CZEGO NIE POWINNAŚ mówić kochankowi?

"Mój poprzedni chłopak dotykał mnie delikatniej"

Gdy mój narzeczony za mocno przycisnął mnie w łóżku (nie po raz pierwszy zresztą), wyrwało mi się, że jego poprzednik był bardziej delikatny. Wtedy Tomek się obraził i wyszedł z sypialni.
kama @

Rzeczywiście porównywanie obecnego kochanka do byłego nie jest zbyt taktowne. Uwagi typu: „Irek poświęcał więcej czasu na grę wstępną”, „Adam lepiej pieścił moje piersi”, na pewno nie zachęcą partnera do walki o palmę pierwszeństwa. Raczej nadwątlą męskie ego i pozbawią ochoty do dalszych igraszek. Nie ma bowiem nic gorszego dla mężczyzny, niż usłyszeć, że jest w czymś (a zwłaszcza w seksie!) gorszy od innych. Nawet jeśli nie zrobimy konkretnego porównania, a tylko wyrazimy uznanie dla możliwości byłego partnera (np. „Wojtek mógł kochać się kilka razy z rzędu”), to też dotkniemy obecnego wybranka. Bo to tak, jak byśmy dały mu do zrozumienia, że nie jest wystarczająco dobry. Dlatego, nawet jeśli chcemy coś zmienić w zachowaniu partnera, powiedzmy mu o tym bezpośrednio, nie wykorzystując do tego ekskochanków. Ale niech to też nie będzie krytyka rzucona prosto w oczy, np.: „Nie lubię, jak mnie tak klepiesz”. Zastosujmy raczej metodę cukierka – zanim powiemy coś, co nam nie pasuje, pochwalmy to, co nam się podoba, np.: „Uwielbiam, gdy jesteś męski i zdecydowany, ale teraz mam ochotę na czułe pieszczoty”.

"Znam pozycje, która sprawdza sie przy małym członku"

Spotykam się z mężczyzną, który nie jest szczególnie hojnie obdarzony przez naturę. Kiedy więc znalazłam w kobiecym czasopiśmie pozycję polecaną przy rozmiarze XS, uradowana podpowiedziałam ją kochankowi. Nie chciał jej jednak wypróbować – nie rozumiem dlaczego. Lidka z Tarczyna

Panowie są wyjątkowo wrażliwi (a często wręcz przewrażliwieni) na punkcie swojej męskości i nie tylko krytyka wprost może ich zranić. Nawet jeśli powiemy coś w dobrej wierze, partner z małym przyrodzeniem prawdopodobnie poczuje się dotknięty do żywego. Oczywiście, jak najbardziej możemy (a nawet powinniśmy) w takiej sytuacji praktykować specjalne pozycje zwiększające doznania, ale trzeba je wprowadzać do alkowy z dużym wyczuciem. Najlepiej po prostu zaproponujmy tę specjalną pozycję, nie mówiąc, że stosuje się ją przy niezbyt dużym penisie. Czasami dobrze jest nie nazywać rzeczy po imieniu. No, chyba że nasz ukochany sam zacznie temat. Będzie miał do siebie taki dystans, że rzuci coś w rodzaju: „Olbrzymem to on nie jest”, albo będzie nas zasypywał pytaniami: „Czujesz mnie czy nie?”. Wtedy zamiast robić dobrą minę do złej gry i utrzymywać, że jest nam bosko, lepiej powiedzmy: „Wiesz, to może spróbujmy pewnej pozycji”, i pokażmy ją (bez zbędnych komentarzy).

"No cio tam, misiaczku?"

Podczas gry wstępnej lubię pochylić się nad ptaszkiem mojego ukochanego i przemawiać do niego czule. Czasem też nazywam go Wacusiem itp. Partnerowi się to, niestety, nie podoba i mówi, żebym przestała się wygłupiać. minutka @

Faceci lubią wprawdzie personifikować swoje penisy i nadawać im wdzięczne imiona czy wyszukane pseudonimy, ale zwykle peszy ich, gdy to samo robi kobieta. Jeszcze gorzej, kiedy przemawiamy do ich męskości pieszczotliwie jak do dziecka, używamy w stosunku do niej zdrobnień itp. Wtedy mężczyźni mają poczucie, że umniejszamy znaczenie i powagę ich członków. Dlatego pamiętajmy – fallus to nie pluszak, nie infantylizujmy go. Nie nazywajmy Wacusiem, Jacusiem czy Romusiem. Nie szczebioczmy do niego „A ti, ti, malutki”. Jeśli już musimy matkować, to tylko facetowi, nie jego przyrodzeniu. Inaczej ryzykujemy, że stanie się ono mięciutkie i równie przydatne jak pluszowa przytulanka.

