Anna Ibisz, magazyn Gala: Na początku Waszej miłości Zbyszek miał obawy, że Wam się nie uda. Mówił: „My tego nie posklejamy”. Właśnie mija pięć lat, odkąd jesteście razem. Ostatnio na Facebooku napisałaś Zbyszkowi podziękowania za pięć najpiękniejszych lat Twojego życia. A jednak się udało.

Monika Zamachowska: Udać się może każdemu związkowi patchworkowemu. Pod warunkiem, że wlicza się koszty i obydwie osoby są tego świadome. Koszty naszego związku są gigantyczne.

Jakie?
Liczne – spotęgowane obecnością sześciorga dzieci, byłych partnerów, naszych rodzin oraz naszymi charakterami. Dla nas obojga to już trzecie małżeństwo. Mamy świadomość, że w każdej chwili można powiedzieć: „Dziękuję, wychodzę z tego”. Wiemy już, że tak się da. I czasem ta pokusa jest realna. Pojawia się zawsze wtedy, gdy życie codzienne wydaje się zbyt trudne. Być może, gdy ludzie myślą, że są na siebie skazani, pewne rzeczy są w stanie przemilczeć, ugryźć się w język. My
oboje jesteśmy pewni siebie, ale też potrafimy dołożyć sobie do pieca w trudnych sytuacjach. W naszym związku bardzo często iskrzy. To jest dynamiczna relacja. 

Masz na myśli to, że się kłócicie?
Tak, kłócimy się. O co na przykład? O wszystko. Jesteśmy upartymi, nie najmłodszymi już ludźmi, którzy lubią postawić na swoim i udowodnić, że mają rację. 

Kto pierwszy wyciąga rękę na zgodę?
Czasami ja, czasami Zbyszek. Jesteśmy cholerykami, od razu krzyczymy, rzucamy talerzami, rozstajemy się. Mojemu mężowi udało się nawet kiedyś w złości wyrzucić coś przez balkon z trzeciego piętra. Walczymy ze sobą o wszystko. Mnie szybciej robi się gorąco, może dlatego, że mam nadciśnienie, pierwsza się wydzieram, trzaskam drzwiami, ale za to szybko mi przechodzi. Kiedy w Zbyszku zaczyna się gotować, to dużo dłużej z niego schodzi. Czasem boję się, że jeśli pierwsza nie poproszę o zgodę, on mógłby sobie zrobić krzywdę. Mimo to kilka razy byliśmy tak
pokłóceni, że musiałam odwołać wspólne wyjścia.

Macie już za sobą po dwa małżeństwa. W przeciwieństwie do poprzednich związków dla tej miłości, jak przyznałaś, byłaś gotowa poświęcić wszystko.Dlaczego?

Aniu, ja poświęciłam wszystko! Wchodziłam w ten związek jako właścicielka dużego domu z ogrodem, mając męża obcokrajowca i dwoje dzieci oraz dobrą pozycję zawodową. Zaryzykowałam wszystko dla tej miłości. Straciłam dom, samochód, pracę, a moje dzieci straciły ojca. Takie są
właśnie koszty tego związku. Ale dla mnie jest on najważniejszą rzeczą w życiu. Codziennie
zastanawiam się, czy nadal ten związek jest dla mnie największą wartością. Dopóki odpowiedź brzmi: „Tak”, nic nie jest w stanie mnie powstrzymać.

Czy ten związek jest dla Ciebie tak ważny, ponieważ Zbyszek jest wyjątkowy i pasujecie do siebie? Czy nauczona doświadczeniami z poprzednich małżeństw po prostu tym razem bardziej się starasz?

Zobacz także:

I jedno, i drugie. Ja się kocham w Zbyszku od 20 lat. 

Co na to Twoi byli mężowie?

