„W chwili, gdy poczujesz w sercu miłość i doświadczysz jej głębi, odkryjesz, że dla ciebie świat nie jest już taki sam, jaki był do tej pory” – mówi hinduski filozof Jiddu Krishnamurti. Kiedy na początku czerwca Monika oznajmiła mi, że odchodzi, poczułem, jak tracę grunt pod nogami, i znalazłem się w stanie oszołomienia. Po pewnym czasie wezbrały we mnie uczucia gniewu i żalu. By odciąć się od wszystkiego, wyjechałem ze znajomymi na Hel. Cóż, bez względu na to, dokąd pojedziesz, twoje problemy będą jednak z tobą. Wtedy, na tym etapie, jeszcze tego nie wiedziałem. Nie stroniąc od alkoholu i imprez, starałem się po prostu nie myśleć, utrzymując stan delikatnego rauszu.

Moją kolejną fazą było wmówienie sobie, że jestem twardy i silny. Smutek, żal, gniew – udawałem, że tych wszystkich emocji nie ma. W pewnym momencie zacząłem uciekać w pracę, regularnie medytować i jeszcze więcej czasu poświęcać jodze. Całkowicie zmieniłem towarzystwo. Unikałem wszystkiego, co mogłoby mi przypominać o Monice, a jednocześnie musiałem to pogodzić z opieką nad córeczkami. Obudowałem się murem, który skutecznie odciął mnie od bolesnych emocji. Dopiero stosunkowo niedawno postanowiłem zderzyć się z tym, co czuję. Zrozumiałem, że każda nieuwolniona emocja „wchodzi” w ciało. Stąd przecież bierze się większość chorób! Zarówno psychicznych, jak i fizycznych – nasze ciało i umysł są ze sobą bardzo powiązane. Gdy zaakceptowałem stan, w którym się znalazłem, i pogodziłem się z nim w pewien sposób, nastąpiło oczyszczenie, dzięki czemu na nowo odzyskałem spokój wewnętrzny i wypełniła mnie harmonia.

Ułożenie sobie życia bez Moniki było dla mnie dużym wyzwaniem. Przez 10 lat funkcjonowałem w związku, w którym większość rzeczy robiliśmy razem. Zamiast rzucać się w nową relację (jak miałem w zwyczaju do tej pory), postanowiłem pobyć trochę tylko we własnym towarzystwie. Buduję siebie od nowa. Coraz bardziej utwierdzam się w tym, że gotowanie i uczenie podstaw zdrowej, wegetariańskiej kuchni to moja droga. Zacząłem poznawać nowych ludzi. Wszystkie te osoby łączy wspólny mianownik: żyją w trudnej do osiągnięcia równowadze. Uczą mnie, jak łączyć duchowość z materialnym aspektem życia. Dobrze się bawią, jeżdżą po świecie, robią kariery, ale znajdują czas dla siebie. Ćwiczą jogę, medytują, podróżują do Indii. Mają głowę w chmurach, ale stopy na ziemi. Są dla mnie wielką inspiracją.

Powiem coś, co zabrzmi nierealnie: jestem wdzięczny Monice. Z jakiego powodu? Za rzeczy oczywiste – dwie piękne córeczki i wspólnie spędzone lata. Czuję również wdzięczność za to, że odchodząc, nadała zupełnie nowy bieg mojemu życiu. Pozwoliła mi się rozwinąć. Wierzę, że każdy ma do przejścia takie próby, z których może wyjść silniejszy. Te zmiany, choć często bardzo trudne i bolesne, są siłą napędową naszego rozwoju. Cała „zabawa” polega na tym, żeby we właściwym momencie wyciągnąć właściwą lekcję. Mam nadzieję, że mi się udało. Przezwyciężyłem żal, rozgoryczenie i doceniłem, jak wiele dzięki naszemu rozstaniu dowiedziałem się o sobie. Teraz jestem pogodzony i szczęśliwy sam ze sobą. Rozumiem, że czasem trzeba pozwolić odejść kochanej osobie, że nic nie jest nam dane raz na zawsze. Musimy żyć bardziej uważnie, doceniając każdą chwilę.

Coraz częściej zastanawiam się, czy to, co dzieje się z dwójką ludzi w pierwszej fazie związku, cała ta chemia, czy można to nazwać miłością? Czy raczej intensywną reakcją chemiczną? Ostatnio mocniej niż kiedykolwiek czuję, że miłość jest niczym innym jak energią. Wszystko, co nas otacza, jest miłością. Można kochać cały świat, ale są wybrane osoby, którym wysyłamy więcej tej wibracji. To my jednak podejmujemy decyzję, to jest nasz wybór. Coraz więcej osób postrzega teraz miłość jak biznesową transakcję, jak biznes. „Kocham cię, bo jesteś piękna”, „kocham twoje poczucie humoru” – wyznają. Prawdziwa miłość jest bezwarunkowa. Przypomina to, co czuję do moich córeczek. Im więcej jej dajesz, tym więcej otrzymujesz... Dwójkę ludzi tak mocno ze sobą związanych jak my musiało rozdzielić coś równie mocnego.

Obecnie razem z Moniką pracujemy nad naszą relacją, by była oparta na zrozumieniu i uszanowaniu drugiej osoby. Kiedy patrzę na nasz związek, dziś – z perspektywy czasu – widzę, że byliśmy jak dwa samoloty lecące obok siebie. Pokonaliśmy wspólnie długą trasę, teraz każde z nas poszybowało w swoją stronę. Zapewne przyjdzie taki dzień, kiedy na nowo się zaprzyjaźnimy, lecz zanim to nastąpi, wiele rzeczy musimy jeszcze przepracować.