Rynsztok, ściek, szambo – tak określane są dyskusje na wielu popularnych forach internetowych. Bo w Internecie można anonimowo i zupełnie bezkarnie skrytykować i opluć każdego: piosenkarkę, która ma dosyć rozgrzebywania prywatnego życia, aktorkę, która przytyła.

Pierwszy weekend sierpnia nie należał do najmilszych dla Doroty Świeniewicz (37 l.), która była kapitanem reprezentacji polskich siatkarek. Nie tylko dlatego, że jej drużyna przegrała dwa mecze. Jedna z naszych najlepszych siatkarek podjęła bardzo trudną decyzję: zrezygnowała z prowadzenia drużyny do wrześniowych mistrzostw Europy. „Często powtarzałam, że dopóki gra w siatkówkę będzie mi dawała radość, będę grała”
– powiedziała na konferencji prasowej w niedzielę. Płakała. Otwarcie przyznała, że mówi „dość”, bo jej psychika nie jest już odporna na stres spowodowany krytyką „wytrawnych anonimowych znawców”.
Dorota jest bardzo doświadczoną siatkarką, która gra od ponad 20 lat. To m.in. jej Polacy zawdzięczają dwa złote medale na mistrzostwach Europy w 2003 i 2005 roku. Po tych wygranych do naszych siatkarek przylgnęło wdzięczne określenie „Złotka” i to Dorota była ich liderką. Cztery lata temu zdobyła tytuł najlepszej siatkarki Europy. Ostatnie 12 lat żyła poza granicami Polski – 11 spędziła we Włoszech, rok w Hiszpanii, grając w tamtejszych klubach siatkarskich. To we Włoszech związała się ze swoim mężem, działaczem siatkarskim Markiem Brandtem. Do Polski przyjeżdżała tylko na zgrupowania reprezentacji. Dla Włochów wywalczyła mistrzostwo Europy w 2004 r. i inne tytuły. Wiosną tego roku ponownie wróciła do gry w naszej reprezentacji. Jej marzeniem było doprowadzić „Złotka” do zwycięstwa w tegorocznych ME, a następnie pożegnać się z narodową kadrą.

wrażliwość cyborga
„Od pierwszego dnia treningów zaczęły się ataki. Nie wiem, z jakich powodów. Wyciągano na wierzch mój wiek, moją przydatność dla reprezentacji, to, że będę zajmowała miejsce młodym, że się promuję przy każdej okazji. Obrzucano mnie różnymi epitetami” – opowiada, gdy siedzimy w jej ulubionej włoskiej restauracji na warszawskiej Woli. Jest opanowana, skromna, spokojna. Towarzyszy jej mąż i 2,5-letni syn Julek. Rzadko się widują, bo oboje są ciągle w rozjazdach. Od ogłoszenia decyzji o rezygnacji minął równo tydzień. Marek Brandt nie dziwi się decyzji swojej żony. Mówi, że w siatkarskim środowisku wielu zawodników atakowanych jest w podobnym jak Dorota stylu: „Kibic jest bezwzględny. Traktuje zawodnika jak cytrynę, którą musi wycisnąć”.
Od marca grupa „kibiców” nie zostawiała na Dorocie suchej nitki w komentarzach pod artykułami zamieszczanymi na internetowych portalach, m.in. na portalu środowiska siatkarskiego www.reprezentacja.net . Gdy zaglądam na forum tego portalu dwa dni po rezygnacji Doroty, panuje tam wojenny nastrój. Większość użytkowników dokładnie wie, co przeżyła siatkarka. Wskazują nicki osób, które agresywnie się o niej wypowiadały i apelują, by zakazać im możliwości wypowiedzi.
Kibic_amator: „Pani Dorocie współczuję, bo była tu wiele razy szkalowana. (...) To na tym portalu było sporo komentarzy, które mnie zniesmaczały! (...) Większość ma tu wrażliwość cyborga, czy wy naprawdę nie widzieliście jej łez, czy to o niczym nie świadczy? Ta kobieta została złamana!”. Grzegorz: „Od dłuższego czasu przyglądałem się pewnej w jakimś sensie zorganizowanej akcji niszczenia wizerunku Doroty Świeniewicz. Każdy news z jej nazwiskiem w treści uaktywniał pewnego perwersa (nikt mi nie powie, że nie były to wycieczki osobiste) do totalnego skopania zawodniczki bez względu na temat wiadomości. Nawet jej obecność w szpitalu u chorych na białaczkę dzieci ten chory debil potrafi ł zinterpretować jako promocję własnej osoby.”

