„Izabela Potocka ma 17 lat, kiedy spotykam ją po raz pierwszy w Paryżu, w połowie lat 50. Urodzona w Polsce, dorastała w Portugalii i Hiszpanii, studiowała w Anglii, rodzinę założyła we Francji, tu rozwinęła międzynarodową firmę; jest, tak jak ja, obywatelką świata. Historia Izabeli, którą bliscy nazywają Izią, ma w sobie coś z powieści”, napisał o swojej żonie w książce „Od Marii Walewskiej do Sisleya. Piękno bez granic” hrabia Hubert d’Ornano, syn hrabiego Guillaume’a d’Ornano i Elżbiety z Michalskich, praprawnuk marszałka Francji Filipa Antoniego d’Ornano i Marii Walewskiej. Isabelle wyjechała z Polski jako małe dziecko, ale w ojczystym języku mówi płynnie. W Paryżu jest uważana za nieformalną ambasadorkę naszego kraju. Wspiera artystów i naukowców, funduje stypendia dla zdolnej młodzieży, pomaga szpitalom. Z hrabiną d’Ornano miałam przyjemność rozmawiać przy okazji premiery Soir d’Orient, nowego zapachu luksusowej marki kosmetycznej Sisley, którą stworzyła wraz z mężem w 1976 roku. „Nasz legendarny zapach Eau du Soir kojarzy mi się z ogrodem, a Soir d’Orient to przejście z ogrodu do pałacu. Ten zapach jest jak wieczorowa suknia dla Eau du Soir”, mówi Isabelle d’Ornano. 

Spotykamy się w kawiarni hotelu Bristol, naprzeciwko Pałacu Potockich, miejsca Pani urodzenia. W dzieciństwie wyjechała pani do Hiszpanii, gdzie pani ojciec, hrabia Józef Potocki, został ministrem rządu polskiego na emigracji. Czy ma Pani wspomnienia związane z Warszawą? 

Nie, pałac pamiętam tylko ze zdjęć rodzinnych. Kiedy wybuchła wojna, miałam dwa lata. Wtedy wyjechaliśmy całą rodziną do Hiszpanii. Moje starsze siostry, jedna miała w 1939 roku osiem lat, druga – cztery, pamiętały Warszawę. Do Polski po raz pierwszy wróciłam w latach 60. na pogrzeb dziadka, Janusza Radziwiłła. Nocowaliśmy w Hotelu Europejskim wraz z moim wujem Stanisławem Radziwiłłem. 

Miała pani kontakt z rodziną z Polski?

Tak, i wiedziałam, że moi krewni przeżywali trudne chwile. Po wojnie mojego dziadka Janusza wysiedlono z Nieborowa do Rosji. Tam zmarła babcia Anna. Od najmłodszych lat przyjaźniłam się z moją kuzynką, Krystyną Radziwiłł. Przyjeżdżała do nas do Hiszpanii, potem do Francji. Krystyna jest malarką. Organizowałam jej wystawy w Paryżu, za każdym razem sprzedawała wszystkie dzieła! Mimo trudnych doświadczeń jest pełna życia, a jej malarstwo kwitnie kolorami. 

Pani rodzina też jest rozsiana po świecie?

Moja córka, Christine, mieszka w Wielkiej Brytanii, Elisabeth z mężem w Hiszpanii, ja w Paryżu. Ale jesteśmy ze sobą bardzo blisko związani. Poza tym prowadzimy wspólnie firmę. 

Zobacz także:

Gdzie jest Pani miejsce na ziemi?

W Paryżu mam dom, pracę, fundację. Ale równie dobrze czuję się w Anglii i w Hiszpanii, mogłabym mieszkać też w Warszawie. Nigdzie nie czuję się obco. 

Ale uważa się Pani za Polkę?

Tak, choć trudno jednoznacznie powiedzieć, co to znaczy. W Hiszpanii wszyscy sądzili, że moi rodzice, Józef i Krystyna, są typowymi Polakami. Bawiło nas to. Tłumaczyliśmy wtedy, że Polska jest bardzo europejska. 

Co według Pani wyróżnia Polaków?

Charyzma. Polacy przez wieki żyli w zniewoleniu. A jak nie ma wolności, to się więcej myśli. 

Jacy byli Pani rodzice?

Piękni, wyraziści, pełni fantazji. Moją matką byli oczarowani najbardziej wpływowi mężczyźni tego świata, łącznie z prezydentem Kennedym, u którego bywała w Stanach Zjednoczonych, i prezydentem Francji Valérym Giscardem d’Estaing, który pokazał jej Pałac Elizejski. Uwielbiała bywać. Codzienne życie ją nudziło. Domem zajmowała się niechętnie. Mój tata był bardziej praktyczny.

 

Wychowali Panią na kobietę samodzielną?

Utrzymywałam się sama od 17. roku życia! Kiedy opowiadam moim wnukom, że chcąc wspierać domowy budżet, płaciłam rodzicom za pokój w domu, nie wierzą mi. Może dlatego wybierając kolejne miejsca pracy, dbałam o to, żeby dobrze zarabiać.

Po studiach na Oksfordzie na pewno nie miała Pani problemu ze znalezieniem pracy...

Oksford to była wspaniała uczelnia, czułam się jak w filmie. Za moich czasów, w latach 50., nie było tam jeszcze wiele kobiet, raptem dwa żeńskie college. 

Wierzy Pani w kobiecą siłę?

