Tamten dzień był naprawdę ciężki. Zresztą, tak jak wszystkie przez ostatnie trzy lata. Zerknęłam na zegarek: dochodziła osiemnasta. Mirka, moja pracownica, już dawno poszła do domu, a ja nadal wypełniałam formularze, sprawdzałam rozliczenia, analizowałam faktury. Jedyne, o czym w tej chwili marzyłam, to kubek gorącej herbaty z cytryną, ciepły koc i wygodne łóżko. Niestety, czekała mnie jeszcze przynajmniej godzina ślęczenia za biurkiem. 

Kiedy pięć lat temu otwierałam biuro rachunkowe, nawet nie marzyłam o tym, że będę miała tylu klientów. Jednak z czasem świecące pustkami regały zaczęły zapełniać się segregatorami. Ostatnio doszło do tego, że musiałam odmawiać chętnym. Gdybym przyjmowała wszystkie zlecenia, musiałabym tu ślęczeć po nocach. Ale z drugiej strony, cóż innego ma do roboty mieszkająca z matką czterdziestoletnia panna?

Przecierałam zapuchnięte oczy i ziewałam. Trudno było mi się skoncentrować, ale musiałam wszystko na następny dzień skończyć. Terminowość to podstawa. Nie mogłam sobie pozwolić na nadszarpnięcie renomy. 

Pięć minut przed dziewiętnastą spakowałam wypełnione papiery do segregatora i z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku zaczęłam szykować się do wyjścia. Wtedy zobaczyłam tę kobietę. Stała w progu i świdrowała mnie spojrzeniem niezwykłych, jasnozielonych oczu. Na ramiona nieznajomej spływały fale kruczoczarnych loków. Rysy twarzy świadczyły o egzotycznym pochodzeniu. Powiedziałabym, że Hinduska, Arabka albo Cyganka, gdyby nie te zielone oczy. 

Co ciekawe, nie słyszałam, żeby pukała, a i dźwięk otwierania skrzypiących drzwi jakoś mi umknął. Zrzuciłam to na karb zmęczenia. Siedziałam tu wszak równe dwanaście godzin. 

Poczułam lekkie ukłucie strachu

– Już nieczynne – rzuciłam oschle. 

Nie wiem, kim była ta kobieta ani czego chciała, ale nie zdziwiłabym się, gdyby za ścianą czaiło się dwóch drabów, mniej lub bardziej egzotycznych, tylko czekających, żeby wynieść co cenniejszy sprzęt elektroniczny.

Zobacz także:

Może uległam stereotypowemu myśleniu, ale byłam sama, było ciemno, a ona była obca.

– Mój mąż już tutaj jedzie – skłamałam na wszelki wypadek. – Więc proszę przyjść jutro. Spieszy mi się. 

Liczyłam na to, że wzmianka o mającym zjawić się tu lada moment małżonku zniechęci ewentualnych intruzów. Usta kobiety wygięły się w lekkim uśmiechu.

Czyżby wyczuła, że blefuję? 

– No to w czym mogę pani pomóc? – spytałam, w duchu przeklinając i ją, i siebie. Trzeba było wyjść wcześniej, zanim tu przylazła. Może pora zatrudnić kolejnego pracownika? Tym razem faceta. 

Dyskretnie sięgnęłam do kieszeni i wymacałam telefon. Nie wiem, czy zdążyłabym zadzwonić na policję, ale już sama możliwość wezwania pomocy podniosła mnie na duchu. 

– Wydaje mi się, że to ja mogłabym pani pomóc – odparła nieznajoma. 

Zaskoczyła mnie tym stwierdzeniem. Ciekawe, kurczę, w czym? Sprawi, że w magiczny sposób wszystkie papiery same się wypełnią? Albo że wygram w totolotka i kupię sobie prywatną wyspę na Pacyfiku? 

– Wątpię – mruknęłam. 

– A jednak – odparła spokojnie. – Jeśli tylko mi pani na to pozwoli. 

Naprawdę zaczynała mnie drażnić. Byłam zmęczona, głodna i śpiąca. Chciałam się jej jak najszybciej pozbyć, ale w taki sposób, by nie zrobiło się groźnie czy niemiło. Uznałam, że po prostu wysłucham, co ma do powiedzenia. Dla świętego spokoju i czystego sumienia.

Gestem dłoni wskazałam jej krzesło. Zamknęła za sobą drzwi i usiadła. Obdarzyłam ją wymuszonym uśmiechem i zapytałam: 

– Co zatem panią sprowadza? 

– Tak się składa, że przechodziłam niedaleko i wyczułam, że potrzebuje pani wróżby. 

Parsknęłam śmiechem. 

– Przepraszam, ale nie wierzę w takie rzeczy. Jeśli chce mnie pani naciągnąć… 

– Zapewniam, że nie chodzi o pieniądze. Raczej to ja spłacam dług. Wreszcie… – uśmiechnęła się, jakby długo czekała na taką okazję. – Czuję, że tego pani trzeba. A bez przeczucia nie będzie dobrej wróżby. Proszę mi zaufać. I nie bać się. 

Miałam mętlik w głowie. Kobieta bez wątpienia była dziwna. Może wariatka? Może jakaś nawiedzona? Gdy człowiek słyszy, żeby się nie denerwował, od razu zaczyna być czujny i podejrzliwy. Ale ja, może wskutek zmęczenia, byłam głównie ciekawa. Zamiast wywalić tę „wróżkę” za drzwi, dałam się uwieść dreszczykowi emocji, ekscytującemu poczuciu obcowania z tajemnicą. To było lepsze niż kawa. Nie bardzo wierzyłam, że można zajrzeć za kurtynę przesłaniającą przyszłość, ale… 

– Wystarczy, że pozwoli mi pani spojrzeć na swoją dłoń – kusiła mnie nieznajoma. 

