To był ciepły, jesienny wieczór. Szłam na pierwszą randkę z mężczyzną poznanym w Internecie. Od dłuższego czasu marzyłam o nowym związku. Smutno mi było samej. A Bartek wydawał się wręcz idealnym kandydatem. Zanim umówiliśmy się się na spotkanie, przez kilka tygodni pisaliśmy do siebie na czacie. Był zabawny, inteligentny a do tego nieziemsko przystojny. Gdy mi przysłał swoje zdjęcia, to aż oniemiałam z wrażenia. Cieszyłam się, że taki kapitalny facet zainteresował się właśnie mną. Ustaliliśmy, że będziemy czekać na siebie na jedynej ławce stojącej przed pobliskim centrum handlowym. 

To ja zaproponowałam to może niezbyt romantyczne, ale za to bezpieczne miejsce. Bartek bardzo mi się podobał, ale postanowiłam być ostrożna. Już wtedy przestrzegano przed wszelkiej maści oszustami i zboczeńcami działającymi w necie. Pomyślałam, że jeśli zachowanie mojego wybranka wyda mi się podejrzane, to szybko się pożegnam i rozpłynę w tłumie odwiedzającym sklep. 

Bezczelnie udawał, że nie wie kim jestem

Gdy dotarłam na miejsce, już czekał. Zobaczyłam go z oddali. Siedział na ławce i rozglądał się wokół siebie. W ręku trzymał bukiecik kwiatów. Podeszłam bliżej, spojrzałam na niego i… zamarłam. W niczym nie przypominał mężczyzny ze zdjęć, które dostałam. Nie powiem, prezentował się całkiem nieźle, ale to nie był on. Na dodatek na mój widok nie zerwał się, by się przywitać, ale omiótł mnie obojętnym wzrokiem. Po chwili spojrzał na zegarek, westchnął i wrzucił kwiaty do kosza na śmieci. Widać było, że zamierza odejść. Ogarnęła mnie wściekłość. Nie dość, że przysłał mi nie swoje zdjęcia, to jeszcze teraz bezczelnie udawał, że nie wie kim jestem. Nie zamierzałam mu tego darować. 

– Myślałam, że fajny z ciebie facet. A ty jesteś zwykłym oszustem i chamem! – wypaliłam ze złością. Spojrzał na mnie zdumiony. Przez dłuższą chwilę nie mógł wydusić z siebie słowa.

– Przepraszam, ale nie rozumiem, o co pani chodzi – wykrztusił w końcu.

– Nie rozumiesz? Też mi coś! Jeśli jesteś zawiedziony moim wyglądem i chcesz się wycofać z randki, to mi to po prostu szczerze powiedz! Nie będę rozpaczać i robić ci scen! Choć w przeciwieństwie do ciebie wysyłałam prawdziwe zdjęcia. Od początku wiedziałeś, jak wyglądam! – nie odpuszczałam. 

– Jakie zdjęcia? Naprawdę nie mam pojęcia, o czym pani mówi – oczy miał wielkie jak spodki. 

Zobacz także:

– Naprawdę zamierzasz dalej zgrywać idiotę? To żałosne, bardzo żałosne – pokręciłam głową, a potem odwróciłam się na pięcie i ruszyłam przed siebie. Nie miałam ochoty dłużej z nim rozmawiać ani go oglądać. Żałowałam, że w w ogóle się z nim umówiłam. Ledwie jednak odeszłam kilkanaście kroków, gdy odezwał się telefon. Odebrałam odruchowo, nie spoglądając na wyświetlacz. 

– Hej, tu Bartek! – usłyszałam. 

– Po cholerę dzwonisz? Jeszcze mało narozrabiałeś? – warknęłam. Po drugiej stronie zapanowała na moment cisza. 

– Oj, coś czuję, że jesteś zła. Tak bardzo chciałaś się ze mną spotkać? 

– Owszem, ale już mi przeszło. Nie spodziewałam się, że tak się zachowasz. Nie pisz i nie dzwoń do mnie więcej. Szkoda czasu. I twojego, i mojego.

– O rany, po co te nerwy? Wiem, że nawaliłem, ale w firmie zwołano nagle zebranie. Bardzo ważne! Byłem pewien, że potrwa najwyżej pół godziny, góra czterdzieści minut i zdążę na spotkanie bez problemu. Ale jak nas posadzili w sali konferencyjnej, to dopiero teraz wypuścili na krótką przerwę. Nie mogłem więc cię powiadomić, że nie przyjdę. Szef nie pozwala gadać przez komórkę – tłumaczył.

– Zaraz, zaraz… Chcesz powiedzieć, że nie było cię pięć minut temu pod supermarketem? – aż zatrzymałam się z wrażenia.

– No przecież mówię, że nie. Jestem w pracy

– Na pewno? Nie kłamiesz? Bo już nie wiem, czy ci wierzyć, czy nie?

