – krzyczałam, kiedy wspinał się na mebel. A ten mały spryciarz potrafił wygrzebać gwoździk, przypełznąć z nim do łóżka, kiedy spałam i podjąć próbę wbicia go budzikiem w moją głowę. Do czwartego roku życia budził się co dwie godziny i miał kilkugodzinne napady płaczu – wspomina Ania.

Przez jej mieszkanie w centrum miasta przewijało się mnóstwo znajomych. Kolega wpadał o 4 nad ranem i proponował wspólny wyjazd do Zakopanego. Anka, która i tak nie spała o tej porze, podejmowała wyzwanie od razu. – Byłam wyluzowaną laską, ale w stosunku do Olka zachowywałam się konsekwentnie. Stałam się matką i ojcem w jednym, trochę takim kobietonem, babochłopem. Rozmawiałam z nim szczerze o wszystkim. Mając 11 lat dowiedział się, do czego służy prezerwatywa.

Kiedy w życiu Ani na kilka lat pojawił się mężczyzna, Olek pierwszy o nim usłyszał. Dzięki szczerości, udało im się zbudować partnerskie relacje. Syn Anki od ponad roku mieszka sam. Dostaje od niej, ojca i dziadków pulę pieniędzy, z której opłaca wszystkie rachunki i kupuje jedzenie. Ona po latach może zacząć realizować siebie. – Olek zawsze był na pierwszym miejscu. Gdy miałam 20 lat uziemił mnie i ustalił hierarchię wartości. Choć bywało ciężko, nigdy nie żałowałam, że go urodziłam. Jeszcze kilka lat temu pragnęłam powiększyć rodzinę. Nie wyszło i ten etap mam już za sobą. Dziś czas na MNIE! Mogę wszystko. Prowadzę warsztaty arteterapii, tańczę, medytuję, chcę jechać do Peru – wylicza Anka. Na koniec odpowiada na moje pierwsze pytanie: czy gdyby mogła cofnąć czas, zdecydowałaby się na aborcję? – Nie!!! Zabezpieczyłabym się i urodziłabym kilka lat później – wyjaśnia, odbierając telefon od syna.