"Wcześniej spałam z dwunastoma facetami"

Kiedy Damian zapytał mnie podczas naszej pierwszej nocy, ilu miałam przed nim partnerów, bez zastanowienia odpowiedziałam, że ponad dziesięciu. Teraz mi to czasem wypomina. Oj, chyba mi się ta szczerość nie opłaciła.
Paulina z Grudziądza

Lepiej zastanówmy się dwa razy, zanim ujawnimy ukochanemu swoją seksualną przeszłość (zwłaszcza jeśli miałyśmy więcej niż trzech statystycznych kochanków). Bogate doświadczenie jest dobre w CV, ale niekoniecznie w sypialni. Bo choć na początku mężczyźni niby deklarują, że lubią kobiety wyzwolone, to jednak szybko się okazuje, że nie dotyczy to stałych partnerek życiowych czy kandydatek na żonę. W naszej kulturze nadal, niestety, pokutuje pogląd, że mężczyźnie przystoi mieć tabun kochanek, ale kobieta powinna „się szanować”. By więc wybranek nie uznał, że mamy za duże doświadczenie, lepiej nie zwierzajmy mu się, ilu kochanków miałyśmy, co dokładnie robiłyśmy z nimi i jak nam było. Poza tym, jeśli będziemy opowiadały obecnemu partnerowi (do tego ze szczegółami) o jego poprzednikach, może sobie pomyśleć, że o nim (jeśli się rozstaniemy) również będziemy rozpowiadały na prawo i lewo.

"Ojej, czemu tak wcześnie skończyłeś?"

Czasami mojemu mężowi (zwłaszcza gdy jest zmęczony) zdarza się mieć za wcześnie wytrysk. Nie potrafię wtedy ukryć swojego rozczarowania, bo też chciałabym osiągnąć orgazm. Gdy mówię o tym Radkowi, nie ma najszczęśliwszej miny .an_35 @

Choć zbyt wczesny wytrysk u partnera może być deprymujący, nie róbmy wymówek. Nie zarzucajmy mu, że przez to, iż skończył za wcześnie, my nie zdążyłyśmy „dojść”. Nie tędy droga – pretensje na pewno nie wydłużą czasu stosunku. Poza tym demonstrując swoje niezadowolenie, zrobimy duży afront kochankowi. Bo dla mężczyzny wydolność jest prawie tak samo ważna, jak wielkość członka. Jeśli nie stanie na wysokości zadania, sam czuje się wystarczająco paskudnie – nie powinnyśmy go więc dobijać. Ponadto, że kochanek za szybko „wybuchł”, nie oznacza przecież, że musimy od razu się ubierać i uciekać z łóżka. Partner może przecież dokończyć stymulację naszych intymnych rejonów ręką. Zamiast więc mu wypominać „pośpiech”, dajmy delikatnie do zrozumienia, że jeszcze nie jesteśmy w pełni usatysfakcjonowane, i zaproponujmy, jak ma nas zaspokoić. Na pewno z ochotą przyczyni się do naszego spełnienia.

CZEGO NIE CHCIAŁABYŚ usłyszeć od partnera?

"Uwielbiam twoje pełne uda"

Nowy partner zachwyca się moimi solidnymi udami. Nie wiem, czy mogę mu wierzyć, bo moim zdaniem to masywne klocki (których nienawidzę!). biedronka @

Panowie z reguły nie posuwają się do bezpośredniej krytyki typu: „Ale masz fałdki na brzuchu!”. Niemniej zdarza im się tzw. wątpliwy komplement w rodzaju: „Uwielbiam twoje krągłości”. I choć nie ma w tym żadnej ukrytej złośliwości (mężczyznom naprawdę podoba się w nas to, co chwalą), my jednak doszukujemy się we wszystkim drugiego dna. Wydaje się nam, że kochanek chce w ten zawoalowany sposób dać do zrozumienia, iż powinnyśmy przejść na dietę. Dużo surowiej od mężczyzn oceniamy same siebie i zwykle trudno nam uwierzyć, że coś, co postrzegamy jako swoją wadę (małe piersi, szerokie biodra, pieprzyk itp.), może partnerowi się podobać. Stąd taki nietakt potrafi sprawić nam sporą przykrość, a nawet zablokować naszą łóżkową inwencję i spontaniczność.

"Lubię sobie wyobrażać, że... uprawiamy seks w grupie"

Mój chłopak, gdy go poniesie w łóżku, dzieli się ze mną swoimi pikantnymi fantazjami. W porządku, kiedy dowiaduję się, że wyobraża sobie, jak kochamy się w windzie. Ale nie jest mi przyjemnie wysłuchiwać, że marzy mu się seks ze mną i innymi kobietami jednocześnie.
kama@