 Zbyszek był dla mnie kompletnie nieosiągalny. Byłam zafascynowana nim od pierwszego spotkania. I nie był to tylko zachwyt platoniczny. Kiedy na Przeglądzie Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu słuchałam, jak śpiewał: „Bo we mnie jest seks”, nie myślałam wcale o czesaniu
mu włosów... Miałam myśli! Poznaliśmy się w 1989 roku, poszliśmy na spacer do
parku, a ja nie mogłam uwierzyć wtedy we własne szczęście. Wiedziałam, że ten
facet jest na zupełnie innym etapie życia niż ja. Był znanym aktorem, a ja – dziewczynką
z Wrocławia. Później dochodziły mnie słuchy, że się ożenił, że urodziło mu się dziecko. Wtedy pomyślałam sobie: klamka zapadła. Trudno, z Zamachowskim nigdy nie będę. Kiedy los nas zetknął ponownie w 2011 roku w ramach programu „SOS dla świata”, miałam poczucie,
jakbyśmy od lat byli dobrymi przyjaciółmi. Jednak przez myśl mi nie przeszło, że coś się z tego może zrodzić. Potem się okazało, że w naszych związkach nie układa się dobrze. Zakochaliśmy
się w sobie, ale wciąż nie mieliśmy wiary, że nasza miłość ma przyszłość. Paradoksalnie
pomógł nam rozwód Zbyszka. Prawda jest taka, że w przeciwnym razie nie wiadomo, jak potoczyłoby się nasze wspólne życie.

Czego brakowało w poprzednich związkach, że nie chciałaś o nie zawalczyć? Przecież ojciec Twoich dzieci jest przyzwoitym człowiekiem, zawsze bardzo pozytywnie się o nim wypowiadałaś.
Nie było warto stanąć na głowie, by ratować rodzinę? Dlaczego odpuściłaś?

Odpowiedź jest prosta: nie byliśmy z Jamiem wystarczająco w sobie zakochani. Szanowaliśmy się i byliśmy zgodni, ale wiedzieliśmy, że z powodu różnic między nami wspólne życie w jednym kraju
będzie, w bliższej lub dalszej przyszłości, niemożliwe. Teraz staram się tak prowadzić mój związek, żeby nie popełniać błędów z przeszłości. Bo, przepraszam za banał, każda relacja jest ciężką pracą. Po pięciu latach wspólnego życia ze Zbyszkiem nadal nie potrafię uwierzyć w swoje szczęście. Jestem dumna, że mogę być jego żoną. Czuję się zaszczycona, że nazywam się Zamachowska. W wielu sprawach Zbyszek jest dla mnie ideałem faceta. 

Podziwiasz go jako artystę i jako człowieka.

Tak.

Żyjemy w czasach, kiedy kobiety narzekają na mężczyzn, a Ty znalazłaś ideał. Co takiego ma w sobie Zbyszek?

Jest artystą totalnym. Do tego stopnia, że czasami nawet traci kontakt z rzeczywistością. W pewnych sferach życia jego deficyty są tak wielkie, że aż mnie wzruszają. Nie potrafi być sam. Nienawidzi
komputerów. Nie umie czytać instrukcji. Nie umie dbać o siebie.

Nie irytuje Cię to?

Nie, dla mnie to jest sytuacja idealna. Ja ogarniam całe nasze życie codzienne – jestem wykwalifikowaną księgową, mam stały kontakt z agentką Zbyszka i wszystkimi teatrami, w których gra. Pamiętam o jego rodzicach, wizytach lekarskich, jestem w zarządzie wspólnoty mieszkaniowej, w której mieszkamy. Widzisz, ja nie mam w sobie genu kreatywności. Jestem
organizatorką i dziennikarką, przekazuję wiedzę, ale nie tworzę wartości dodanej. Pod tym względem świetnie się dobraliśmy. Zbyszek w dwóch zdaniach tak potrafi opisać mi świat, że jestem pełna podziwu dla niego, bo sama nigdy nie umiałabym ująć tego w ten sposób. Nie jestem
w stanie się kłócić ze Zbyszkiem na dłuższą metę, bo wiem, że ma właściwie ustalone priorytety i że po chwili rzeczy na pewno nabiorą właściwych proporcji.