– Pewnie, że nie kłamię… I w ogóle czemu zadajesz takie dziwne pytania? Odbiło ci, czy co? 

– Nie, po prostu chyba zrobiłam coś głupiego… 

– Co? A zresztą nieważne. Muszę kończyć. Druga część nasiadówki się zaczyna. Jutro się odezwę, to umówimy się na inny termin. Dobrze? 

– Jasne, odezwij się – wykrztusiłam i ostrożnie odwróciłam głowę. Mężczyzna, którego przed paroma minutami zwyzywałam od oszustów i chamów, ciągle siedział na ławce i przyglądał mi się uważnie. Ze wstydu omal nie zapadłam się pod ziemię. Z przeraźliwą jasnością dotarło do mnie, że przed chwilą obraziłam Bogu ducha winnego faceta. Miałam ochotę czmychnąć czym prędzej gdzie pieprz rośnie, ale nieznajomy nagle wstał i ruszył w moją stronę energicznym krokiem. Nie wiem dlaczego, ale zamiast uciekać, poczekałam, aż podejdzie bliżej. 

– Bardzo pana przepraszam, zaszło nieporozumienie. Umówiłam się w tym miejscu z pewnym mężczyzną poznanym w Internecie. To miało być nasze pierwsze spotkanie. Wzięłam pana za niego. I pomyślałam, że chce mnie pan wystawić do wiatru, bo się panu nie spodobałam. Stąd  ta złość i wyzwiska. Dopiero przed sekundą zorientowałam się, że to pomyłka… Zresztą, co tu dużo mówić. Zachowałam się jak idiotka. Dlatego jeszcze raz przepraszam – tłumaczyłam zawstydzona. Na twarzy nieznajomego pojawiło się najpierw niedowierzanie, a potem szczere rozbawienie.

– Uff, to mi ulżyło. Nawet nie wie, pani, jak bardzo… 

– Naprawdę? Dlaczego? 

– Bo już myślałem, że zwariowałem i zapomniałem, z kim się umówiłem. Miałem tu się spotkać z pewną kobietą… Też poznaną w Internecie i też po raz pierwszy… Czekałem godzinę, ale nie przychodziła. I kiedy już miałem sobie pójść, zjawiła się pani. I naskoczyła na mnie jak wściekły pies. Naprawdę nie rozumiałem, co się dzieje. Tamta była blondynką z długimi włosami. A pani ma ciemne włosy i krótkie. 

– No tak, jak większość facetów woli pan blondynki…

– Nic podobnego. Tak po prostu wyszło. A zresztą nie mówmy już o niej. W końcu wystawiła mnie do wiatru

– Mój znajomy też się dzisiaj nie pojawi. Ma zebranie w pracy.

– Czyli co, oboje zostaliśmy na lodzie? – uśmiechnął się. Dostrzegłam, że ma bardzo piękny uśmiech.

– Chyba tak – zaczerwieniłam się.

– To może się gdzieś razem wybierzemy? Szkoda tak pięknego wieczoru. Mam na imię Adam – skłonił się przede mną szarmancko. 

– Agnieszka – dygnęłam jak pensjonarka. – I chętnie gdzieś z tobą  pójdę. Nie chce mi się jeszcze wracać do domu.  

Ucieszyłam się, gdy poprosił mnie o numer telefonu

Adam zaprosił mnie do pobliskiej kawiarni. Spędziłam z nim naprawdę cudowny wieczór. Wyszliśmy jako ostatni, bo nie mogliśmy się nagadać. Okazało się, że lubimy oglądać te same filmy, czytać te same książki, słuchać tej samej muzyki. Pod koniec spotkania miałam wrażenie, że znamy się od lat. Gdy więc poprosił mnie o numer telefonu, dałam mu bez wahania. W tamtej chwili już nie byłam zła na Bartka, że nie pojawił się na randce. Ba, byłam mu za to bardzo wdzięczna. Nie, nie zakochałam się w Adamie od pierwszego wejrzenia, ale czułam, że to z nim chcę się umawiać. Gdy się więc rozstawaliśmy, myślałam tylko o jednym: żeby zadzwonił. I to jak najszybciej.

Odezwał się już następnego dnia. A potem jeszcze raz. I kolejny. Zaczęliśmy się regularnie spotykać. Im lepiej się poznawaliśmy, tym stawaliśmy się sobie coraz bliżsi. Po pół roku doszliśmy do wniosku, że żyć bez siebie nie możemy, a po dwóch latach zdecydowaliśmy się na ślub. Gdy przed ołtarzem wzruszony Adam przyrzekał mi miłość i wierność aż po grób, czułam, że dotrzyma przysięgi. I nie zawiodłam się.  To najwspanialszy mąż pod słońcem.  I kocha mnie tak samo mocno, jak w dniu ślubu. A ja? Każdego dnia dziękuję losowi za to, że nas połączył. Choć początkowo nic na to nie wskazywało…