Wśród egzaminujących kwiat aktorstwa: Łomnicki, Łapicki, Hanin. „Jaki utwór pani przedstawi? Tylko błagam, chcielibyśmy to słyszeć” – westchnęła wymownie pani profesor. Zaczerpnęłam głęboko powietrza i wyskandowałam: „Będzie to Cyprian Norwid, Fortepian Chopina”. „Ojej! Znowu Norwid! Tu już sześćdziesiąty Norwid podczas egzaminów” – usłyszałam jęk komisji. No to koniec, już po mnie, pomyślałam. Pozwolono mi wyrecytować dwie zwrotki. „Przechodzi pani do następnego etapu. Ale proszę przygotować jakiś mocny utwór ”– usłyszałam pół-przytomna z emocji. Wiersz „Bagnet na broń” wydał mi się właściwy. Następnego dnia stanęłam przed komisją i pełna wiary w sukces wykrzyczałam: „Kiedy przyjdą podpalić dom!!!”. Byłam tam rozentuzjazmowana, że zapomniałam, co dalej. „Ten, w którym...” – usłyszałam podpowiedź chóralnym, życzliwym szeptem. „Ten, w którym...” – podjęłam z wigorem, ale myśl znowu uciekła. „Mieszkasz!” – pospieszyli z pomocą wybitni artyści. „Polskę!” – wykrzyknęliśmy już razem. Usłyszałam śmiech. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że opowiadamy o sobie przede wszystkim... między wierszami.