A czy ma jakieś wady?

Ma mnóstwo wad. Bardzo lubi jeść, więc ma nadwagę. Przyznaję, że to trochę moja wina, bo gotować lubię i umiem. Poza tym jest leniwy, kocha spać i śnić. Często potem mi te sny opowiada, nawet jeśli są to koszmary. On się rozkręca o północy, kiedy ja już śpię z otwartą buzią. Kiedy
Zbyszek smacznie śpi, ja jako skowronek już działam. Uzupełniamy się. 

Wracając jednak do tematu konfliktów, zapytam raz jeszcze: o co się kłócicie, skoro kochasz Zbyszka nad życie, jest dla Ciebie ideałem faceta i wiesz, że i tak będziesz musiała pierwsza
wyciągnąć rękę na zgodę?

Kłócimy się o życie w patchworku, o dzieci. O moje dzieci, jego dzieci, o podejście do nich, o funkcjonowanie Zbyszka w naszym domu.

 

Jakim jest ojczymem?
Powiedziałabym, że zmęczonym, bo ma już za sobą etap wychowywania dorastających dzieci, a ten nastoletni wiek bywa przecież koszmarny. Trzaskanie drzwiami i permanentny foch są na porządku
dziennym. Jestem pewna, że ten okres nastoletniego buntu moje dzieci przechodzą ciężko, również dlatego, że są rozpieszczone. To moja wina. Sama miałam szare dzieciństwo w PRL-u, więc im chciałam nieba przychylić. Mama była dla mnie wspaniała, dała mi ogromne poczucie własnej
wartości, ale mieszkaliśmy z bratem, babcią i psem w bloku na 59 metrach kwadratowych we Wrocławiu. I było to wtedy luksusowe mieszkanie! W moim pokoju słuchałam z magnetofonu Kasprzak „Listy przebojów Programu 3” Marka Niedźwieckiego i marzyłam o tym, kim zostanę, jak dorosnę, oraz jaki dom stworzę dla moich dzieci. Kiedy więc już się te dzieci urodziły, nie było dla nich żadnych limitów. Efekt jest taki, że bywają roszczeniowe. Przy okazji spełniania marzeń
moich pociech częściowo amputowałam im własne ambicje. Bo jak się jest dzieckiem pani Richardson i brytyjskiego pilota albo dzieckiem Zbigniewa Zamachowskiego, to czy naprawdę trzeba się jeszcze o coś w życiu starać? Ma się jakieś problemy? Można by myśleć tak: nie trzeba niczego
samemu próbować, bo mama weźmie do telewizji, tata – do teatru, poznają cię z najbardziej znanymi ludźmi w tym kraju, którzy jeszcze zaproszą na mecz albo za granicę pojedziemy za darmo. Więc kiedy jako nowa rodzina spadliśmy z wysokiego konia, dzieci były trochę zaskoczone. „Rozwód rozwodem, ale gdzie jest nasze dotychczasowe życie?”, pytały. Jestem im jednak wdzięczna, że choć przeżyły mnóstwo przeprowadzek, nigdy nie powiedziały: „Żałujemy, że nie mieszkamy
już w naszym pięknym domu”. Przez dwa lata żyliśmy w wynajętym mieszkaniu w Konstancinie, teraz – w mieszkaniu Zbyszka na Żoliborzu. Ale słowa pretensji, że im się życie pogorszyło, nigdy z ich
ust nie padły. Jednak konsekwencją wszystkich tych zmian jest też to, że moje dzieci zaczęły żyć trochę bardziej w oderwaniu ode mnie, a już na pewno w oderwaniu od Zbyszka. Powiedziałabym,
że okazują mu niechętny szacunek. I to tyle. Zbyszek ma zresztą podobne problemy z czworgiem własnych dzieci. Dlatego moim zadaniem jest zapobieganie potencjalnym konfliktom. Mówiąc krótko: zajmuję się tym, żeby Zbyszek i moje dzieci nie wchodzili sobie w drogę. I tak się dzieje. Kiedy gdzieś wyjeżdżamy, rezerwujemy dwa pokoje. Dzieci mają ochotę iść z nami na spacer – fajnie, nie mają – ogarniają się same. Pełna dyplomacja.