Uległam. A co tam! Wyciągnęłam ku Cygance-nie-Cygance otwartą dłoń

Miała tylko spojrzeć, a przez dłuższą chwilę wodziła palcami po liniach wewnątrz mojej dłoni. Dostałam od tego ciarek na całym ciele. 

– Samotna – podsumowała mnie. – Od dłuższego czasu. Dawno temu łączyło cię z kimś silne uczucie, ale wystraszyłaś się i przepadło. On tęsknił i żałował, że tak się stało, ale w końcu ułożył sobie życie po swojemu. To już zamknięty rozdział. Nie myśl o tym więcej, nie obwiniaj się. Co było, nie wróci. Oboje jesteście już innymi ludźmi, na innym etapie. Przed tobą otwiera się teraz całkiem nowy rozdział. Czeka cię duża inwestycja. Nadchodzą zmiany. Nie przegap ich, a poznasz kogoś i będziesz miała syna. W twoim otoczeniu są dwie życzliwe ci osoby, na które zawsze możesz liczyć. Młodsze od ciebie, widzę litery „J” i „S”. Niedawno straciłaś też kogoś bliskiego. Nie martw się. On wiedział. 

Wcześniej się nie bałam, ale teraz, słuchając słów tej zielonookiej wiedźmy, poczułam lęk. Za dużo się zgadzało. Jakby uczestniczyła w moim życiu! Ktoś mógł jej o mnie opowiedzieć, ale po co? I o niektórych rzeczach wiedziałam tylko ja. Faktycznie, miałam kiedyś chłopaka, z którym zerwałam po ponad czterech latach związku ze strachu przed… sama nie wiem czym. 

Dzięki jej słowom byłam wyczulona na sygnały…

Chyba zwyczajnie nie byłam pewna, czy to ten jedyny. A potem gorzko żałowałam. Co do życzliwych mi osób, na Jadwidze i Stefanie, córce i zięciu mojej starszej siostry, naprawdę mogłam polegać w każdej sytuacji. A w zeszłym roku umarł mój ojciec. Nie mieliśmy ostatnio dobrej relacji, nie zdążyliśmy się pogodzić przed jego śmiercią, nie wydusiłam z siebie, że go kocham. Ciążyło mi to. Co do inwestycji, to szykowałyśmy się z mamą do generalnego remontu naszego domu. Stefan miał pogadać w tej sprawie z kolegą, który prowadzi firmę budowlaną.

Wróżba na przyszłość zapowiadała, że spotkam kogoś, z kim będę miała syna. Ponieważ przypadkowy seks nie wchodził w grę, byłam mocno sceptyczna co do tej przepowiedni. Niby gdzie poznam potencjalnego ojca mojego dziecka, skoro całymi dniami przesiadywałam tutaj? Większość moich klientów miała już rodziny. Ci, którzy nie mieli, byli albo za młodzi, albo za starzy.

Gdy ja się zastanawiałam, kobieta zamknęła moją dłoń i powiedziała:

– Przekaż dalej. Będziesz wiedziała komu, tak jak ja wiedziałam.

Po czym wstała i wyszła. 

Siedziałam zdumiona jej słowami i całą sytuacją. Gdy wreszcie podbiegłam do okna, nigdzie jej nie było. Ulica świeciła pustką. Dziwne… 

Wróciłam do domu po dwudziestej. Zdenerwowana mama robiła mi wyrzuty, że nie odbierałam telefonu. Nawet nie słyszałam, żeby dzwoniła. Spojrzałam na komórkę. Pięć nieodebranych połączeń. A nie była wyciszona! Robiło się coraz dziwniej… 

– Dzwonił Stefek – powiedziała mama, gdy już przebrane w piżamy piłyśmy herbatkę na sen. – Ten jego kolega ma przyjechać i obejrzeć dom. 

– Świetnie – skwitowałam. 

Nie zapomniałam o rozmowie z tajemniczą nieznajomą. Może dlatego, kiedy rozpoczął się remont, uważniej obserwowałam pracowników. Był wśród nich Michał, brygadzista, czterdziestodwuletni stary kawaler, którego mogłabym przeoczyć. Nie dlatego, że był zwyczajnym facetem, a ja szukałam księcia z bajki, ale dlatego że moje poczucie własnej wartości – jeśli chodzi o moją zdolność wywierania na mężczyznach wrażenia – było mocno poniżej średniej. Ale dzięki wróżbie byłam wyczulona na sygnały. A on mi je dawał. Zostawał po godzinach, choć nie musiał. Nie odmawiał herbaty ani drobnego posiłku, w zamian za pomoc, która z remontem niewiele miała wspólnego. Bo przecież nie musiał naprawiać mi samochodu ani przekopywać ogródka. Wreszcie zebrałam się na odwagę i zapytałam wprost:

– Jesteś dla mnie miły, bo w ogóle jesteś miły i pomocny, czy może chcesz się ze mną umówić?

Zmieszał, się a potem parsknął śmiechem. Dziś jesteśmy małżeństwem i mamy synka. Ja zaś wsłuchuję się w siebie i w swoje przeczucia, by kiedyś komuś przekazać dobrą wróżbę.