„Nie ma nic bardziej przestarzałego niż szukanie nowości za wszelką cenę. Doszliśmy do etapu, kiedy skromność okazuje się bardzo szokująca” – mówił Marc Jacobs, tłumacząc zaskakujące decyzje związane z jesienno-zimowymi pokazami. Po pierwsze, casting na ulicach Nowego Jorku, który wyłonił modelki i modeli ze „zwykłych ludzi” (do linii Marc). Po drugie, „prawdziwe” dojrzałe kobiety na wybiegu linii Marc Jacobs – wśród nich kultowa stylistka pracująca z Jacobsem Camille Bidout-Waddington. Po trzecie, całkowity zakaz wstępu dla celebrytów. „Kolejny sezon z niesmakiem patrzyłem na gwiazdy, które spóźniają się nawet godzinę na pokaz, a później robią wielkie wejście, jakby to one były główną atrakcją" – wyjaśniał projektant – a fi rma Marc Jacobs nie popiera aroganckiego zachowania. Podłoga z desek z naturalnego matowego drewna, scenografi a wykonana z beżowego papieru do pakowania paczek, teatralne, punktowe oświetlenie i modelki idące dostojnie do dźwięków „Somewhere over the rainbow” – pokaz Marca Jacobsa był kwintesencją nowej kobiecości. Złośliwi mówili, że to po prostu bezpieczna kolekcja, która ma się dobrze sprzedać. „Owszem, sprzeda się. A to dlatego, że kobiety właśnie takiej mody chcą” – odpowiadał Jacobs, świadomy rewolucji, która rozpoczęła się na pokazach. Skończyła się era porno-fashion i power-fashion. Kobieta promowana przez projektantów dorosła – przestała być chudą, zbuntowaną dziewczyną. Ma biust, pełne biodra i talię. Wkracza na wybiegi w eleganckich dwurzędowych płaszczach, w rozkloszowanych spódnicach i klasycznych szpilkach na niziutkim obcasie. Nawet jeśli nosi krzykliwe desenie, to na sukienkach do kolan, nawet jeśli lubi wstawki z modnej lakierowanej skóry, to na najwyższej klasy kaszmirowych płaszczach.

Śmierć głośnych ikon
Jeszcze w zeszłym roku zarząd domu mody Ungaro na fali mody na celebrytów tworzących linie ubrań i dodatków poprosił Lindsay Lohan o stworzenie kolekcji na wiosnę-lato 2010. Kontrowersyjna gwiazda miała być gwarancją sukcesu – przecież wciąż głośno zarówno o jej ekscesach podczas imprez, jak i o jej krzykliwych stylizacjach. Bandażowe minisukienki, lakierowane legginsy, staniki noszone jako topy – Lohan niemalże przeniosła noszone przez siebie kreacje na wybieg. Kolekcja okazała się totalną klapą. Krytycy nie zostawili na niej suchej nitki, a ubrania błyskawicznie trafiły do outletów. Umowę zerwano, a sezon później aktorki nawet nie zaproszono na widownię. „Pani Lohan psuje wizerunek marki, nikt już nie chce jej widzieć na pokazach” – pisały branżowe pisma. Seks, wulgarność, ostre imprezowanie – mamy to na co dzień w prasie brukowej, więc jesteśmy tym znudzone. Nikogo już nie interesuje Daisy Lowe idąca do klubu w samym body. Wciąż fascynuje nas Lady Gaga, ale raczej jako zjawisko niż inspiracja. Paradoksalnie ikoną mody najbardziej pożądaną przez projektantów stała się Alexa Chung – ubrana zwykle „za grzecznie”, w retro-sukienki (od Luelli), bluzki z kołnierzykiem (Chanel), w sznurowanych botkach (z vintage shopu). Do łask wróciły też Claudia Schiffer i Natalia Vodianova – spełnione matki, które wyglądają zjawiskowo, ale nie krzykliwie.

Nie musimy się buntować
Suzy Menkes, kultowa redaktorka mody, zauważa, że teraz doceniamy piękno tego, co kiedyś miało bardzo negatywne konotacje. „W latach 60. to, co było kobiece, a nie dziewczęce, było zaprzeczeniem wolności i dobrej zabawy” – pisała na łamach New York Times. Kamelowe płaszcze, sznurowane botki pionierki, spódnice midi czy eleganckie spodnie w kant, były symbolem ustatkowania, a więc zgody na szarą rzeczywistość i braku nadziei na lepsze jutro. Dziś kobiety nie muszą się buntować, na siłę udowadniać, że są młodsze czy desperacko zwracać na siebie uwagę. Mają karierę, hobby, szczęśliwe rodziny, ambicje i marzenia. Odkrywają na nowo to, czego bały się ich równolatki 40 lat temu – elegancję i kobiecość. Nie muszą szokować nadmiernym seksapilem ani podkreślać swojej pozycji zdecydowanym power-lookiem. Prawdziwa siła tkwi w delikatności i klasie. Wracają retro-fasony, w których kobiety wyglądają jak Julianne Moore w filmie Forda „Samotny mężczyzna” – kardigany, proste sukienki princeski.