A jaką Ty jesteś macochą?

Byłabym wspaniałą, ale nie mam okazji tego dowieść. Dzieci Zbyszka unikają mnie jak ognia, choć czasem to bardzo trudne. Widzę niepokój na ich twarzach, gdy musimy się przywitać. Kiedy spędzamy ze sobą trochę czasu, z tej czy innej przyczyny, lody pękają i na końcu zawsze głośno się
śmiejemy. Ale takich okazji jest nie wiele. Niechęć do kontaktów ze mną jest tak wyraźna, że nie pozostawia żadnych wątpliwości. Porozumienia i sympatii więc na razie nie będzie. Kiedy na początku zachowywałam się w sposób otwarty, zostało to przyjęte jako zaprzyjaźnianie się na siłę. Nie chcę niczego robić w ten sposób, bo za bardzo te dzieci lubię i za bardzo im współczuję z powodu tej męczącej dla nich konieczności nielubienia mnie.

Ich niechęć do Ciebie sprawia Ci przykrość?

Tak, bo ja mam taki charakter, że chciałabym się z każdym dogadać. Oczywiście moja mama powiedziałaby, że próbuję dogadywać się z ludźmi na moich zasadach. Ważne, że nie lubię chodzić spać pokłócona albo obrażona. 

Wracając jeszcze do Twojej relacji ze Zbyszkiem, w jednym z wywiadów powiedziałaś, że był on w swoim poprzednim małżeństwie traktowany jak niepotrzebny mebel przestawiany z kąta w kąt. Jaką pozycję Zbyszek ma w Waszym domu?

Długo się zastanawiałam wtedy, czy w ogóle to opublikować… Może moja odpowiedź nie spełni Twoich oczekiwań, ale powiem tak: astrologicznie mamy ze Zbyszkiem bardzo dobry horoskop. Numerologicznie mam też znacznie lepszą energię jako pani Zamachowska niż jako pani Richardson. Jednak należy zdać sobie sprawę z tego, że jako Zamachowska jestem dużo
mniej ważna, dużo mniej na świeczniku, dużo mniej błyszczę. Mam być osobą pomocną,
która opiekuje się, inspiruje, ale gra drugie, a nawet trzecie skrzypce. Pojawiło się, a jakże, w mojej głowie pytanie, czy ja, przyzwyczajona do blichtru i sławy, wychowywana w przeświadczeniu,
że jestem śliczna i mądra, dam radę zejść na ten drugi plan. Dzisiaj już wiem, że tak. Jestem absolutnie podporządkowana Zbyszkowi. On jest królem. Czasem walczę i krzyczę, piąstkami wymachuję, ale to nie ma żadnego znaczenia. W domu nie mogę rządzić, być ważną panią redaktor.
Muszę pamiętać o tym, że mój syn jest taki, jaki jest, mój mąż jest taki, jaki jest, moje życie tak właśnie wygląda. To wymaga ogromnej mądrości. Przyznaję, że czasami mi jej nie starcza. To wszystko jednak jakoś działa, bo ja się naprawdę bardzo staram! Staram się nie zarządzać, a gdy mnie ponosi, grzecznie wycofuję się do swojego szeregu.

A jak dzieci zniosły rozwód? Bo niezależnie od tego, że Jamie nie spełniał Twoich oczekiwań, a być może Ty jego oczekiwań również, ojcem był chyba dobrym? Czy z punktu widzenia dzieci to rozstanie było dla nich zrozumiałe, skoro nie kłóciliście się i nie było piekła na co dzień?