jak długo można być kopanym?
Siatkarka mówi, że to, co działo się w sieci, docierało do niej pocztą pantoflową. Laptopa woziła na zgrupowania tylko, by przez skypa mieć kontakt z synem i mężem. Jednak najgorsze dla niej było to, że nagonkę internautów podchwycili niektórzy dziennikarze z internetowych portali i lokalnej prasy. Jeden z nich zapytał po konferencji prasowej w Rzeszowie, czy rzeczywiście po ciąży wróci szybko do sportu. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że jej syn ma dwa i pół roku i że ona gra już od dwóch sezonów! Jej przerwa na urlop macierzyński była krótka, już miesiąc po urodzeniu wznowiła treningi. Inny dociekał, czy dużo młodsze koleżanki na boisku muszą się do niej zwracać per pani?
„To są takie rzeczy, które świadczą o złej woli” – mówi siatkarka. Kroplą, która przeważyła, była rozmowa z jakimś dziennikarzem, który po sobotnim meczu z Holenderkami zapytał, czy jest dumna z tego, co wyprawia po powrocie do reprezentacji. „Jasne, że złapali mnie w takim momencie, kiedy nie potrafiłam przełożyć tego, co robiłam na treningu, na grę w meczach oficjalnych. Ale jego pytanie dolało oliwy do ognia i powiedziałam sobie – nie warto. Schodzę z linii strzału, bo jak długo można być kopanym? I odeszłam – mówi Dorota. – Dziwne i zaskakujące jest to, że jeszcze do niedawna byłam dla nich najlepszą zawodniczką, pisali wiersze i poematy. A kiedy wróciłam i chciałam pomóc, to mnie skopali. Siatkówkę nadal będę kochała, to była, jest i będzie moja pasja, ale już nie w tym wymiarze, jak do tej pory.”
Jej koleżanki z reprezentacji rozgrywają właśnie mecze w Azji. Dorota za tydzień wznawia grę w Bielskim Klubie Siatkarskim. Wywiad, którego mi udziela, jest jej ostatnim słowem na ten temat. Więcej nie ma zamiaru do tej sprawy wracać.

anonimowy cham
O chamstwie na polskich forach internetowych mówi się już głośno. Najgorszą sławą cieszą się wpisy pod artykułami na onet.pl – świadczą o tym powiedzonka w stylu „Nie róbmy onetu”, „Głupi jak komentarz na onecie”. Nie lepiej jest na portalach plotkarskich. Tu prawie każdy news skonstruowany jest tak, by sfrustrowany internauta mógł sobie ulżyć, pisząc, jak głupia jest Doda, jak mały mózg ma Mucha, jak brzydka jest Cichopek. To są wersje najdelikatniejsze.
Karolina Korwin-Piotrowska, która założyła portal plejada. pl o ludziach show-biznesu, zatrudniła moderatora, który usuwa chamskie wpisy. „Mamy zasadę, by dywagacji poniżej pasa nie publikować. Gdy pojawia się wpis w stylu »spałem z nią i wiem, jaka jest w łóżku« albo zaczynają się obelgi, trzeba dyskusję natychmiast uciąć. To naprawdę może zachęcić psychopatów, żeby wpisywać kolejne wypowiedzi i mamy efekt kuli śniegowej. Ludzie odnoszący sukces są wystawieni na ogromną krytykę. Jesteśmy narodem genetycznie bardzo zawistnym. Siedzi taki sfrustrowany człowiek w domu, wali wpisy na forach i marzy, żeby jego wypowiedź zobaczył cały świat. Ma wtedy moment satysfakcji, bo jego głos jest dyskutowany.”
Efekt kuli śniegowej? Po rozmowie z Karoliną wchodzę na onet.pl. Minęły trzy dni od rezygnacji Doroty Świeniewicz. Pod artykułem o meczu siatkarek najbardziej chwyta wpis: „Sonda. Z którą polską siatkarką chciałbyś się przespać?”. I uruchamia się lawina niewybrednych wypowiedzi. Następny chwytliwy wpis jest o rzekomej nadwadze zawodniczek. Wygląda na to, że kibice w ogóle nie mają do nich szacunku. Inny dowcipny internauta rzuca wpis adresowany do Doroty: „Nie zwalaj winy na internatów hrabianko!”. I tu następują dwa zdania kąśliwych epitetów. Efekt natychmiastowy – 121 odpowiedzi. Większość tym razem przeciwko żartobliwemu internaucie. Zaczyna się od spokojnej propozycji: „Bądź kozak, nagraj siebie z wypowiedziami o Dorocie, wrzuć na youtube, tak żeby było widać twoją twarz, przedstaw się z imienia i nazwiska”. Dyskusja z żartobliwej wymiany zdań szybko zamienia się w kłótnię z wyzwiskami. Internauci kłócą się z autorem posta, obrzucają obelgami jego i siebie nawzajem. Dwie osoby grożą sobie spotkaniem w sądzie, ktoś wzywa się na solo. A żartowniś ma radochę i podsumowuje: „Ostatnio mało piszę, bo z czasem jest bardzo krucho. Napisałem bez przekonania ten wątek, a jednak chwycił”.
Zdaniem Karoliny Korwin-Piotrowskiej, aktywni, plujący jadem internauci to wąska grupa. Jeden z dużych portali próbował prześledzić ich adresy IP i wyszło, że rzeczywiście jest kilkunastu–kilkudziesięciu bardzo aktywnych komentatorów, którzy codziennie obskakują fora na wielu różnych portalach.

