– Byłam dzieckiem większym i wyższym od rówieśników. Geny. To widać na zdjęciach z przedszkola, szkoły: są dzieci i jestem ja. Wyróżniałam się. Nigdy nie byłam chudziakiem. Ale nigdy nie miałam na tym tle kompleksów, że jestem gorsza czy brzydsza. Nikt również nie dawał mi powodów, żebym tak się poczuła. Nie miałam kłopotów w kontaktach z rówieśnikami. Byłam przez nich akceptowana, lubiana. Moi rodzice też nigdy nie dawali mi odczuć, że moja waga to problem. Pilnowali tylko, żebym zdrowo się odżywiała. Wkroczyłam więc w wiek dorastania, a potem w dorosłość bez poczucia winy, że większa sylwetka może oznaczać ograniczenia. Zdarzało mi się raz trochę schudnąć, raz trochę przytyć. Jeśli czułam, że z moją wagą źle się czuję, od razu coś robiłam, a nie wyrywałam włosy z głowy, nie chowałam się przed ludźmi – opowiada aktorka.

W szkole aktorskiej, a potem od reżyserów, od dyrektora jej rodzimego Teatru Capitol we Wrocławiu nigdy nie usłyszała, że powinna schudnąć. – Raczej: „Słuchaj, jesteś aktorką charakterystyczną, takie też są potrzebne. Nie zagrasz drobnego filigranowego dziewczęcia, ale będą też role wyłącznie dla ciebie”. Tak jak stało się w przypadku roli Agaty z „2XL”. Zawsze też przypominam sobie, że wśród osób publicznych i aktorów są oso-by tęższe. Nie narzekają na brak propozycji zawodowych, cieszą się sympatią widzów. Ostatecznie przecież liczą się kompetencje, talent, warsztat. Szczupłość nie musi znaczyć „piękno” i nie jest gwarancją sukcesu. Ludzie często myślą schematami, a tymczasem takie myślenie jest bzdurą. Często też te stereotypy nie mają nic wspólnego z prawdziwym życiem, bo np. jest wielu mężczyzn, którym podobają się kobiety w rozmiarze 42 czy 46. Elżbieta, postawna, wysoka, o długich blond włosach, słowiańskiej urodzie, kobiecych kształtach, śmieje się: – Szczerze powiedziawszy, nie obchodzi mnie, czy mężczyźni zwracają na mnie uwagę. Nie buduję na tym swej pewności siebie, bo i tak ją mam. Ale oczywiście, jeśli ktoś mnie skomplementuje, okaże sympatię, adorację, jest miło. Jak każdej kobiecie. – Najbardziej jednak cieszy się, gdy ktoś doceni ją jako aktorkę i człowieka. – A to mnie spotyka od widzów: i kobiet, i mężczyzn. Cieszy, bo w pracę wkładam kawał serducha. – Teraz, kiedy szerszej publiczności znana jest nie tylko z serialu „Ranczo”, ale i „2XL”, takich dowodów uznania ma wiele.

– Ostatnio podeszło do mnie małżeństwo. Ona pełniejsza. I mówią, że ten serial im pomógł. Bo mąż zrozumiał: uszczypliwości mówione żonie na temat jej wagi, które je-mu wydawały się śmieszne, raniły ją. Po szczerej rozmowie zbliżyli się do siebie. Bardziej się wspierają, zaczęli żyć razem, a nie obok siebie, celebrują wspólne spacery.

Jeśli spotyka krytykę w internecie, przejmuje się tylko tą konstruktywną. – Te inne przytyki, które np. dotyczą mojej figury, nie robią na mnie wrażenia. Starałam się zawsze patrzeć pozytywnie na świat i ludzi. I choć zdarza mi się popełniać błędy, to znam swoją wartość i nie zależy ona od mojej aktualnej wagi. Sądzę, że to też kwestia podejścia do życia. Miałam fantastyczne dzieciństwo, robiłam to, co kochałam, chodziłam na taniec towarzyski. Zawsze miałam wsparcie w rodzicach. To mądrzy ludzie, którzy nie wychowali mnie na rozpieszczoną jedynaczkę, tylko na rozważną kobietę, umiejącą poradzić sobie w życiu, stawiającą sobie jasne cele i robiącą wszystko, aby je osiągnąć, ale tak, żeby nie ranić innych. Nauczyli mnie ciężkiej pracy. Dziś wychodzę z założenia, że marzenia są po to, by je spełniać. I pełna sylwetka nie stanowi tu ograniczenia. Wokół mnie są osoby, które śmiało mogę nazwać swoimi przyjaciółmi. Zawsze mogę na nie liczyć, a one na mnie.

Uważa, że tylko od nas zależy, czy czujemy się dobrze z naszą wagą. – Jeśli ci to przeszkadza, zmieniaj się! Ważne też, aby „nie zapuszczać” się, być zadbaną. Mieć ładną cerę, włosy, paznokcie, pełne, ale jędrne ciało, fajne ciuchy... I tu żałuję, że wchodzę do sklepu i nie ma dla kobiety o moich warunkach wyjściowej sukienki, modnej bluzki czy tuniki. Jeśli już coś w dużym rozmiarze, to bury, bezkształtny namiot lub modele dla starszych pań. To, że jest pełna, nie znaczy, że je, co chce, i się nie rusza. – Ćwiczę na siłowni, biegam na bieżni, chodzę na długie spacery, uważam, co jem. Sądzę, że robi to każdy świadomy człowiek, nieważne, czy w rozmiarze 34, czy 44. Nie daję sobie przyzwolenia „skoro i tak jestem duża, to – za przeproszeniem – mogę żreć, ile wlezie”. Warzywa, grillowane mięso, ryby, kasze. Staram się jeść zdrowo, smacznie, ale z umiarem, żeby czuć się dobrze. Znam swój organizm. Uwielbiam gotować. Gdy tylko mam możliwość, robię to i zapraszam przyjaciół. A, i nie mam w domu wagi!