Zosia i Tomek nie mieli do mnie żalu i na pewno dużo lepiej to znieśli niż dzieci Zbyszka. Być może również dlatego, że moje dzieci były przyzwyczajone do częstych nieobecności taty w domu. Kiedy
przeprowadziliśmy się z Jamiem do Polski w 2006 roku, obliczyłam, że z 365 dni spędził z nami tylko 100, a potem, w ostatnim roku przed rozwodem, może 50. Ta nieobecność taty była więc dla nich
normalna. Jamie nie lubił Polski, nie lubił prowadzić tu samochodu, nie czuł się tu dobrze. Ja natomiast nie umiałam mieszkać w Anglii, chociaż próbowałam przez pięć lat. Potem Jamie próbował mieszkać w Polsce przez pięć lat. Nie daliśmy rady. Żadne z nas nie chciało się dla
drugiego poświęcić. Widocznie ta miłość nie była aż tak wielka. Nigdy nie powiem złego słowa o Jamiem – jest wspaniałym mężczyzną i życzę mu wszystkiego najlepszego. Właśnie niedawno się zaręczył ze swoją partnerką, stewardesą w Virgin Atlantic, i wierzę, że ona będzie kochała go tak, jak on na to zasługuje. Mój syn Tomek też się w niej podkochuje, bo jest naprawdę śliczna. Kiedy rozmawiają razem przez Skype’a, Tomkowi aż się twarz rozjaśnia, gdy ona pojawia się na ekranie. Kiedy przyjeżdżają do Polski, mieszkają w hoteliku obok naszego domu, bo w naszym mieszkaniu na pewno byśmy się niezmieścili. Panowie się lubią, Zbyszek bardzo
szanuje Jamiego za to, że udało mu się to, co jemu niestety nie – zachować wzajemną
sympatię i przyjaźń z byłą żoną. Na związek Jamiego z Sophie patrzę z rozrzewnieniem,
bo ona jest od niego młodsza o 20 lat, pracują w tej samej branży. Sophie umie docenić to, kim Jamie jest i jak cieżko było mu zdobyć tę pozycję. Ja tego nie umiałam. Nie potrafiłam zachwycić
się ojcem moich dzieci, tak jak dzisiaj zachwycam się Zbyszkiem. Na razie próbujemy z Sophie namówić Jamiego na kolejne dzieci, bo jakoś się przed tym broni. 

 

A Ty chciałabyś mieć dziecko ze Zbyszkiem?

Jesteśmy na to za starzy. Ja mam 44 lata, Zbyszek – 55. Niechby urodził nam się dzidziuś w 45. roku mojego życia… Kiedy skończyłby 18 lat, ja miałabym 63, a Zbyszek 74 lata. Sorry. Poza tym zwyczajnie nas na to nie stać. Psychicznie i finansowo. 

Mówiłaś, że pieniądze dają wolność. Jak w tym kontekście radzisz sobie dzisiaj?

Dom wynajmuję, ale drżę za każdym razem, kiedy wynajem się kończy, bo kolejne raty kredytu we frankach trzeba spłacać. Zbyszek ma gigantyczne alimenty, a moja praca – wiadomo – dzisiaj jest, jutro jej nie ma. Wciąż jest w Polsce sporo porzuconych kobiet, którym pewnie nigdy nie będę umiała wytłumaczyć, że wzięłam za męża samotnego, szukającego miłości mężczyznę. Dlatego na moim zawodowym wizerunku już zawsze będzie skaza, to jeden z kosztów mojego związku. Mama była przeciwna zmianie przeze mnie nazwiska. Twierdziła, że kobiety mi tego nigdy nie wybaczą.

Żałujesz, że to zrobiłaś?

Na pewno nie żałuję tego, że wzięłam ślub, bo on nam bardzo wyprostował relacje w rodzinie. Ale zmiana nazwiska? Nie wiem. Być może drugi raz już bym tego nie zrobiła.

Jak zareagował Zbyszek, kiedy się dowiedział,że w Dwójce jest znowu rewolucja?