opluj.pl
Sytuacja, z którą spotkała się Dorota Świeniewicz, to codzienność dla wielu publicznych osób. Zdaniem Korwin-Piotrowskiej, wielu celebrytów czyta wpisy o sobie w Internecie i wielu się nimi przejmuje. Ona sama radzi im, żeby tego nie robili: „Myślę, że merytoryczna krytyka jest dla nich do przyjęcia, ale wchodzenie w sferę intymną, i to w sposób chamski, po prostu ich boli.” Ofi cjalnie głos w sprawie tego, co dzieje się na internetowych forach, zabrali Katarzyna Skrzynecka i raper Mezo. Na początku roku nagrali piosenkę pod wiele mówiącym tytułem „www.opluj.pl”. „Udało im się, to niech dźwigają brzemię, ja jestem tu po to, by ich wdeptać w ziemię” – rapuje Mezo. „Problem dotykał głównie Kasi Skrzyneckiej, ale temat spodobał mi się. Internet niesie za sobą wolność i wiele oczywistych udogodnień, ale nie ma zupełnie odpowiedzialności za słowo pisane – tłumaczy raper. – Każdy może mówić, co mu się podoba, ale gdzieś jest granica wyzwisk i zniesławień. Jeśli miałbym zabrać głos w internetowej dyskusji, to nie widzę problemu, żeby się podpisać imieniem i nazwiskiem. Ludzie na forach anonimowo pozwalają sobie na zbyt dużo.”
„Specyficzne dla polskich internautów zabierających głos na forach jest, że fala krytyki, pomniejszanie osiągnięć pojawia się w komentarzach niezależnie od tego, czy artykuł o danej osobie ma wydźwięk pozytywny czy negatywny – tłumaczy dr Dominik Batorski, socjolog Internetu z Uniwersytetu Warszawskiego. – Na portalach anglojęzycznych to zjawisko nie występuje aż w takim stopniu. U nas wynika to chyba z większego poziomu frustracji i niedowartościowania. Osoby wypowiadające się w taki sposób chcą poprawić sobie samopoczucie. Przykre jest to, że na odejście Doroty Świeniewicz miały wpływ nie oceny profesjonalnych komentatorów siatkówki, a opinie niekoniecznie reprezentatywne dla większej grupy kibiców.” Mąż siatkarki,
który od 27 lat mieszka we Włoszech, też uważa, że to, co ją spotkało, jest charakterystyczne dla Polaków. „We własnym kraju jest poniewierana, niszczona, a we Włoszech noszona na rękach” – tłumaczy. Dorota Świeniewicz dodaje: „Tam kibice są z zawodnikiem na dobre i na złe. Kiedy w 2004 roku złamałam nogę, miałam ciężki i długi powrót do siatki, ludzie mnie cały czas wspierali. Przychodzili na treningi i dodawali otuchy. A w Polsce? Ciągle nie potrafię sobie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego mi to zrobili?”

