GWYNETH PALTROW

Firma Apple (jabłko) powinna podpisać kontrakt reklamowy z córką aktorki i muzyka Chrisa Martina. No bo, kto lepiej promowałby produkty Apple niż sama... Apple. Dziewczynka ma już prawie siedem lat, więc media i fani zdążyli się trochę przyzwyczaić do jej imienia. „Pierwsze dwa lata były jednak ciężkie pod tym względem” – wspominała Gwyneth. „Każde spotkanie z dziennikarzami zaczynało się od tego samego. »Dlaczego nazwałaś swoje dziecko Apple?«. Starałam się zmieniać temat, żartować, ale oni nie dawali za wygraną”. Więc co skłoniło rodziców, żeby dać tak córce na imię? „To proste. Uwielbiam jabłka. Są zdrowe, słodkie i chrupiące. Kojarzą mi się ze słońcem, szczęściem” – zdradziła sekret. Braciszek Jabłuszka, który przyszedł na świat w 2006 roku, nazywa się Moses (Mojżesz). Gwyneth od razu jednak wytłumaczyła, że nie chodziło o religijne nawiązania. Trzy lata wcześniej Chris napisał dla niej piosenkę o tym, jak zmieniła jego życie. „Moses” znalazł się nawet na płycie Coldplay „Live 2003”. „Mój ojciec nosił to hebrajskie imię. Ma dla mnie specjalne znaczenie. To Chris zaproponował, żebyśmy tak nazwali syna” – mówiła.

DAVID BECKHAM

To były radosne wieści. Nie tylko dla rodziny Victorii i Davida Beckhamów. „Od dawna było wiadomo, że marzą o dziewczynce. Kiedy wyniki badań potwierdziły płeć dziecka, ucieszyli się również ich fani” – pisał „Telegraph”. Równocześnie media zaczęły spekulować, jak gwiazdy dadzą córce na imię. Internauci szybko podchwycili temat. Na forach prześcigali się w domysłach. Pojawiały się nawet takie niedorzeczne propozycje jak: Kalifornia, od stanu, w którym mieszkają Beckhamowie, czy Napa – nazwa doliny, gdzie mają winnicę. A o tym, że małżeństwo może brać je pod uwagę, świadczą imiona ich synów. Brooklyn (12), Romeo (8,5) i Cruz (6) to żywe przykłady na to, że rodzice mają fantazję. „W momencie, gdy lekarz potwierdził płeć, od razu wiedzieliśmy, jak damy dziecku na imię” – tłumaczyła Victoria w 1999 roku. „Brooklyn. Właśnie tam, w Nowym Jorku, dowiedzieliśmy się, że jestem w ciąży”.

Trzy lata później, kiedy na świat przyszedł Romeo, głos zabrał agent gwiazd. „Nie doszukujcie się związku z twórczością Szekspira” – przekonywał dziennikarzy. „Nawet nie wiem, czy David i Victoria przerabiali ten dramat w szkole. Imię Romeo po prostu im się podobało”. Podobnie było w przypadku imienia Cruz, (po hiszpańsku krzyż). W tym przypadku pojawił się jednak problem. Według lingwistów to piękne, staromodne imię, ale dla... dziewczynki. „Nie rozumiem, dlaczego dali je synowi” – komentowała w wywiadzie dla BBC Lola Oria, nauczycielka hiszpańskiego na uniwersytecie w Oxfordzie. „Długo zastanawialiśmy się z Victorią nad imieniem dla najmłodszego syna. W końcu przeprowadziliśmy test. Wykrzyczałem po kolei wszystkie propozycje. »Cruz, chodź na dół« brzmiało nam najlepiej” – piłkarz bronił rodzinnej koncepcji.

NICOLAS CAGE I ALICE KIM

Nie wszyscy wiedzieli, skąd pochodzi egzotyczne imię syna Nicolasa Cage’a. Tylko wielbiciele komiksów bez trudu rozszyfrowali tajemnicę Kal-Ela. Tak nazywał się... Superman, zanim jako dziecko trafił na Ziemię. „W dzieciństwie uwielbiałem jego przygody. Wydaje mi się, że już jako 12-latek zdecydowałem, że mój syn będzie nosił imię tego bohatera” – zdradzał Cage. A fani aktora żartowali, że na szczęście dla chłopca ojcu nie przyszło do głowy nazwać go po prostu Supermanem. „Mógłby mieć później kłopoty w szkole” – komentowali. Wszyscy jednak podkreślali, że Nicolas jest „swojakiem”.