Zbyszek ma taką teorię, że na telewizję śniadaniową jestem za inteligentna i za kompetentna i że to nie ma nic wspólnego z kwestią naszego związku. Ja się z nim nie do końca zgadzam. Uważam, że właśnie w śniadaniówce potrzeba osoby inteligentnej i doświadczonej, kogoś, kto z niejednego
pieca chleb jadł i na pewno nie będzie pierwszy/-a, żeby rzucić kamieniem w człowieka z problemami. Zresztą kocham "Pytanie na śniadanie", prowadzę je od samego początku – wtedy
moim współprowadzącym był Tomek Raczek [2002 rok – przyp. red.] i uważam, że jeszcze nie powiedziałam w tej sprawie ostatniego słowa. Wszyscy dyrektorzy Dwójki po kolei mówią mi, że merytorycznie nie mają do mnie żadnych zastrzeżeń, ale... Kto wie, co będzie jutro? No cóż, Zbyszek
niedawno dostał informację, że nie będzie robił Teatru Telewizji z Jurkiem Stuhrem, bo projekt z nie całkiem jasnych powodów został odrzucony. I podchodzi do tego ze stoickim spokojem. Zbyszek
jest optymistą, a ja jestem realną optymistką. 

Twoje dzieci nie są zazdrosne o Twoje uczucie do Zbyszka? Że jest dla Ciebie najważniejszy?

Nie, zupełnie nie. Pamiętaj, że one teraz dorastają. Nie potrzebują mnie już w takim wymiarze jak kiedyś. Był czas, że córka chciała ze mną spać, kiedy Zbyszek wyjeżdżał, ale od roku nie ma już takiej potrzeby.

Jak sobie radzisz z wychowywaniem nastolatków? Zosia ma 12 lat, a Tomek 15 i zespół Aspergera, o czym otwarcie opowiedziałaś w swojej książce.

Każde dziecko z tą chorobą jest inne. Chcę, żeby rodzice trudnych dzieci uświadomili sobie, że diagnoza jest momentem, w którym powinni sobie wszystko wybaczyć: to, że ich dziecko nie jest
takie, jakie sobie wymarzyli. Tylko tyle i aż tyle. Dla mnie diagnoza Tomka była ważna, bo przestałam się obwiniać za poród kleszczowy, granie na komputerze czy niewłaściwe odżywianie w ciąży.
W szkole, do której Tomek chodzi, trafiłam na wspaniałych nauczycieli. Tomek jest od roku w państwowym gimnazjum z oddziałami integracyjnymi. W sumie wybraliśmy mieszkanie na Żoliborzu po to, żeby miał do tej szkoły blisko. Skończył pierwszą klasę gimnazjum ze średnią 3. W przyszłym roku biorę się za Zosię, która też będzie musiała mieć korepetycje, jeśli zamierza zdawać  międzynarodową maturę.

Jakim są rodzeństwem? Kochają się bardzo?

Nienawidzą się szczerze. Biją się, trzaskają sobie drzwiami przed nosem. Konkurują ze sobą. Są dla siebie wrogami numer jeden. No i nie mogą bez siebie żyć. Czyli wszystko normalnie.

A jaką Ty jesteś matką?

Totalną, myślę o swoich dzieciach 24 godziny na dobę i jestem z nimi non stop w kontakcie. Kiedyś wydawało mi się, że jestem matką wymagającą, ale na naszej okładkowej sesji zdjęciowej dzieci zapytane o to, jaka jestem, niezależnie od siebie odpowiedziały: „Mama na wszystko nam pozwala”.
Zbyszek uważa, że jestem matką kwoką, nadopiekuńczą niedźwiedzicą, która najchętniej przykryłaby dzieci własnym ciałem, żeby świat nie zrobił im krzywdy. Poza tym moje dzieci są genialne, wybitne, piękne i wszystko robią dobrze. Jak widzisz, jestem mało obiektywna. I gołymi rękami zabiłabym tego, kto chciałby je zranić.

 Powiedziałaś, że odkąd jesteś ze Zbyszkiem, ludzie są Ci mniej przychylni. Czy teraz, kiedy rzeczywiście pokazaliście światu, że Wasza miłość nie była przelotna, masz poczucie, że ludzie
Ci wybaczyli, zmienili swój stosunek do Ciebie?