Ujawnianie męskich fantazji z jednej strony nas cieszy. Oznacza bowiem, że partner ma do nas zaufanie i chce dopuścić do świata swoich najskrytszych myśli. Z drugiej strony, niektóre jego marzenia mogą przekraczać granice naszej intymności i tolerancji. Zwłaszcza pomysł seksu w większym gronie bywa dla nas przykry. Zaczynamy wtedy zadręczać się pytaniami w rodzaju: „Jak to, ja mu już nie wystarczam?”, „Może szuka sposobu, by spróbować seksu z innymi?”. Nawet jeśli nie odbieramy jego zwierzeń jako chęci do zdrady, to i tak robi się nam przykro, że nie jesteśmy dla niego najbardziej pożądaną (i jedyną!) kobietą na świecie. Tak więc, choć dzielenie się fantazjami bywa pozytywne (bo może rozbudzać erotyczną wyobraźnię i rozpalać zmysły kochanków), to jednak panowie powinni być ostrożni w tym względzie. Najlepiej, jeśli ujawniają marzenia seksualne stopniowo, sprawdzając, jak na nie reagujemy.

Zobacz także:

"Ta to ma czym oddychać"

Ostatnio, gdy leżałam wtulona w mężowskie ramiona po miłosnym uniesieniu, on ni stąd, ni zowąd ściągnął mnie na ziemię. Zapytał z pomrukiem uznania: "A widziałaś tę nową sąsiadkę? Ma kobieta czym oddychać". Zrobiło mi się przykro, bo wiem, że Eryk lubi ładne piersi, a ja nie mam czym się pochwalić. Ada z Wałbrzycha

Najgorszą rzeczą, jaką możemy usłyszeć od faceta w sypialni, są pochwały pod adresem innych kobiet. Pal sześć, jeśli mówi z uznaniem o Monice Bellucci czy jakiejś innej niedościgłej gwieździe. Gorzej, gdy zachwyca się naszą najlepszą przyjaciółką lub opowiada: „Wiesz, ta nowa stażystka z działu kadr to ma nogi do samej szyi”. My i bez tego mamy tendencję do ciągłego porównywania się z innymi przedstawicielkami swojej płci i czucia się gorszymi, brzydszymi, mniej seksownymi. A jeśli jeszcze ktoś (a zwłaszcza ukochany mężczyzna) wychwala przy nas cudze walory, wydaje się nam, że wypadamy wyjątkowo blado na tym tle. Dlatego dobrze by było, aby panowie wykazywali się większą delikatnością w tym względzie.

"Czy zdarzyło ci się udawać orgazm?"

Przeżyłam ostatnio noc, która zapowiadała się bardzo obiecująco. Niestety, do czasu. W pewnym momencie kochanek zapytał mnie, czy symulowałam kiedyś spełnienie. Nie spodobało mi się to. Myślę, że ta przygoda pozostanie jednorazowa. kat.be@

Od czasu gdy Meg Ryan w filmie „Kiedy Harry poznał Sally” pokazała, że udawanie orgazmu to nasza spécialité de la maison, żaden facet nie może być pewien, czy rzeczywiście mdlejemy z rozkoszy, czy też chcemy po prostu zrobić mu przyjemność, udając satysfakcję. Stąd te męskie wątpliwości i pytania, które tak nas denerwują. Nie lubimy ich, bo po pierwsze, sprawiają, że czujemy się egzaminowane. Uważamy, że kochanek nas bada, sprawdza, czy jesteśmy zdolne do przeżywania rozkoszy. A po drugie, nie wiemy, jak na te pytania odpowiadać. Jeśli np. przyznamy się do „aktorstwa” w przeszłości, to Pan Dociekliwy może zacząć podejrzewać: „Ciekawe, czy teraz też udaje”. Lepiej więc, żeby mężczyźni nie sondowali nas w ten sposób. Paradoksalnie pod presją tych nagabywań możemy mieć kłopot z osiągnięciem upragnionego orgazmu i pokusę, by dla świętego spokoju… udawać.

"No i jak było?"

Niektórzy mężczyźni mają w zwyczaju pytać na zakończenie zbliżenia, jak ich oceniam. To bez sensu! Bo przecież jeśli było mi dobrze, to kochanek powinien wiedzieć. Ubieranie tego stanu w słowa nie wydaje mi się konieczne. A jeżeli było "tak sobie", to z pewnością nie jest to chwila na takie rozmowy. Odbąkuję więc zwykle na odczepnego: "Było OK". Teresa z Radomia

To faktycznie kolejne męskie pytanie, które wywołuje u nas alergię. Bo trudno o inną reakcję, gdy upojne chwile wieńczy zdanie: „Jak było?”. Sądzimy wtedy, że kochanek traktuje seks z nami jak sposób na sprawdzenie się. Okazję, by móc się wykazać i udowodnić, że jest prawdziwym mężczyzną. To stawia nas w niekomfortowej sytuacji wystawiania mu cenzurki. Tymczasem w naszym przekonaniu akt miłosny to nie zawody, w których się liczy zdobycie mistrzostwa i miejsce na podium. Pragniemy, by to było misterium. Dlatego też, gdy pada tego rodzaju zapytanie, cała rozkosz ulatuje, ustępując miejsca frustracji.