ANNA MUCHA:
Kiedyś czytałam internetowe komentarze o sobie, napisałam nawet na ten temat felieton. Niektóre były śmieszne; np. w czasach, gdy rozwodzono się na temat mojej wagi, jedna z osób napisała: „Chyba nie wymagasz od muchy talii osy” – szalenie mnie to rozbawiło. Teraz nie czytam, może działa tutaj instynkt samozachowawczy. Lepiej jest chyba nie czytać, nie skupiać się na tym i nie brać do siebie. Wiem, że szereg moich znajomych unika czytania komentarzy na swój temat, bo wie, że nie dałoby rady wytrzymać tego psychicznie. Docierają do mnie informacje, które generują tabloidy i ludzie z bujną  wyobraźnią, już to mnie dotyka i oburza. Nie wyobrażam sobie czytania, co jeszcze w Internecie ludzie mają do powiedzenia na temat jakiejś wyimaginowanej sytuacji na mój temat. Skala agresji w sieci jest absolutnie niewyobrażalna. Mnie życzono kiedyś, żebym nie mogła mieć dzieci, życzono mi śmierci w wypadku samochodowym.

JOANNA LISZOWSKA:
Nie czytam internetowych komentarzy, co nie oznacza, że ich treść nie dociera do mnie. Staram się nie przejmować. Wiem, że „życie pod obstrzałem” wpisane jest w mój zawód, ale nie ukrywam, że nie jest to łatwe. Oczywiście każdy ma prawo do wyrażenia swojej opinii, szkoda tylko, że najczęściej są to komentarze anonimowych ludzi. Ciekawe, czy gdyby byli zmuszeni do przedstawienia się, pokazania swojej twarzy, z taką samą zawziętością i szczerością analizowaliby czyjś sposób bycia, życia, wygląd itp. Komentarze z Internetu przenikają do tabloidów, kolorowych gazet plotkarskich i odwrotnie. Ostatnio dowiedziałam się, że wychodzę za mąż, że sprowadziłam już kilka par butów z USA, że młody projektant szyje mi suknie (on też dowiedział się o tym z „mediów”). Jedna z gazet już na okładce informowała, że „tylko oni wiedzą, jak będzie wyglądała moja kreacja ślubna”... Przynajmniej tu mówili prawdę – ja nie wiem.

KAYAH:
Internet jest pełen trucizny i nie trzeba w nim przestrzegać jednego choćby przykazania. Nie zaglądam tam. W moim domu istnieje absolutny zakaz wnoszenia szmatławców i brukowców. Jeśli się o czymś dowiaduję, to tylko w miejscach, gdzie nie mam na to wpływu. Przejmuję się, kiedy dotyka to moich bliskich lub komplikuje życie moim współpracownikom. Przejmuję się, kiedy bzdury na mój temat zaczynają żyć realnym życiem i funkcjonują także między ludźmi na poziomie, z którymi się spotykam lub pracuję. Nigdy nie podejrzewałabym, że patologiczna nienawiść rodząca pomówienie może dotrzeć i do takich kręgów i wtedy to zjawisko wydaje się jeszcze smutniejsze. Przejmuję się, kiedy stwierdzam, że można przykleić komuś bezkarnie dewiację, perwersję czy chorobę zakaźną i to bez żadnych konsekwencji, ponieważ tak funkcjonuje u nas prawo. Każdy, kto spotkał się z zazdrością, plotką czy innym przejawem dyskryminacji, wie, że ciężko z tym żyć. Moja sytuacja jest spotęgowana stokrotnie. Jedyną obroną jest wypracowanie sobie dystansu do tego, co do mnie mimo woli dociera i wolności, która polega na całkowitym ignorowaniu tego, co inni o mnie myślą czy mówią. A najsłodszą zemstą na sączących nienawiść ciekawskich jest to, że jak jest naprawdę, nigdy się nie dowiedzą, he he.

„Jestem w sieci. Czuję się tu panem życia i śmierci, mogę siać postrach jak cosa nostra, a co ważne – nikt mnie tu nie rozpozna. Puszczam posta, gratka będzie ostra, zaraz znajdę jakiegoś ofi arnego kozła” – śpiewają Katarzyna Skrzynecka i Mezo w teledysku dedykowanym plotkarskim portalom internetowym i ich „życzliwym” użytkownikom.

Gdy 12 sierpnia oddawaliśmy numer do druku, Dorota Świeniewicz zapowiedziała, że jej obecność na okładce Newsweeka z 16 sierpnia i ten wywiad dla Glamour to jej ostatnie wypowiedzi dla prasy w tej sprawie.