To nie jest tak, że od kilku lat żyjemy ze Zbyszkiem na fali hejtu. Zwyczajnie byśmy tego nie wytrzymali. Nigdy nikt w twarz nie powiedział nam czegoś przykrego, wręcz przeciwnie. Bardzo często spotykaliśmy ludzi, którzy mówili: „Jak ja bym chciał mieć pana odwagę, panie Zbyszku” albo: „Szkoda, że nie umiałam postąpić tak jak pani”. Nasłuchałam się mnóstwa opowieści o związkach. I w sumie teraz myślę, że jako kobieta, która wiele już przeszła, chciałabym się w telewizji zająć np. coachingiem w relacjach damsko-męskich. Psychologiem nie jestem, ale chętnie pogadałabym z ludźmi, którzy są na granicy rozstania, o tym, kiedy jest ten moment, gdy kuli śnieżniej nie da się już zatrzymać. 

Czy trudny czas w związku był też okresem próby dla Waszych przyjaźni?

Mam tych samych przyjaciół, których miałam przed rozwodem. Wszyscy bardzo mi współczuli. Zbyszek ma trudniejszą sytuację, bo jego znajomi musieli się podzielić, a ludzie nie zawsze chcą być stronami w konflikcie. Nikomu nie wolno narzucać swoich negatywnych emocji, to jest okropne.
To prosta droga do tego, żeby zostać samemu. Mamy ze Zbyszkiem wspólne grono znajomych, ale pamiętaj, że on nie jest człowiekiem szczególnie towarzyskim. Zrobienie imprezy na więcej niż sześć osób jest dla niego dużym wyzwaniem. I pewnie większą część przyjęcia najchętniej przesiedziałby na balkonie...

A jaka Ty jesteś w związku?
Mam trudną osobowość, we wszystko się wtrącam. Czuję się odpowiedzialna za sferę kontaktów Zbyszka z jego dziećmi. Przypominam mu, żeby pojechał na zakończeniemmroku, spotkał się z synem, kiedymten będzie wracał z egzaminów etc. Mojammama uważa, że to tylko potęguje
niechęć tych dzieci do mnie, bo wiedzą, że ja te kontakty kontroluję. Ale wydaje mi się, że na razie nie ma innego wyjścia. Zbyszek uwielbia wyjeżdżać ze swoimi dziećmi na wakacje, ale po prostu nie umie tego zorganizować – jak już mówiłam, jest raczej życiowo nieporadny. I jestem trochę
rozdarta, bo z jednej strony guzik mnie to obchodzi, a z drugiej – nie chcę, żeby był nieszczęśliwy i jego dzieci też. Robię więc pewne ruchy, a potem udaję, że oni sami to wszystko wymyślili. Taka
tam wprawka w byciu dyplomatką... Zwykle się udaje. Żyjemy już tak pięć lat, więc można powiedzieć, że wszyscy wiemy, jak to nasze życie działa.

Czy Zbyszek docenia wszystko to, co dla niego robisz?

Tak. Mówi, że jestem kobietą jego życia, że jestem wspaniała, że nigdy nie spotkał kogoś takiego jak ja. Ale mówi też, że jestem straszną zołzą, że mam podły charakter, że źle go traktuję i że ma ze mną
strasznie ciężko. To moje układanie mu życia jest mu z jednej strony potrzebne, a z drugiej – bardzo go denerwuje. Jest typowym facetem.

Czyli chciałby wierzyć, że on sam sobie to życie układa?

Tak. Nie umiem jeszcze być szyją, czyli prawdziwą kobietą.

Zbyszek jest o Ciebie zazdrosny?

Bardzo. Podobno ta zazdrość pojawiła się u niego w drugim małżeństwie. 

Mówisz, że jesteś nadopiekuńcza. Czy Zbyszek to odczuwa?