Czego pragną kobiety
Projektanci coraz częściej zastanawiają się nad tym, po co kupujemy ubrania. Phoebe Philo, projektantka marki Celine, stworzyła kolekcję, w której zawarła wszystko, czego sama potrzebuje w codziennym życiu. Są w niej torby dość małe, by trzymać je w ręku, a jednocześnie dość duże, by pomieścić wszystkie niezbędne rzeczy, płaszcze dość wygodne, by odwieźć w nich dziecko do szkoły i jednocześnie dość eleganckie, by wybrać się w nich na biznesowe spotkanie, koronkowe topy idealne do pracy i na romantyczną kolację. Czy w ciągu ostatniego roku skusiłaś się na zdobioną supermodną marynarkę z podniesionymi ramionami, nieludzko wysokie koturny lub kolorowy naszyjnik XXL,  którego nigdy nie założyłas? Alber Elbaz, kreator Lanvin twierdzi, że zeszłe sezony skłaniały nas do kupna rzeczy, które są z nierealnego świata. Dziś leżą na dnie szaf lub stoją na półkach jak wyrzut sumienia. Elbaz proponuje nowe myślenie o trendach. Sam nazywa je modą „fusion” łączącą prawdziwe potrzeby z marzeniami. „Kobietom podobają się intensywne kolory, ale kupują czerń. Chcą butów na niebotycznych koturnach, ale wybierają buty na kaczuszce” – twierdzi. Dlatego na wybiegu Lanvin pojawiły się kolory, ale w bardzo ciemnych, prawie czarnych odcieniach. Zaskoczeniem były również akcesoria – masywne afrykańskie naszyjniki, tradycyjnie są bardzo kolorowe, wyglądały jak zatopione w puszce czarnej farby (tak, by pasowały do wszystkiego). „To trochę moda zrób to sam – tłumaczy Elbaz. – Piękne, ale proste ubrania, które będą modne niezależnie od sezonu, np. jedwabne drapowane sukienki plus widowiskowe i przede wszystkim pasujące do wszystkiego akcesoria, którymi podkręcasz strój w zależności od pory dnia i okazji”.

Wszyscy dorastają
Takie tendencje zauważamy na większości pokazów. U Sonii Rykiel zamiast kolorowych sukienek mini i plastikowych akcesoriów widzimy eleganckie szare kardigany i cieliste sukienki do kolan. Miuccia Prada zamieniła mikroszorty z zeszłego sezonu na rozszerzane sukienki za kolano (również wychudzone szesnastolatki na modelki z lat 90. o pełnych kształtach). Na pokazie Louis Vuitton, po letnich szalonych afrykańskich wzorach, zaskakują nas skromne eleganckie płaszcze i spódnice szyte z koła. Nawet (tego nikt by się nie spodziewał!) dziewczyna Gucci dorosła. Chociaż nadal słucha indie-rocka (są rzeczy, z których Frida Gianni nigdy nie zrezygnuje), nie maluje oczu czarnym cieniem, nie tapiruje włosów i nie nosi skórzanych obcisłych spodni. Zamiast na festiwal Glastonbury wybiera się raczej do pracy i na zakupy. Ubrana w spodnie w kant i płaszcz z tonikowej wełny.

Co dalej?
Pojawia się pytanie: czy aby moda nie przeszła z jednej skrajności w drugą? I czy nie znudzi się nam look skromnej damy. Menkes zauważa, że „każda rewolucja musi zacząć się gwałtownie i widowiskowo.” I chociaż nie trwa wiecznie, zawsze prowadzi do zmian. Być może za sezon długości spódnic nieco się skrócą, a na wybiegach pojawi się wiecej koloru. W końcu trendy są po to, by się nimi bawić. Jednak to wreszcie moda jest dla kobiet, a nie kobiety dla mody i wygląda na to, że tak zostanie. Marc Jacobs powiedział, że projektując, myśli teraz o „miłości i nadziei” – trudno o bardziej budujące przesłanie.