Zobacz także:

Na początku kariery aktorskiej bratanek Francisa Forda Coppoli, żeby nie być posądzonym o wykorzystywanie rodzinnych koneksji, zmienił nazwisko na Cage. Był to hołd dla innej fikcyjnej postaci, Luke’a Cage’a. Power Man to jeden z pierwszych czarnoskórych bohaterów komiksów. „Był symbolem. Ktoś podjął ryzyko, przecież w tamtych czasach społeczeństwo wciąż miało problem z tolerancją. Mimo to Power Man odniósł sukces. Nie tylko wśród czarnoskórej młodzieży” – tłumaczył aktor. Dziś, jak łatwo się domyślić, ulubionym zajęciem 5,5-letniego Kal-Ela jest czytanie z tatą obrazkowych historii. Na szczęście Nicolas ma olbrzymią kolekcję komiksów. „Niektóre to prawdziwe unikaty. Cieszę się, że syn podziela moją pasję, bo to on odziedziczy tę kolekcję” – mówił. „Na razie jeszcze nie rozumie klasyków takich jak Power Man czy Superman. Poza tym są trochę zbyt brutalne dla dziecka w jego wieku”. Pytany, kogo woli Kal-El, Supermana czy Power Mana, Cage przyznał, że tego pierwszego. „W końcu noszą to samo imię” – żartował.

BOB GELDOF

 

Rodzice nie mieli dziwnych imion. Bob to skrót od Roberta, a nieżyjąca już żona muzyka Paula Yates to po prostu Paulina. Swoim dzieciom dali jednak „popalić”. Pierwsza przekonała się o tym Fifi Trixiebelle (kombinacja francusko-hawajska), która przyszła na świat w 1983 roku. Rodzicie nie oszczędzili także jej sióstr. Peaches Honeyblossom, urodzona sześć lat później, wielokrotnie musiała powtarzać swoje imiona. „Zawsze dodawałam, że wiem, jak to idiotycznie brzmi, ale właśnie tak się nazywam” – pisała na Twitterze. Peaches to potoczne określenie amfetaminy, a Honeyblossom można przetłumaczyć, jako „kochane kwiatki”. Dziwne? To co ma powiedzieć najmłodsza córka Geldofa i Yates Little Pixie? Z jej imieniem związana jest anegdota. Bob był pod wrażeniem żartu rysunkowego w magazynie „Celeb”, w którym kreskówka Pixie wyśmiewała to... jak nazwał starsze córki.

ALICE I SHERYL COOPER

Czy mroczny rockman o żeńskim imieniu może być wiarygodny? Alice (Alicja) udowodnił, że tak. Od zawsze lubił szokować. Nie tylko na scenie. Kiedy w 1981 roku na świat przyszła pierwsza córka muzyka (w sumie z żoną Sheryl mają troje dzieci), nazwali ją Calico. W zależności od tłumaczenia słowo to znaczy „pełna kolorów” lub „perkal”, czyli bawełniane, sztywne i szorstkie płótno z jaskrawymi nadrukami. Wciąż nie wiadomo, kto z rodziny wpadł na taki pomysł. Wielbiciele muzyka spekulują, że musiała maczać w tym palce jego żona. „Nie podejrzewam, że Alice zna się na rodzajach tkanin. Szczególnie na tych kolorowych. Przecież uznaje tylko podstawowe barwy – biel, czerń i czerwień” – pisał jeden z internautów. Calico wręcz przeciwnie. Nawet w scenicznym show ojca, w którym występuje jako tancerka, stara się przemycać „niedozwolone” kolory. „Ojciec nie zwraca już na to uwagi. Poddał się. W końcu zrozumiał, że to po części jego wina, że lubię żywe barwy. Moje imię mnie ukształtowało” – żartowała. Ta reguła nie sprawdziła się w przypadku brata Calico Dashiella. Alice nazwał syna na cześć wielkiego pisarza Dashiella Hammetta, autora m.in. kryminału „Sokół maltański”. 26-latek poszedł jednak w ślady ojca. I zamiast pisarzem został muzykiem. Ale w przeciwieństwie do Alice nie lubi szokować zachowaniem. Na swojej stronie przekonuje, że nie pije, nie pali i jest praktykującym chrześcijaninem. Śpiewa w zespole „Runaway Phoenix”. Najmłodsza z całej trójki to Sonora Rose. Pierwsze imię to nazwa węża żyjącego na pustynnych terenach Arizony, drugie oznacza różę.

DAVID BOWIE

Kiedy przedstawiał się w towarzystwie, ludzie myśleli, że żartuje. Zresztą można to sobie wyobrazić. „Nazywam się... Zowie Bowie”. Śmieszne? Dla syna znanego piosenkarza nie był to powód do radości. Mimo że w akcie urodzenia miał wpisane Duncan, nikt nie używał tego imienia. „Dla wszystkich byłem po prostu Zowiem. Frustrowałem się coraz bardziej”. Doszło do tego, że w wieku 12 lat kazał mówić na siebie Joey. „Z czasem skróciłem to do zwykłego Joe. Chyba miałem dość dziwactw” – wspominał. David nie sprzeciwił się woli syna, ale też niespecjalnie rozumiał powody, którymi się kierował. „Imię? Nie jest istotne. Mam takie motto: Jeżeli zaczynasz zastanawiać się nad tym, jak się nazywasz, to znaczy, że żyjesz za długo”. Ważne jest to, kim się jest, a nie, jak wołają za tobą ludzie na ulicy” – mówił wtedy Bowie. Z czasem jednak przyzwyczaił się do nowej sytuacji. Kiedy w 1992 roku syn był jego drużbą na ślubie z modelką Iman, sam przedstawił go jako Joego. Na krótko. Już trzy lata później, kiedy Zowie-Joe skończył studia, dyplom magistra filozofii odebrał jako Duncan Jones (to prawdziwe nazwisko Davida Bowie'ego). Od tamtego czasu używa tylko tego imienia. Teraz 39-letni syn muzyka jest dobrze rokującym reżyserem. Jego film „Moon” otrzymał brytyjską nagrodę BAFTA za najlepszy debiut. I chyba już zapomniał o kłopotach, jakie miał przez swoje drugie imię...