Martwię się o niego bardzo, pewnie za bardzo. Aktorstwo to wyjątkowo niewdzięczny zawód, który prosi się o ekstremalne emocje. Aktorom zdarza się odkleić od rzeczywistości, może nawet łatwiej niż dziennikarzom. A ja bardzo boję się uzależnień. Mój świętej pamięci brat uzależniał się w pięć minut od wszelkich substancji, z tabletkami od bólu głowy włącznie, bo uciekał od życia, które go przerastało. Pociesza mnie to, że Zbyszek lubi żyć i żyje w przeświadczeniu, że zostało mu niewiele czasu. Przeżył już wszystkich mężczyzn w swojej rodzinie. Jego tata odszedł, kiedy on miał
18 lat. Tak bardzo to nim wstrząsnęło, że napisał tomik wierszy, naprawdę dobry. To było dla niego lepsze niż dziesięć lat terapii. Mimo to, gdy jeździmy razem na cmentarz i patrzę na grób, w którym leżą razem ojciec, dziadek i synek Zbyszka z pierwszego małżeństwa, widzę, jak głęboko to w nim
siedzi. Zbyszek zagrał w ponad 120 filmach, i to jak zagrał! Zrobił ponad 80 ról teatralnych,
i to przeważnie głównych, jest wybitnym głosem radiowym, autorem kompozycji i tekstów piosenek i jednym z najbardziej lubianych wykładowców w Akademii Teatralnej. Dokonał tak wiele i przeszedł tak wiele, że teraz chce mieć z życia trochę przyjemności, a ja nie mam prawa mu tego zabronić.
Wszystko już ma, a do tego jest z nim kobieta, która go bardzo kocha. Czasami straszę
i szantażuję, że przestanę go kochać, ale to nic nie daje. On i tak wie, że jestem najwierniejszą
żoną na świecie. Nie mogę spojrzeć na żadnego innego mężczyznę.

Czy jest coś, czego boi się tak silna i niezależna kobieta jak Ty?

Religia katolicka, która towarzyszyła mi od dzieciństwa, dała mi dużo odwagi, przez lata niczego się nie bałam. Dopiero po urodzeniu dzieci zaczęłam mieć stany lękowe. Najpierw pojawiały się, kiedy
na przykład jechałam wyciągiem narciarskim i nagle paraliżował mnie strach, że z niego spadnę, albo pływając – że się utopię, chociaż jestem osobą wysportowaną. Potem te stany lękowe przeniosły się na finanse. Jestem spod znaku Byka, który lubi być zabezpieczony. Kiedy po raz
pierwszy wyrzucili mnie z pracy, zaczęłam się bać, że nie utrzymam domu, że zabiorą mi dzieci, że nie będę miała co jeść. Kiedy zaczęłam być ze Zbyszkiem, bywało tak, że nie miałam na spłatę kolejnej raty domu. Bałam się wstać z łóżka, czułam, jakby świat usuwał mi się spod stóp. Muszę
jednak otoczyć opieką najbliższych: dzieci, męża, mamę, tatę, macochę, i ta odpowiedzialność
paradoksalnie daje mi wielką siłę. Gdyby oni wszyscy powiedzieli mi dzisiaj, że nie jestem im potrzebna, byłoby to dla mnie dużo bardziej bolesne niż brak pieniędzy.


Przeżywasz zmiany w Dwójce?

No cóż, czy moje przeżywanie coś by tu pomogło? Raczej nie, więc komunikat ode mnie jest taki, że dobrze trzymająca się 44-latka, władająca językami, ciągle jest na rynku. W tym roku obchodzę
20-lecie pracy w Dwójce. Wielokrotnie musiałam udowadniać, że nie jestem wielbłądem. A może będę gwiazdą u nowego dyrektora? Zresztą mogę robić wiele rzeczy i wydaje mi się, że jeszcze nie czas na emeryturę.

Czego mogę życzyć kobiecie, która niedawno mówiła o sobie w wywiadach, że jest najszczęśliwszą osobą na świecie?

Dobrej, spokojnej pracy. Z resztą sobie poradzę.