Młode feministki wciąż opowiadają o walce z mężczyznami. Nie tędy droga. Oczywiście kobiety są równie ważne jak mężczyźni, ale mają inne talenty i zalety. Denerwuje mnie to, jak ktoś mówi, że kobiety mają być takie jak mężczyźni. Przecież to byłoby szalenie nudne! I bardzo destrukcyjne dla mężczyzn. Jeśli kobiety chcą wiązać się z mężczyznami, powinny o nich dbać. Kobiety są odporne, to mężczyźni są delikatni. Dla nich utrata kraju, emigracja, śmierć rodziców to tragedia. Tam gdzie kobieta walczy, mężczyzna się poddaje. Przed przyjazdem do Polski oglądałam w telewizji program o francuskiej minister ekologii Ségolène Royal. Jej kobiecość zniewala polityków i z lewicy, i z prawicy. 

Czy zakochała się Pani w mężu od pierwszego wejrzenia?

Gdy zobaczyłam Huberta, na pewno nie pomyślałam, że będzie mężczyzną na całe życie. Był skoncentrowanym na sobie kolorowym ptakiem. Gdy moja matka zapytała mnie, czy coś do niego czuję, odpowiedziałam: Wiem, że na jego przyjaźń zawsze będę mogła liczyć. Od tego się zaczęło.

To był chyba dobry wybór?

W młodości miałam piękne przyjaciółki, które strasznie przebierały w mężczyznach. Tłumaczyłam im, że nie ma ideałów. Jeden mężczyzna jest bogaty, ale nie ma poczucia humoru, drugi jest naukowcem, ale nie ma domu w Gstaad. Gdy moje dzieci pytały mnie, czym się kierować przy wyborze małżonka, radziłam, żeby zastanowiły się, czy to jest osoba, dla której chcą się poświęcić. W szczęście trzeba zainwestować. Ja miałam naprawdę dobre życie. Podziwiałam mojego męża, który zawsze doceniał ludzi. Pod koniec jego życia, bardziej niż kiedykolwiek, łączyły nas polskie korzenie.

 

Czy wspólna praca nie powodowała konfliktów w związku? 

Wręcz przeciwnie. W każdym aspekcie panowała idealna równowaga. Stworzyliśmy firmę Sisley razem, na początku wszystko robiliśmy we dwoje. Potem każdy miał swoją specjalizację. Ja skupiłam się na pracy w laboratorium. Mam dużo, często szalonych pomysłów. A nasi naukowcy cieszą się, że mogą je realizować. Świat natury to fascynujący obszar badań, a współczesna technologia daje praktycznie nieograniczone możliwości działania. Laboratoria Sisley wyspecjalizowały się w fitokosmetologii, to oznacza, że w naszych kosmetykach znajdują się naturalne ekstrakty roślinne najwyższej jakości. Jestem dumna, że razem z mężem udało nam się stworzyć te produkty wtedy, gdy konku-
renci nie doceniali jeszcze ogromnego potencjału roślin. Wspólna pasja, wspólna praca i jej efekty zawsze przynosiły nam obojgu ogromną satysfakcję. Często mówiliśmy, że Sisley jest naszym kolejnym dzieckiem. Dziś kosmetyki Sisley można kupić w najelegantszych perfumeriach w 90 krajach świata! 

Mówiła Pani zawsze, że Sisley to luksus dla każdej kobiety.

Tak, bo luksus to zaufanie, które wynika przede wszystkim ze skuteczności naszych kosmetyków, którą możemy zagwarantować jako firma rodzinna. Działamy według własnych reguł, bez żadnego marketingowego przymusu, tworząc i wprowadzając na rynek nowy produkt wtedy, gdy uważamy, że jest skuteczny i bezpieczny. Jesteśmy niezależni, to wyjątkowy komfort i największa zaleta własnej firmy. 

Pani dzieci były od początku zaangażowane w firmę?

Jestem dumna z moich dzieci i żałuję, że kiedy były małe, nie mogliśmy im poświęcać więcej czasu. Wtedy trochę się denerwowały, że nawet w weekend rozmawiamy o pracy. Christine skończyła Princeton, a potem dwa lata pracowała w Nowym Jorku i tam nauczyła się ścisłego podziału między pracą a życiem osobistym. Trudno jej było przekonać do tego ojca. Jestem szczęśliwa, że nasze dzieci – Christine i Philippe zdecydowały się pracować dla naszej marki. Taka kontynuacja to ogromna wartość. Kilkoro naszych wnuków także wspomina już o chęci związania się z naszą firmą
w przyszłości, co jest dla mnie wielką satysfakcją!

W książce „Od Marii Walewskiej do Sisleya. Piękno bez granic”, która właśnie została wydana
w polskim tłumaczeniu, pani mąż napisał, że dzisiaj każda kobieta może być piękna.

Jeżeli ma swój styl… I jest szczęśliwa. Samodzielność i pewność siebie to jedno, ale bez miłości kobieta nie rozkwita.

 

Czy dla Pani jest ważna moda?

Kocham modę, bo jest dziedziną sztuki. Emanuje energią, podkreśla osobowość, nosi ślad czasów, w jakich żyjemy.

Pomaga poczuć się młodziej?

Mnie to poczucie daje kontakt z ludźmi, zwłaszcza z pokolenia moich dzieci. To przywilej mojej pracy, że pracuję z młodszymi.

Nie ma w Pani ani odrobiny frustracji! Jak uzyskać taką harmonię?

Moim eliksirem młodości jest praca. Mam jeszcze więcej zapału, niż kiedy miałam 40 lat. Chcę jak najwięcej zrobić.