SHANNYN SOSSAMON 

To było jedno z tych tłumaczeń, które nie sprawia, że media rozumieją intencję rozmówcy. „Kiedy urodził się nasz syn, nie chcieliśmy mu dawać tradycyjnego imienia. Szukaliśmy słowa pasującego do niego” – mówiła aktorka. „Razem z mężem Dallasem (Claytonem – przyp. red.) przewertowaliśmy słownik w poszukiwaniu odpowiedniego wyrazu. W końcu trafiliśmy”. Wybór padł na audio, czyli dźwięk, i science – naukę. Shannyn próbowała też przekonywać, że to wcale nie są dziwne imiona dla chłopca. „Najczęściej wołamy na niego Sci, zdrabniając Science. Ludzie myślą, że nasz syn ma na imię Simon, więc nie zadają pytań” – żartowała. A najzabawniejsze jest to, że ośmiolatek interesuje się... muzyką i naukami ścisłymi.

JAMIE I JOOLS OLIVER

 

Po tym, jak Jamie ogłosił dobrą nowinę na Twitterze, dostał tysiące odpowiedzi od fanów. Większość z nich gratulowało telewizyjnemu kucharzowi, ale pojawiło się też kilka pytań, skąd wziął pomysł na imię dla nowo narodzonego syna. Buddy Bear Maurice przyszedł na świat 15 września 2010 roku, a już kilka tygodni później jego ojciec zdradził wielką tajemnicę. „To wszystko sprawka mojej żony. Jools wymyśla imiona dla naszych dzieci” – mówił w programie Sharon Osbourne. Trzeba przyznać, że jest bardzo kreatywna. Wspomniany wcześniej Buddy Bear – „przyjacielski miś”, ma jeszcze trzy siostry. Najstarsza jest dziewięcioletnia Poppy Honey Rosie, czyli jak podaje księga imion „kwiatowy miód”. Rok młodsza Daisy Boo Pamela to w zależności od tłumaczenia „stokrotka kochanie” lub „stokrotka gwiazda” (w Irlandii imię Boo znaczy gwiazda). „Dziewczynki niedawno zaczęły szkołę i ich koleżanki były trochę zdziwione, gdy się przedstawiały. Nie skarżyły się jednak, żeby ktoś im dokuczał z powodu tego, jak się nazywają” – mówił. W 2009 roku Jools urodziła kolejną córkę. I znowu rodzice zaskoczyli wszystkich, kiedy zdradzili, jak będzie mieć na imię. Petal Blossom Rainbow, „tęczowe płatki kwiatów” to chyba najoryginalniejszy z pomysłów żony Jamie'ego. „Na szczęście następny urodził się chłopak. Wyczerpaliśmy już wszystkie koncepcje dla dziewczynek” – żartował gwiazdor programów kulinarnych.

ERYKAH BADU

Mistycy ją uwielbiają. Piosenkarka w swojej twórczości często odwoływała się do symboli czy zjawisk nadprzyrodzonych. Erykah przeszła jednak samą siebie, kiedy w 1997 roku urodziła syna (ojcem jest Andre 3000 z zespołu Outkast). „Nazwałam go Seven (Siedem). Ta liczba nosi w sobie nieskończoną moc” – tłumaczyła coraz bardziej zdumionym dziennikarzom. I rzeczywiście. Siódemka w wielu religiach świata oznacza dopełnienie i doskonałość. To wręcz atrybut Bogów. Ciekawe jest także drugie imię chłopca, dziś utalentowanego muzycznie 14-latka. Syrius (Syriusz) to najjaśniejsza gwiazda nocnego nieba. W wierzeniach starożytnych Egipcjan symbolizował Izydę, boginię rodziny i magii. Siedem Syriusz ma jeszcze dwie siostry. O równie ciekawych imionach. Starsza, której ojcem jest raper The D.O.C., nazywa się Puma i urodziła się w 2004 roku. „Dzikie koty zawsze robią to, na co mają ochotę. A puma jest najdoskonalszym z nich. I najpiękniejszym” – opowiadała. Najmłodsza z trójki, dwulatka, ma na imię Mars (ojciec Jay Electronica). Ciekawostką jest to, że córki Erykah urodziła w domu. Podczas ostatniego porodu pomagali jej Siedem Syriusz i Puma.